piątek, 13 października 2017

Na Śnieżkę (1602 m n.p.m.)

Zdobycie najwyższego szczytu Sudetów miało być punktem kulminacyjnym naszego „małego urlopu”. Na Śnieżkę postanowiliśmy poświęcić cały dzień, a przy okazji zrobić ciekawą pętelkę po okolicy. Jak wymyśliliśmy, tak zrobiliśmy. Nasz pierwszy wspólny dzień w Karkonoszach okazał się bardzo udany.

Każde z nas jakieś własne doświadczenia już w Karkonoszach zebrało. Irena pamięta wycieczkę na Śnieżkę w szkole podstawowej, choć szczegóły jej już nieco umykają. Wie, że z klasą nocowała w Kowarach, podejście na szczyt było ciężkie i zajęło cały dzień, a w głowie zostały jej obrazy symbolicznego cmentarza ofiar gór i karkonoskich stawów. Ja okolice Karpacza odwiedziłem jako nastolatek i przypominam sobie nieco więcej. Przyjechaliśmy wtedy z tatą na jednodniową wycieczkę, wyciągiem wjechaliśmy na Kopę, przespacerowaliśmy się na Śnieżkę, w okolice Strzechy Akademickiej i Samotni, a potem zjechaliśmy znowu na dół. Do wspólnego wypadu w Karkonosze przymierzaliśmy się już we wrześniu minionego roku, wtedy niestety się nie udało. Odbiliśmy to sobie w długi sierpniowy weekend.
To, że podczas naszego „małego urlopu” poniedziałek poświęcimy na Śnieżkę, wiemy w zasadzie od razu. Na najwyższy szczyt Karkonoszy planujemy cały dzień, od razu odpadają więc dojazdowa sobota i wtorek, w który wracamy do domu. Poniedziałek to dzień roboczy, więc spodziewamy się nieco mniejszych tłumów, zresztą pogoda ma być dużo lepsza. Decyzja podejmuje się praktycznie sama. Nieco trudniej jest nam wybrać odpowiednią trasę, możliwości jest naprawdę sporo. Ostatecznie stwierdzamy, że wszystkiego ciekawego w okolicy w jeden dzień nie zobaczymy. Postanawiamy wyruszyć z Karpacza czerwonym szlakiem i nim dostać się na sam szczyt, a w drogę powrotną udać się szlakiem niebieskim.
W okolice skoczni narciarskiej Orlinek podjeżdżamy po godzinie drogi ze Świeradowa Zdroju. Jest wpół do siódmej i mamy trochę obaw co do dostępności miejsc parkingowych. Niepotrzebnie – na miejscu widzimy ledwie jeden samochód. Trochę to podejrzane, może więcej jest blisko dolnej stacji kolei linowej? Nie zamierzamy jednak tego sprawdzać i za czerwonymi znakami ruszamy pod górę.

Rano na parkingu jest jeszcze całkiem luźno.
Daleko przed (i nad) sobą widzimy nasz cel.
Nasz pierwszy cel to Schronisko nad Łomniczką. Prowadzi do niego dosyć wygodna droga, powoli pnąca się pod górę. Po drodze niby nic bardzo ciekawego nie widzimy, ale już sama gra światła porannego słońca pomiędzy drzewami wprawia nas w doskonały nastrój. Już wiemy, że to będzie dobry dzień. Na tym odcinku trasy mijamy tylko kilku biegaczy, przez większość czasu spacerujemy sami. W ten sposób w jakieś 50 minut docieramy do schroniska. Podoba nam się tu, jest cicho i spokojnie. Przed schroniskiem siadamy na ławce i wcinamy drugie śniadanie. Od razu pojawiają się obok nas mocno zainteresowane naszymi kanapkami schroniskowe koty. W końcu orientują się chyba, że na nic się nie załapią i odpuszczają. Siedzimy tu dobry kwadrans, w tym czasie przez to miejsce przewija się coraz więcej osób.

