środa, 7 czerwca 2017

Na Pradĕd (1491 m n.p.m.)

Spacer jedną z najpiękniejszych górskich dolin w Czechach, a następnie podziwianie przepięknej panoramy, mogącej spokojnie konkurować z widokami z Babiej Góry - tak najkrócej możemy podsumować naszą wycieczkę na Pradziada. Jeżeli ktoś ma jeszcze wątpliwości, to niech bierze plecak i jak najszybciej rusza na najwyższy szczyt Jesioników. Ale najpierw niech obowiązkowo przeczyta naszą relację!

To, że kiedyś, w bliżej nieokreślonej przyszłości, trzeba będzie zdobyć najwyższy szczyt Sudetów Wschodnich, wiedzieliśmy już od dawna. Nie po to przecież sylwetka Pradziada z charakterystyczną wieżą radiowo-telewizyjną przypomina nam o tym w co pogodniejszy dzień, górując nad panoramą Wysokich Jesioników oraz Gór Opawskich, żebyśmy zapomnieli. Konkretniejszy zamiar pojawił się jednak dopiero minionej jesieni, chcieliśmy w ten sposób ukoronować nasz górski sezon. Niestety ostatni cieplutki weekend okazał się dla nas pierwszym po przeziębieniu, wybraliśmy się więc na spokojny spacer po Przedgórzu Paczkowskim. Początek tej wiosny woleliśmy spędzić na nieco niższych wysokościach, powoli rozkręcając się. A kiedy zrobiło się w końcu ciepło i pogodnie, trafiła nam się kilkutygodniowa przymusowa przerwa w naszych wojażach.
No i wreszcie w miniony czwartek wszystko ułożyło się tak, jak powinno. Wolne w pracy i piękny słoneczny dzień – to wystarczyło do postanowienia, że tym razem to właśnie Pradziad będzie nasz. Z domu wyruszyliśmy stosunkowo późno, około 5:20. Przed nami było niecałe półtorej godziny jazdy i stwierdziliśmy, że nie trzeba się zrywać w środku nocy i można nacieszyć widokami po drodze. Spokojnym tempem około 6:40 dojechaliśmy do Karlovej Studánki. Kilka minut na ubranie butów oraz zebranie plecaków i ruszamy w drogę.
Już sam wybór parkingu pokazuje, że nasz stosunek do górskich wędrówek trochę ewoluuje. Kiedy przed niecałymi dwoma laty w ekspresowym tempie zaliczaliśmy szczyty Ziemi Kłodzkiej będące na liście Korony Gór Polski, podjeżdżaliśmy jak najbliżej wierzchołka i z reguły ruszaliśmy nań najkrótszą trasą. Tym razem też mamy wybór – wszystkie parkingi w miejscowości, łącznie z tym przed samym wejściem do doliny Białej Opawy, są w ten poranek dnia roboczego zupełnie puste. A my zatrzymujemy się na pierwszym od strony Ludwikowa, nie wjeżdżamy nawet porządnie do Karlovej Studánki. Chcemy się po prostu przespacerować przez miejscowość i nacieszyć dniem. I choć za wędrówkami po asfalcie jakoś szczególnie nie przepadamy, uznajemy że było warto. Drewniana zabudowa uzdrowiska robi bardzo klimatyczne wrażenie. O szczegóły architektoniczne jednak nas nie pytajcie, mimo wszystko ciągnie nas wyżej. Co do parkingu – jest płatny, cena za cały dzień postoju to 70 koron. O tej porze jednak nikogo tam jeszcze nie ma, planujemy więc uiścić opłatę po powrocie.

Tuż przed siódmą jesteśmy już przy pierwszym wodospadzie. Irena prosi o zrobienie jej zdjęcia, zatrzymujemy się więc, nie mając jeszcze pojęcia, jakie widoki czekają nas dalej. Tutaj jest też pierwsza z trzynastu stacji ścieżki przyrodniczej, której opisy sporządzono w językach czeskim polskim, niemieckim i angielskim. Stąd podążamy za znakami żółtymi i niebieskim, najpierw kawałek asfaltem, a następnie już dnem doliny. Szlak wzdłuż Białej Opawy z początku jest wygodny i szeroki, na tym pierwszym odcinku przechodzimy tylko przez jeden drewniany mostek. Podejście jest bardzo łagodne. W ten sposób dostajemy się aż do rozejścia szlaków, miejsca oznaczonego jako Na Paloučku. Szlak niebieski prowadzi w prawo, żółty - w lewo.
Pierwszy z bardzo wielu wodospadów na trasie.
Kawałek pokonujemy asfaltem.
Za chwilę wejdziemy do doliny Białej Opawy.
Pierwszy z mostów już przed nami.
Rozwidlenie szlaków żółtego i niebieskiego.

