piątek, 10 listopada 2017

Na Równicę (885 m n.p.m.)

Po bardzo udanym dniu wędrówki po Beskidzie Żywieckim, kolejny dzień postanowiliśmy spędzić w Beskidzie Śląskim. W grę wchodziły wejścia na Równicę, Czantorię Wielką albo Stożek Wielki. Tak się składa, że wszystkie trzy szczyty znajdują się na (albo tuż obok) Głównego Szlaku Beskidzkiego. Zdecydowaliśmy więc, że zabierzemy się do rzeczy po kolei i zaczniemy od pierwszego odcinku szlaku z Równicą.

Niedziela zaczyna się dla nas tuż po piątej rano. Przed wyjazdem na szlak mamy sporo do zrobienia, nie spieszymy się jednak przy tym jakoś szczególnie, chcemy wszystko załatwić porządnie. Wcinamy pożywne śniadanko, popijamy świeżą kawą i pakujemy nasze bagaże. Tym razem prosto ze szlaku będziemy wracać do domu, musimy więc wszystko zapakować do samochodu. Kiedy zanoszę do bagażnika nasze torby podróżne, zaskakuje mnie mroźna aura. Cały pojazd jest oszroniony, nie mamy ze sobą nic do skrobania szyb, więc na chwilę włączam silnik i ogrzewanie. Kiedy wracam do pokoju i mówię o przymrozku na zewnątrz, Irena nie do końca mi wierzy, podejrzewa, że trochę wyolbrzymiam. Po chwili przekonuje się na własne oczy, że jesień na dobre już zawitała w Beskidy.

Po samochodzie widać, że to już ewidentnie jesień.
W drogę do Ustronia ruszamy tuż przed siódmą, wśród morza mgieł. Podróż jest pełna wrażeń, szczególnie okolice Koniakowa i Istebnej wyglądają w tej scenerii niesamowicie. Irena po drodze zauważa tablicę informującą o muzeum koronki i obiecuje sobie je kiedyś odwiedzić. Spokojna jazda pod dworzec PKP Ustroń-Zdrój zajmuje nam nieco ponad godzinę. Tuż obok znajduje się płatny parking miejscowego klubu sportowego, o tej porze prawie pusty. Tutaj zostawiamy nasz środek lokomocji i udajemy się w kierunku czerwonej kropki. W ten sposób zaczynamy naszą jednodniową przygodę na Głównym Szlakiem Beskidzkim.

Irenie było pod "kropką" ewidentnie chłodno.
Mi już znacznie cieplej.
Trasa zachwyca nas już od samego początku. Po kilku minutach spaceru przekraczamy Wisłę. W tafli Królowej Polskich Rzek odbija się poranne słońce, którego tarcza akurat wyłoniła się zza Równicy. Następnie idziemy przez całkiem urokliwą dzielnicę sanatoryjno-zdrojową Ustronia. Wreszcie po pół godzinie mijamy ostatni z domów, zwracając uwagę na czyściutką i wypielęgnowaną parę koni, spacerującą po podwórku. Szeroką gruntową drogą wchodzimy w las i jeszcze przez kilkanaście minut swobodnie spacerujemy. Z prawej towarzyszy nam szum potoku Gościradowiec, którego dolina zaprowadzi nas pod szczyt. I to prawie całe towarzystwo, przez znaczną większość czasu jesteśmy na szlaku sami. Mija nas tylko para z psem, samotny fotograf i nieco większa grupa wędrowców, która chwilę po nas ruszyła spod „kropki” na dworcu Ustroń-Zdrój.

Poranne słońce wygląda zza Równicy i oświetla Wisłę.
Za GSB wchodzimy w część zdrojową Ustronia.
Przyjemna zabudowa tej części miasta.
Jeszcze ta łąka i dalej już będzie las.
Tym sympatycznym widokiem żegnamy Ustroń.
Początek szlaku do najtrudniejszych nie należy.
W połowie długości doliny potoku charakter trasy mocno się zmienia. Podejście robi się bardzo strome. Na krótkim odcinku zyskujemy ponad dwieście metrów wysokości. Pierwszy postój planowaliśmy dopiero na wierzchołku Równicy, na którą zamierzaliśmy szybciutko wejść. Zatrzymujemy się już jednak przy kamiennym ołtarzu ewangelików, gdzie miejscowi protestanci odprawiali swoje nabożeństwa w latach, kiedy w mieście zabraniano im praktyk religijnych. Stąd idziemy jeszcze kawałek za czerwonymi znakami, zanim docieramy do budynku dawnego schroniska PTTK na Równicy.

Nagle podejście jest już całkiem strome.
Jeden z pierwszych odcinków Gościradowca.
Tak dziś wygląda kamień ewangelików.
Są i pierwsze widoki na Ustroń.
Jeszcze kawałek stromo pod górę.
To już ostatnie metry przed schroniskiem.
Żeby dostać się na szczyt, musimy przejść kawałek żółtym szlakiem. Gdzieniegdzie znowu jest stromo, spowalniają nas jednak również fantastyczne widoki. To odcinek pomiędzy dawnym schroniskiem a wierzchołkiem Równicy jest najbardziej widokowy tego dnia. Na piękną panoramę składają się między innymi Czantoria Wielka i Mała, Stożek Wielki, Barania Góra, szczyty Beskidu Żywieckiego i Śląsko-Morawskiego, a także zabudowania Ustronia.

Dawne schronisko PTTK na Równicy, w tle Czantoria Wielka.
Widok w kierunku Soszowa Wielkiego i Stożka Wielkiego.
Mała Czantoria, a w tle Beskid Śląsko-Morawski.
Jeszcze raz spoglądamy na Ustroń.
To już ostatnie metry przed szczytem.
Przy tabliczce oznaczającej szczyt jesteśmy tuż po dziesiątej. Wierzchołek Równicy jest porośnięty lasem, ograniczone widoki obejmują przede wszystkim masyw Błatniej. Wokół jest jesiennie, na drzewach pełno kolorowych liści. Jesteśmy tu prawie sami, w pobliżu kręci się tylko dwóch panów, którzy byli tu chwilę przed nami. Przysiadamy na jednym z pniaków i pałaszujemy drugie śniadanie. Przy okazji nieco odpoczywamy, bo trochę nie doceniliśmy tej górki i odczuliśmy podejście. Kiedy kończymy posiłek, na szczyt wchodzą kolejne grupy ludzi. Coraz więcej i więcej. Postanawiamy, że czas schodzić.

No to Równica zdobyta!
Widoki w kierunku Błatniej, gdzieś tam w dolinie jest Brenna.
Powrót na Główny Szlak Beskidzki zajmuje nam jednak niemal pół godziny. Co rusz dostrzegamy grupy całkiem ładnych muchomorów czerwonych, a Irena, nie posiada się z zachwytu. Co chwilę zatrzymuje się, ogląda i fotografuje kapelusze grzybów. Nie narzekam, bo jesteśmy znów na bardzo widokowym odcinku.

Irena kręci dokument "Sekretne życie muchomorów".
I Ustroń z góry po raz ostatni :)
Kiedy docieramy do budynku dawnego schroniska, chcemy wejść do środka i podbić nasze książeczki. Wychodzący z prywatnej teraz restauracji pan informuje nas jednak, że wewnątrz nie mają pieczątki. Przechodzimy więc do sklepu z pamiątkami naprzeciwko, gdzie pieczątka się przeniosła. Aż do tego miejsca prowadzi asfaltowa droga, na parkingach i poboczu z minuty na minutę przybywa samochodów. Wokół jest coraz tłoczniej. Trzeba ruszać dalej w dół, w kierunku stacji PKP Ustroń-Polana.

Budynek dawnego schroniska z bliska.
Tak też można dojechać pod sam szczyt.
Droga zajmuje nam prawie półtorej godziny i idziemy o zakład, że to najmniej przyjemny odcinek najdłuższego szlaku polskich gór. Wąską asfaltówką co chwilę mkną pod górę samochody, które na nasz gust jadą zdecydowanie za szybko. Raz po raz schodzimy dalej na pobocze i z radością witamy te fragmenty szlaku, które opuszczają utwardzoną drogę. Jest ich niestety niewiele i najczęściej pozostaje właśnie pobocze.