Już lubimy Karkonoski Park Narodowy!
Podejście jest początkowo dość łatwe.
I znowu zerkamy w stronę Śnieżki.
Wszędzie mech!
I już docieramy do schroniska.
Jeden z kotów, już wie, że nic nie dostanie.
Urokliwe schronisko zostawiamy za nami.
Wracamy na trasę, która zaraz za schroniskiem zmienia swój charakter. Teraz to już nie lekko kamienista leśna droga, a ułożona z kamieni ścieżka. Jest też nieco stromiej, ale przez najbliższe pół godziny nadal żwawo stawiamy kroki. Wszystko zmienia się, kiedy docieramy do wodospadu na Łomniczce. Na początku zwracamy uwagę przede wszystkim na niesamowite widoki. Nad nami góruje potężna Śnieżka, trochę nie dowierzamy, że przed nami jeszcze tyle drogi. Z prawej mamy szumiący wodospad, a z lewej rozciąga się bardzo fajna panorama doliny. Od tego miejsca rozpoczyna się też najtrudniejszy odcinek całego dnia. Szlak wije się zakosami po mocno pochyłym stoku, a przy braku koncentracji lub dużym pechu jest się gdzie poturlać. Jakoś strasznie ciężko nie jest, bo dalej nie trzeba używać rąk i da się przejść ten kawałek w pozycji raczej pionowej, chociażby wejście na Waligórę okazało się o wiele trudniejsze. Tutaj jednak podchodzimy aż 40 minut, po części dlatego, żeby od czasu do czasu zaczerpnąć oddechu, a po części dlatego, że co chwilę odwracamy się, żeby wykonać kilka zdjęć. Chwilę spędzamy też przy symbolicznym cmentarzyku ofiar gór.

Szlak zdecydowanie zmienia charakter.
Tam musimy się wdrapać!
Widoki za plecami coraz ciekawsze.
Pierwsze chmury nad szczytem.
Dolina Łomniczki robi bajeczne wrażenie.
Pięknie tu :)
Nie wiadomo czy patrzeć przed siebie, czy się odwracać.
Obok szlaku coraz stromiej.
Z tyłu również coraz ciekawiej.
Przed nami Wodospad Łomniczki.
Tutaj zaczyna się najtrudniejszy odcinek dnia.
Przy tym chyba też najpiękniejszy!
Teraz wychodzimy już nad dolinę.
Karpacz już daleko za nami.
A końcówka podejścia przed nami.
Symboliczny cmentarzyk ofiar gór.
Pod Dom Śląski docieramy po dwóch i pół godzinie wędrówki. Widzimy już dosyć duży tłok (choć dzień wcześniej pewnie był jeszcze większy), bo na szlaku spotykają się turyści z kilku różnych szlaków, a także ci, którzy na kopę podjechali wyciągiem. Razem z ludzką rzeką atakujemy szczyt. Wybieramy w tym celu czerwony szlak. Idziemy wzdłuż łańcuchów, które jednak nie są nam koniecznie potrzebne. Tempo jest średnie, dyktowane przez osoby wspinające się przed nami. Podejście zajmuje nam kolejne 40 minut.

Ostatnie metry przed Domem Śląskim.
Rzut okiem na pokonaną trasę.
Śnieżka bawi się z nami w chowanego...
...tam jest!
Zaczynamy ostatnie podejście.
Jest odrobina nadziei na widoki.
Dom Śląski nagle taki mały!
To już widoki spod samego szczytu.
Sam szczyt budzi w nas mieszane uczucia. Naprawdę widać potencjał tego miejsca, ale ludzkie rzesze nas mocno zniechęcają. Widoki na czeską stronę są piękne, ale z polskiej strony jak na złość nazbierały się chmury i ani trochę nie chcą się rozwiać. Przez ponad pół godziny dreptamy pomiędzy obserwatorium astronomicznym, kaplicą świętego Wawrzyńca a górną stacją wyciągu czeskiej kolejki gondolowej. Niestety pogoda się nie zmienia. Na szczęście szlaków na szczyt zostało nam jeszcze kilka – może następnym razem trafimy na lepszą pogodę?

Kaplica św. Wawrzyńca.
Charakterystyczny spodek obserwatorium.
Robi się coraz bardziej mgliście.
Żeby było wiadomo, że wlazła.
Żeby było wiadomo, że wlazłem!
Na dół ruszamy niebieskim szlakiem, tak zwaną Drogą Jubileuszową. Za niebieskimi znakami chcemy podążać aż do Karpacza. W 20 minut jesteśmy przy Domu Śląskim i widzimy, jak chmury odsłaniają nieco szczyt. Granią Karkonoszy idziemy bardzo wygodnie, ale też mało widokowo. Ciekawiej robi się, kiedy przy Spalonej Strażnicy Skręcamy w prawo. Szlak zaczyna nas prowadzić w dół, z lewej widzimy strome stoki nad Małym Stawem, przed nami Góry Karpacz, mamy też ładne widoki na Kotlinę Jeleniogórską. Po jakimś kwadransie schodzenia jesteśmy już przy schronisku Strzecha Akademicka, ze względu na tłumy nie zatrzymujemy się tu jednak. Odpoczywamy dopiero nieco niżej, przy Samotni. Wcale nie jest tu wiele lepiej, ludzie zajmują wszystkie ławeczki i skały, my znajdujemy sobie wolny kawałek trawy. Na szczęście nikt nie wdrapuje się na barierki i nikt nie próbuje kąpieli w Małym Stawie, dlatego możemy podziwiać niezakłócone widoki. Wysoko nad stawem widzimy kilkadziesiąt spacerujących Głównym Szlakiem sudeckim, z tego miejsca wydają się ledwie maleńkimi punkcikami. Tutaj podoba nam się dużo bardziej niż na Śnieżce. Może dlatego, że się całkiem rozpogodziło? Aż do najwyższego szczytu Karkonoszy żonglowaliśmy swetrami i polarami, momentami było wietrznie i chłodno – niby sierpień, niby nie aż tak wysoko, a chwilami tylko osiem stopni. Teraz możemy już spokojnie pozostać w koszulkach z krótkim rękawem.