Przyznamy szczerze, że mieliśmy pewne wątpliwości. Może to trochę głupie, ale po kilku tygodniach przerwy w wycieczkach podchodziliśmy bardzo ostrożnie do szlaku, który jest rozreklamowany jako jeden z najtrudniejszych w Sudetach. Dodatkowo już na rozwidleniu czytamy ostrzeżenia, żeby żółtych znaków nie wybierać zimą, a najlepiej tędy nie schodzić, traktować szlak jako jednokierunkowy. Nie będziemy budować napięcia – obawy były niepotrzebne. Szliśmy spokojnie, byliśmy ostrożni i bez problemów daliśmy sobie radę.
Do miejsca o nazwie Nad vodopády, gdzie szlaki ponownie się łączą, docieramy po nieco ponad godzinie. Zazwyczaj dokładnie opisujemy, gdzie pojawiają się bardziej strome podejścia, atrakcje typu mosty, drabiny czy łańcuchy, kiedy szlak skręca. Tutaj… nie ma to sensu. Należy po prostu szukać żółtych znaków i cieszyć się otoczeniem. Obiecujemy, że na żółtym szlaku w dolinie Białej Opawy na godzinę/półtorej poczujecie się jak w zupełnie innym, górskim świecie. Nie spieszcie się, dajcie sobie czas. Naprawdę warto. Irena kilkukrotnie mówi, że nie myśli nawet o celu naszej wędrówki, mogłaby się po prostu tutaj zatrzymać i cieszyć oczy przez cały dzięń. Zresztą, jeżeli nie przekonują Was nasze słowa, po prostu obejrzyjcie te zdjęcia…
To już schody, którymi wychodzimy z doliny.

Dalej idziemy już za znakami niebieskimi, typową sudecką ścieżką. Jest jeszcze jeden mostek, a pod samym schroniskiem podejście stromymi schodami, ale w porównaniu do wrażeń z doliny to pestka. Do schroniska Barborka docieramy tuż przed dziesiątą, budynek jest duży, czysto tu i schludnie. Chwilę odpoczywamy i ruszamy dalej, a szlak prowadzi nas asfaltową drogą, która dociera pod samo schronisko. Przed Barborką spotykamy też pierwszych tego dnia wędrowców na szlaku. Tak, takie mamy szczęście, że w tak pięknych miejscach często jesteśmy sami. Przez kilka minut podążamy jeszcze za niebieskimi znakami i wtedy po raz pierwszy od wyjścia z samochodu widzimy szczyt.
I ostatni mostek w drodze na szczyt.
Teraz idziemy już typową sudecką ścieżką.
Barborka to duże i zadbane schronisko.
Pierwszy raz po wyjściu z samochodu widzimy szczyt.

Na skrzyżowaniu szlaków U Barborky zmieniamy znaki na czerwone, kolorem nie trzeba się już jednak specjalnie przejmować. Na sam wierzchołek prowadzi szeroka asfaltowa szosa, która leniwie okrąża szczyt. Aż kusi, żeby skrócić sobie drogę na przełaj, ale twardo trzymamy się nakazanej trasy – zresztą w miejscach które do skrótów zachęcają najbardziej, znajdują się sprytnie rozmieszczone zakazy. Z lewej też co jakiś czas stoją ławeczki zachęcając do odpoczynku. Pojawiają się też pierwsze widoki, a z każdym krokiem widać coraz więcej. Kiedy wychodzimy ponad wysokość drzew, ledwo powstrzymujemy się przed zatrzymywaniem się co chwilę i podziwianiem panoramy. Wiemy jednak, że u samej góry będzie jeszcze pięknej.
Taką drogą pniemy się w górę przez niemal trzy kwadranse.
Z lewej pojawiają się już pierwsze widoki.
Wierzchołek wydaje się na wyciągnięcie ręki.

Na szczycie jesteśmy chwilę przed jedenastą. Towarzyszy nam to niesamowite wrażenie, kiedy nic w zasięgu wzroku nie znajduje się wyżej. Mamy cały świat u stóp… Robimy sobie pamiątkowe zdjęcia przy tabliczce i ruszamy do wieży. Za 80 koron od osoby w 24 sekundy wjeżdżamy na taras widokowy, znajdujący się na oszklonej platformie, na 1564 metrach nad poziomem morza.
Widoczność jest rewelacyjna. Śnieżnik i Czarna Góra wydaje się być na wyciągniecie ręki, Biskupia Kopa to mała górka ledwo wystająca nad Orlik, na wschodzie majaczą niewyraźne sylwetki Beskidów. Dużo lepiej widać Śnieżkę, a szczyty Wysokich Jesioników wydają się oddalone tylko o kilka kroków. Trudno nam nasycić oczy, nie wiemy na czym się skupić. Chyba znowu trzeba będzie trochę wspomóc się zdjęciami.
Żeby nie był, że się nie wdrapaliśmy!
Widok w kierunku Vysoka hole.
Zbiornik Dlouhe strane.
Na trzecim planie Śnieżnik i Czarna Góra, na czwartym - Karkonosze.
A te małe górki na horyzoncie to Biskupia i Srebrna Kopa.

Mimo przepięknych widoków wieża nie do końca przypada nam do gustu. Nowoczesny wygląd nie pasuje nam do sudeckiego, górskiego otoczenia, chętniej widzielibyśmy tutaj kamienną budowlę. To i asfaltowa droga na sam szczyt trochę psują nam wrażenie. Nie zrozumcie nas źle, na Pradziadzie naprawdę bardzo nam się podobało. Z naszych dotychczasowych zdobyczy wyprzedza go chyba tylko Babia Góra, a dolina Białej Opawy sprawia, że różnica jest naprawdę niewielka. Serdecznie polecamy się tutaj wybrać, bo jest rewelacyjnie. Sami jeszcze przez chwilę krążymy wokół wieży, nie chcąc pożegnać się z Pradziadem. W końcu jednak ruszamy dalej. Przecież nie ma jeszcze południa, a kolejny szczyt już na nas czeka.

Trasa: Karlova Studánka – Na Paloučku (szlak żółty doliną Białej Opawy) – Nad vodopády – Pod Ovčarnou – schronisko Barborka – U Barborky – Pod Pradĕdem - Pradĕd
Czas przejścia: 3 godziny 56 minut
Odległość: 13,2 km

Punkty GOT: 15 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz