poniedziałek, 19 września 2016

Na Příčný vrch (975 m n.p.m.)

Podczas tworzenia tej fotorelacji nie ucierpiało żadne drzewo!
Spędzamy w naszych ukochanych Górach Opawskich bardzo dużo czasu, zdobyliśmy w nich już 22 mniejsze i większe wzniesienia, ale aż do niedzieli nawet nie zbliżyliśmy się do najwyższego szczytu tego pasma. Chyba najwyższy czas było to zmienić, prawda?

Do podnóża Příčnego vrchu mamy tylko nieco ponad 50 kilometrów, czyli niecałą godzinę jazdy samochodem. Tym razem nie możemy jednak wyruszyć o świcie i w drodze jesteśmy ciut po ósmej rano. Po dziewiątej docieramy na kamienny parking przy ośrodku narciarskim „Bohema” w Zlatych Horach. Jak dla nas jest już dosyć późno, jednak ostatecznie okazuje się to dobrym rozwiązaniem. Ta pora jest również jednym z powodów, dla których wybraliśmy na wycieczkę najwyższy szczyt Gór Opawskich. Jest niedziela i szukamy miejsca, gdzie nie zostaniemy zadeptani, a Příčný vrch jest nieco zapomnianym przez turystów zakątkiem.

Parkujemy pod ośrodkiem narciarskim Bohema.
Z parkingu ruszamy niebieskim szlakiem w stronę Zámeckiego vrchu. Niebieskie znaki przez ponad kilometr prowadzą nas lekko pod górę asfaltową drogą. Z prawej mamy nieczynny o tej porze roku wyciąg krzesełkowy. Na tym krótkim odcinku spotykamy trzy osoby i przez następne dwie i pół godziny jesteśmy na trasie zupełnie sami. A jest przecież całkiem ciepłe niedzielne przedpołudnie. Widać, że cel naszej wędrówki rzeczywiście do najpopularniejszych nie należy. Co prawda odstraszać może jeszcze gęsta mgła, cały czas jednak liczymy, że ta wkrótce zniknie.

Na początku jest łatwo i nie za stromo.
Z prawej mamy kolej linową.
Po dwudziestu minutach schodzimy z drogi na prawo, na leśną ścieżkę. Tutaj zaczyna się pierwsze tego dnia odczuwalne podejście. W ciągu kwadransa zyskujemy ponad sto metrów wysokości i docieramy do górnej stacji kolei linowej. Zazwyczaj jest ona dobrym punktem widokowym na Zlaté Hory, tym razem widzimy jednak w dole tylko gęstą mgłę. Stąd czeka nas już tylko kilka minut spaceru do ruin zamku Edelštejn, zajmujących cały szczyt Zameckiego vrchu (702 m n.p.m.). Ze średniowiecznej warowni zostało tutaj niewiele, rozrzucone ruiny uświadamiają jednak jej ogrom. Historia zamku jest dosyć krótka, ale za to bardzo burzliwa. Wybudowany w XIII wieku raz po raz bronił granicy a to północnych Moraw, a to biskupiego księstwa wrocławskiego. W połowie XV wieku został spalony i pozostało po nim tylko parę kamieni. Spowita mgłą okolica robi niesamowite, mroczne wrażenie. Poświęcamy kilka chwil na pomyszkowanie po wzniesieniu i odszukanie jego najwyższego punktu. Niestety tabliczki z nazwą szczytu nie znajdujemy.

No i jest już nieco trudniej.
Górna stacja kolejki linowej.
Widoki póki co mgliste.
Irena wygląda zza zamkowego muru.
Klimatycznie tutaj...
...ale z widoków wciąż nici.
Widok ze szczytu wzniesienia.
Tuż przy zamku znajduje się miejsce na odpoczynek i punkt widokowy, stąd także widać jednak tylko mgłę. Idziemy więc dalej i po chwili znów docieramy do asfaltowej drogi, którą opuściliśmy blisko czterdzieści minut wcześniej. Asfaltem idziemy kolejne dwadzieścia minut. Wtedy niebieski szlak skręca w prawo i krótkim stromym podejściem prowadzi pod Výr (785 m n.p.m.). Znaki omijają sam wierzchołek i po chwili znowu kierują nas w prawo, my z lewej widzimy jednak potężną skałę na samym szczycie Výru. Oczywiście musimy poświęcić chwilę, urządzić sobie tam małą sesję zdjęciową i dopiero potem wracamy na szlak.