Znowu nieco słońca...
Chmury zatrzymują się na granicy polsko-czeskiej.
I znowu nastają ciemności.
Przez chwilę widać Dom Śląski.
Za nami znowu ściana chmur.
Tam podziała się Śnieżka!
A po chwili jej nie ma.
Droga w kierunku Spalonej Strażnicy.
Pierwsze widoki na Kotlinę Jeleniogórską.
Widać coraz więcej.
Strome podejście pod Kopę.
Hotel Gołębiewski w Karpaczu.
Kowary i Rudawy Janowickie.
To najładniejszy widok dnia.
A w tle panorama Karpacza :)
Podchodzimy pod Strzechę Akademicką.
Chwila odpoczynku nad Małym Stawem.
Pałaszujemy kolejną porcję kanapek i po pół godzinie ruszamy dalej. Szlak na krótkim odcinku przypomina ten z początku Doliny Łomniczki – jest stosunkowo wąski, kamienisty, ale jakby bardziej urokliwy. Przy tak zwanym Kozim Mostku docieramy do drogi prowadzącej do Strzechy Akademickiej. Nią schodzimy już aż do Świątyni Wang. Przez Karpacz przechodzimy właściwie bez przystanków, zwiedzanie miejscowości zostawiamy sobie na inną okazję. Przy rondzie Biały Jar opuszczamy niebieski szlak i za czerwonymi znakami podchodzimy aż do parkingu, na którym zostawiliśmy samochód. Teraz, po ośmiu godzinach z hakiem, nie ma na nim już ani jednego wolnego miejsca.

Znowu bardzo ciekawy odcinek szlaku.
Wysoko nad sobą zostawiamy Strzechę Akademicką.
Gdzieś tam przebiega szlak ze Słonecznika.
Na Starej Polanie też tłumy.
Jeszcze raz spoglądamy na Śnieżkę.
Po drodze mijamy również Światynię Wang.
I Śnieżka po raz ostatni.
A na koniec obligatoryjne porównanie zapełnienia parkingu.
Może w Karpaczu moglibyśmy spędzić nieco więcej czasu, ruszamy jednak w drogę, bo chcemy tego dnia jeszcze nieco odpocząć. Powrót do Świeradowa zajmuje nam godzinę. Zatrzymujemy się w jednej z restauracji, którą upatrzyliśmy sobie jeszcze w sobotę. Już trzeci dzień jesteśmy na kanapkach i jajecznicy, tym razem pozwalamy sobie na porządną kolację. Zresztą – dwa dni później obchodzimy trzecią rocznicę ślubu i już wiemy, że w środę okazji na spokojną kolację nie będzie. Wykorzystujemy więc poniedziałkowy wieczór. Pstrąg po izersku bardzo przypada nam do gustu :) Przed dwudziestą jesteśmy już na kwaterze, pakujemy się i idziemy spać. We wtorek czeka nas męcząca droga do domu, a planujemy wyruszyć jak najwcześniej, żeby po drodze zaliczyć jeszcze jedną sympatyczną górską pętelkę. Nasz „mały urlop” zamierzamy wykorzystać jak najlepiej.

Opis trasy: Karpacz – Schronisko PTTK Nad Łomniczką – Schronisko Dom Śląski – Śnieżka – Schronisko Dom Śląski – Spalona Strażnica – Schronisko PTTK Strzecha Akademicka – Schronisko PTTK Samotnia – Stara Polana – Świątynia Wang - Karpacz
Odległość: 19,1 km
Czas przejścia: 8 godzin 3 minuty
Punkty GOT: 30

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz