poniedziałek, 5 września 2016

Na Skrzyczne (1257 m n.p.m.)

Skrzyczne jest już na wyciągnięcie ręki!
Skrzyczne zawsze będzie dla nas wyjątkowym miejscem. To jedna z pierwszych zdobytych przez nas wspólnie gór. Po raz pierwszy wybraliśmy się tutaj w 2012 roku, niemal dokładnie cztery lata temu. Wtedy ledwo wdrapaliśmy się na najwyższy szczyt Beskidu Śląskiego ze Szczyrku i zdecydowaliśmy się wrócić na dół za pomocą kolejki linowej. Tym razem podejście miało być prostsze, za to w nogach mieliśmy już znacznie dłuższą trasę. Irena postawiła sobie za punkt honoru „zrobić poprawkę” na Skrzyczne i tym razem zdobyć je w przyzwoitym stylu.

Krótkie zejście z Malinowskiej Skały (1152 m n.p.m.) zajmuje nam jakieś dziesięć minut. Przed nami ostatnie dłuższe podejście tego dnia. Pokonanie blisko dwóch kilometrów i ponad 100 metrów wysokości to dla nas ponad pół godziny. Tym sposobem dostajemy się na Małe Skrzyczne (1211 m n.p.m.), na którym znajduje się nieczynny latem wyciąg narciarski. Do naszego celu zostało jeszcze nieco ponad 20 minut wędrówki, na trasie nie ma już jednak większych przeszkód. Szlak jest tutaj bardzo szeroki i łagodnie pnie się pod górę.

Schodzimy z Malinowskiej Skały.
Widoki w stronę Kotliny Żywieckiej.
Przed nami podejście na Małe Skrzyczne.
A to już wyciąg narciarski na Małym Skrzycznem.
Droga na szczyt jest już bardzo wygodna.
Na Skrzycznem (1257 m n.p.m.) jesteśmy tuż przed południem. Na szczycie są setki turystów, panuje tutaj ogromny tłok. W trasie jesteśmy już od sześciu i pół godziny, dlatego decydujemy się na dłuższy odpoczynek. Na szczęście zabraliśmy ze sobą sporo prowiantu, dlatego nie jesteśmy zdani na czekanie w długiej kolejce i posiłek w schronisku. Naprawdę chętnie skosztujemy tutejszej kuchni, ale może następnym razem, kiedy będzie na szczycie trochę luźniej. Wdrapujemy się również na znajdującą się nieopodal wierzchołka platformę widokową. Przejrzystość powietrza jest już bardzo dobra, dlatego możemy się cieszyć bogatą panoramą. Ta sięga od Klimczoka i Magury, poprzez południowe dzielnice Bielska-Białej, Beskid Mały, Kotlinę Żywiecką, Babią Górę i Pilsko po Baranią Górę.

Nad szczytem góruje potężny przekaźnik RTV.
Skrzyczne zdobyte po raz drugi!
Przy schronisku tłumy.
W tle panorama Beskidu Małego
Daleko przed nami Jezioro Żywieckie.
Z lewej Magura, z prawej Magurka Wilkowicka,
a z tyłu południowe dzielnice Bielska-Białej.
Widok na Klimczok i Magurę.
Około pierwszej udajemy się w drogę powrotną. Wracamy zielonym szlakiem, tą samą trasą którą zdobyliśmy szczyt. Widoki są tutaj niesamowite. Z lewej na horyzoncie mamy szczyty Beskidu Żywieckiego, a daleko z prawej – Beskidu Śląsku-Morawskiego. Wiemy, że przed laty takie obserwacje były niemożliwe, a wszystkie wierzchołki w stronę Baraniej Góry porastały gęste lasy. Te na zachodnich stokach zostały jednak zniszczone przez potężne wichury, dzięki czemu walory widokowe tego szlaku są nie do przecenienia. Lepsze póki co pamiętamy tylko z Babiogórskiego Parku Narodowego.
Na kolejną przerwę i krótki posiłek zatrzymujemy się na Malinowskiej Skale. Tutaj kończy nam się zapas prowiantu i decydujemy się wracać do samochodu krótszą trasą, z pominięciem Baraniej Góry. Po drodze czeka nas jeszcze kwadrans stromego podejścia na Zielony Kopiec (1154 m n.p.m.), a po kilku kolejnych minutach docieramy na Gawlasi Groń (1077 m n.p.m.), gdzie opuszczamy zielony szlak.