Punkt widokowy funkcji nie spełnia.
I znów idziemy asfaltem.
Tutaj jeszcze brniemy przez mgłę...
...a tutaj już powietrze jest czyste.
Taki kamyczek znajduje się na szczycie.
Przez chwilę jest płasko, ale wiemy że czeka nas jeszcze 150-metrowe podejście. Jego początek już po chwili ukazuje się naszym oczom. Na pierwszych kilkuset metrach jest nawet dosyć widowiskowo, bo ścieżka prowadzi stosunkowo wąskim grzbietem i zabiera nas nawet na kolejne widokowe skały. W dole dalej mgła… . No ale właśnie już wyraźnie w dole, a nas zaczyna ogrzewać przedpołudniowe słońce. Okazuje się, że po raz ostatni na długi czas coś nam psuje widoki. Od tej chwili pogoda poprawia się coraz szybciej. My zaś przez chwilę przebijamy się przez gęstwinę, a potem docieramy do leśnej drogi, która cały czas prowadzi pod górę. Szczególnie wygodnie nie jest, bo najpierw brniemy przez błotko (dzień wcześniej mocno tu padało), a potem robi się dosyć kamieniście. Pociesza nas jednak czyste niebo, a w dole otwiera się widok na sanktuarium Matki Bożej Wspomożenia Wiernych Maria Hilf.

Na tym odcinku szlak jest dosyć widowiskowy.
A w dole wciąż biało.
Idziemy przez chwilę gęstwiną.
Po drodze czeka nas również odrobina wspinaczki.
I nagle wiatr rozwiewa poranne mgły.
W dole widzimy już sanktuarium Maria Hilf.
Po dwóch godzinach wędrówki robi się całkiem płasko, a trasa przybiera postać szerokiej leśnej drogi. Wiemy, że nasz cel musi być blisko i rzeczywiście po chwili docieramy do węzła szlaków przy nadajniku radiowotelewizyjnym. To miejsce oznaczone jest jako Hřeben. Do szczytu prowadzą stąd czerwone znaki, a tablica informuje nas, że do celu pozostało już tylko 500 metrów.
Ten ostatni odcinek okazuje się zdecydowanie najłatwiejszym. Droga jest szeroka i wygodna, a podejście ledwo odczuwalne. Z prawej mijamy dobrze zabezpieczony komin wentylacyjny kopalni Karel. Dostęp do niego uniemożliwia zarówno metalowa krata, jak i ogrodzenie. Na wierzchołku Příčnego vrchu jesteśmy po kwadransie spokojnego spaceru. Szczyt jest płaski i zalesiony, widoków nie ma stąd żadnych. Jest natomiast tablica, przy której robimy sobie pamiątkowe zdjęcia. W końcu Příčný należy zarówno do Korony Sudetów, jak i do Korony Sudetów Czeskich, więc nasz pobyt tutaj musimy jakoś udokumentować.

Tutaj jest jeszcze stromo i kamieniście...
...a tutaj już płasko i szeroko.
Typowe dla Gór  Opawskich leśne "dywany".
Komin wentylacyjny Karel.
No to Příčný vrch został zdobyty!
Większych atrakcji w tym miejscu jednak brak. Mimo to jesteśmy zadowoleni, przecież po drodze udało się zobaczyć sporo ciekawych skał i ruiny zamku, a pogoda jest coraz lepsza i zapowiada niezłe widoki. Postanawiamy jeszcze spenetrować masyw Příčnego vrchu i to okazuje się bardzo szczęśliwą decyzją. Odwiedzamy kilka bardzo ciekawych miejsc, które na mapie wyglądały dosyć niepozornie. O tym napiszemy jednak w drugiej części naszej relacji.



Opis trasy: Ośrodek Narciarski Bohema Zlaté Hory – Ruiny zamku Edelštejn – Příčný vrch
Odległość: 5,7 km
Czas przejścia: 2 godziny 16 minut
Punkty GOT: 11

3 komentarze:

  1. Przyznam, że niewiele interesowałam się najwyższym wzniesieniem Gór Opawskich. Przeważnie o tym paśmie myślałam patrząc na Kopę Biskupią, a tu prosze jakie można znaleźć świetne miejsce na pobycie samemu z przyrodą. W Polsce też mamy najwyższe wzniesienia, które w ogóle nie przyciągają turystów jak chociażby Czupel w Beskidzie Małym. A co do mgły to uwielbiam takie klimaty podczas wędrówki, mimo że widoków brak, to przynajmniej czuć naturę. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czupel też mamy na rozkładzie i bardzo nam się podobał, chociaż raczej dzięki Magurce Wilkowickiej i pięknym widokom stamtąd na Kotlinę Żywiecką, Beskid Śląski i Żywiecki. A w okolicach Příčnego jest jeszcze o wiele więcej ciekawych miejsc, napiszemy o nich w drugiej części naszej relacji. Zapraszamy więc, żeby najpierw o nich poczytać, a potem - koniecznie pojechać tam osobiście!

      Usuń
  2. Jeszcze tam nie byłam, muszę się wybrać w Góry Opawskie ;)

    OdpowiedzUsuń