Jeden z przyjemniejszych fragmentów drogi na dół.
Przed nami Czantoria Wielka.
Kiedy wreszcie kończymy ten etap wędrówki, zbliżamy się do potoku Jaszowiec. Naszą uwagę zwracają uczestnicy biegu Barbarian Race, którzy właśnie pokonują jedną z przeszkód, polegającą na przedzieraniu się przez sięgający łydek nurt rzeczki. Po chwili widzimy jeszcze pochylnię, ścianki, liny, a także część trasy przebiegającą nurtem Wisły. Nie zazdrościmy uczestnikom trudów, ale kondycji i samozaparcia – już jak najbardziej. Na drugi brzeg Królowej Polskich Rzek przechodzimy przez wiszącą kładkę dla pieszych i po chwili jesteśmy już na stacji Ustroń Polana.

Taki ciekawym mostkiem wracamy na lewy brzeg Wisły.
Tutaj opuszczamy Główny Szlak Beskidzki. Rano zastanawialiśmy się jeszcze, czy na parking nie wracać przez Czantorię Wielką, ale bardzo uciążliwe zejście z Równicy całkiem pozbawiło nas na to ochoty. Postanawiamy wrócić prosto do samochodu. Przez kilkaset metrów idziemy wzdłuż trasy Ustroń-Wisła, dalej przechodzimy na drogę wiodącą do centrum Ustronia. Wreszcie docieramy na prowadzący z Czantorii niebieski szlak. Ten ostatni etap naszej wędrówki jest znowu całkiem przyjemny. Przez pół godziny idziemy wzdłuż Wisły, a następnie parkiem.

Na pożegnanie zerkamy jeszcze na Równicę i Królową Polskich Rzek.
Miejscowość jest zupełnie nie do poznania. O ósmej rano na ulicach było pusto, teraz pełno tu samochodów i pieszych. Nasz parking jest zapełniony do ostatniego miejsca, nie ma nawet gdzie manewrować i aż na drogę wyjeżdżamy tyłem. Przez chwilę zastanawiamy się jeszcze, czy nie zjeść gdzieś tutaj obiadu. Takie tłumy to jednak zupełnie nie nasza bajka, postanawiamy więc odłożyć posiłek o półtorej godziny i jechać do domu.
Pogoda jest piękna i Beskid Śląski opuszczamy z żalem. Gdybyśmy wcześniej zdecydowali się odpuścić Czantorię, wydłużylibyśmy sobie nieco spacer i z Równicy do Ustronia-Polany przeszli przez Orłową. Nie ma jednak tego złego – dzięki temu o przyzwoitej wracamy do domu. A w okolice Wisły i tak planujemy jeszcze w najbliższych miesiącach wrócić – chcemy jeszcze zajrzeć na Czantorię, Soszów i Stożek (wszystkie te szczyty obligatoryjnie „Wielkie”). Nasz beskidzki weekend uznajemy za bardzo udany. Jest tylko jeden mankament całej wyprawy, i to ten co zawsze – skończyła się za szybko ;)


Opis trasy: Ustroń – Schronisko PTTK na Równicy – Równica – Schronisko PTTK na Równicy – Ustroń-Polana - Ustroń
Odległość: 12,5 km
Czas przejścia: 5 godzin 7 minut
Punkty GOT: 19

2 komentarze:

  1. Wow bardzo ładny wynik jeśli chodzi o odległość. Moglibyście stworzyć też jakiś wpis o tym jakiego sprzętu turystycznego używacie. Jakie buty trekkingowe, kurtki itp. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj, tu wyniki bywały znacznie lepsze ;) Co do sprzętu to strasznie mało by się tego na wpis nazbierało, tylko buty mamy w miarę porządne. Może jeszcze trochę pochodzimy po górach, pozbieramy trochę doświadczeń i wtedy będzie można coś o butach napisać :)

    OdpowiedzUsuń