Wchodzimy po raz drugi na Malinowską Skałę...
...i Zielony Kopiec.
Skręcamy w prawo, kierując się za żółtymi znakami. Te prowadzą na szeroką, dobrze utrzymaną leśną drogą. Cały czas tracimy na wysokości, przy stromych podejściach trasa jest wzmocniona betonowymi płytami. Jest wygodnie, ale ostre kamyki, których na beskidzkich szlakach nie brakuje, dosyć wbijają się w podeszwy. Trzeba przyznać, że w naszych Sudetach jest jednak zdecydowanie bardziej miękko pod stopami. Irena zawsze mówi, że tam czuje się, jakby wędrowała po dywanie.
Szlak wiedzie głównie lasem, ale od czasu do czasu z prawej strony otwierają się ładne widoki w kierunku Baraniej Góry i Przysłopu. Wzdłuż trasy rozmieszczone są także miejsca na odpoczynek i tablice informacyjne. Niepostrzeżenie mijamy nieoznaczone w terenie szczyty Cieńkowa Wyszniego (957 m n.p.m.) i Postrzedniego (716 m n.p.m.). Po sześciu kilometrach spaceru na dobre wychodzimy z lasu. Wokół nas znajdują się pastwiska, dzięki czemu możemy spojrzeć w doliny: na prawo w stronę Wisły-Malinki i na lewo w stronę Wisły-Czarne. Tam dostrzegamy również w oddali malowniczo położoną nad Jeziorem Czerniańskim rezydencję prezydenta RP. Tuż przed zejściem ze szlaku natrafiamy jeszcze na punkt widokowy, na którym jest tabliczka z dokładnie opisaną panoramą okolicy. Obok znajduje się restauracja, gdzie po raz pierwszy od schroniska na Skrzycznem mamy możliwość uzupełnienia zapasów wody.

Irena testuje infrastrukturę turystyczną.
Żółty szlak wygląda niczym górska autostrada.
W dole Wisła-Malinka.
Jezioro Czerniańskie, a nad nim rezydencja prezydenta RP.
Malinowska Skała już daleko za nami.
W tym miejscu opuszczamy żółty szlak – musimy wrócić do samochodu, który pozostawiliśmy niżej, przy parkingu naprzeciwko remizy OSP. Skręcamy w pierwszą asfaltową drogę, jaką widzimy z lewej strony. Prowadzi nią szlak spacerowy, którym schodzimy prawie 150 metrów w dół. W ten sposób wracamy na niebieski szlak, którym musimy przejść jeszcze kilometr w stronę parkingu.
Przy samochodzie jesteśmy tuż przed 17:30, po ponad dwunastu godzinach wędrówki. W nogach mamy ponad 45 kilometrów i prawie dwa kilometry podejść. Jesteśmy wykończeni, ale szczęśliwi. Prognoza pogody na niedzielę nie jest zbyt optymistyczna, dlatego cieszymy się, że w sobotę udało nam się pokonać taki kawał trasy.
Pokój wynajmujemy u „Zuzanny” W Wiśle-Jaworniku, gdzie nocowaliśmy już podczas naszej poprzedniej wizyty w Wiśle. To sprawdzone miejsce, które z czystym sumieniem możemy każdemu polecić. Po dobrze przespanej nocy budzimy się w mroczny poranek. Łudzimy się, że może uda się jeszcze zaliczyć jakąś krótką trasę, prognozy pogody są jednak bezlitosne. Po śniadaniu rzeczywiście zaczyna padać deszcz, który stopniowo przeradza się w ulewę. Nie zamierzamy jednak tracić czasu. Pakujemy się do samochodu i spełniamy jedno z marzeń Ireny, ruszając w kierunku Muzeum Zamkowego w Pszczynie. Tam zwiedzamy każdą wystawę, którą da się obejrzeć, co zapewnia nam bardzo mile spędzoną niedzielę.
W Beskid Śląski na pewno jeszcze wrócimy. W końcu czeka na nas cały tutejszy odcinek Głównego Szlaku Beskidzkiego, z Ustornia do Węgierskiej Górki. Mamy sprawdzoną kwaterę, nie jest też za daleko. Myślimy więc, że Wielka Czantoria, Stożek i Barania Góra nie będą na nas zbyt długo czekać.


Opis trasy: Malinowska Skała – Skrzyczne – Malinowska Skała – Zielony Kopiec – Wisła-Czarne
Odległość: 26,2 km
Czas przejścia: 7 godzin
Punkty GOT: 19

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz