Szczerze mówiąc, Góry Bardzkie nigdy jakoś szczególnie
atrakcyjnie nam się nie kojarzyły. Ot, niewysokie pasmo, do którego
w pewnym momencie trzeba po prostu zajrzeć, żeby wejść na Kłodzką
Górę i być o krok bliżej do zdobycia Korony Gór Polski. Dzięki
temu zostaliśmy w minioną sobotę (7 maja 2016 r.) zaskoczeni
równie mocno, co przyjemnie.
Pierwotny plan zakładał potraktowanie Gór Bardzkich nieco po
macoszemu. Podobnie jak duża część zdobywców Korony Gór Polski,
zamierzaliśmy zaatakować Kłodzką Górę z Przełęczy Kłodzkiej
i całą sprawę załatwić w dwie godziny. Z różnych względów
podczas zeszłorocznego urlopu ten plan się nie powiódł. Dlatego w
tym roku postanowiliśmy posmakować tego pasma w nieco pełniejszym
zakresie i zdobyć jego najwyższy szczyt z Barda. Na spokojne
wędrówki przeznaczyliśmy cały dzień. I to okazało się
najlepszą decyzją podjętą dotychczas w trakcie naszych górskich
przygód! Nie żałujemy ani trochę. Co więcej, na pewno w tym roku
jeszcze tu wrócimy.
Do Barda dojechaliśmy trochę później niż zakładaliśmy. Opóźnił
się nieco wyjazd z domu, nieprzyjemnie zaskoczyła nas też Nysa.
Remont głównej przelotówki sprawił, że na pół godziny
utknęliśmy w korku przed jednym z rond, kilkaset metrów przed
mostem na Nysie Kłodzkiej. Na szczęście zarówno przed, jak i za
miastem, widać już prace związane z budową obwodnicy. Miejmy
nadzieję, że wszystko pójdzie tu zgodnie z planem. Niemniej kilka
minut po dziesiątej dotarliśmy na miejsce. Auto zostawiliśmy na
parkingu znajdującym się przy ulicy Skalnej, tuż nad Nysą
Kłodzką, nieopodal mostu kolejowego i dwóch drogowych. Po solidnym
drugim śniadaniu ruszyliśmy niebieskim szlakiem pod górę.
Celem pierwszego etapu całodziennej wędrówki była Kalwaria, zwana
również Bardzką Górą. Do stojącej na jej szczycie kaplicy
prowadzą trzy drogi krzyżowe, którymi przed laty pątnicy w formie
pokuty wnosili na szczyt kamienie. Najbardziej popularna, niemiecka,
prowadzi dokładnie tą samą trasą co współczesny długodystansowy
szlak pieszy E3. Polska Droga Krzyżowa prowadzi łagodną ścieżką
z Janowca. Czeska prowadziła bardzo trudną i stromą trasą wzdłuż
obrywu skalnego, powstałego na stoku Kalwarii po osunięciu się
zbocza w 1598 roku. Ze względów bezpieczeństwa zamknięto ją
jednak już w XIX wieku.
My ruszyliśmy Drogą Niemiecką, prowadzącą początkowo dosyć
łagodnie pod górę. Stacje drogi krzyżowej początkowo znajdują
się wzdłuż niej bardzo blisko siebie, później w coraz większych
odstępach. Po kilkunastu minutach po raz pierwszy zeszliśmy ze
szlaku, podążając za drogowskazem kierującym nas w stronę ruin
średniowiecznego zamku. Droga do nich prowadzi niemal poziomą,
mocno wydeptaną ścieżką. Samo miejsce jest bardzo klimatyczne.
Dobrze widać zarysy murów rycerskiego zamku, poszczególnych
budynków i wieży. Pięknie tutaj, widać wiosnę, dominuje soczysta
zieleń. Po chwili wracamy na niebieski szlak.
Kiedy dochodzimy do Źródła Marii, mija już 45 minut naszej
wędrówki. Zimna, orzeźwiająca woda tryska z kraniku w kamiennej
kaplicy. Ma pomagać na choroby oczu, a legenda mówi, że należy
napełnić nią usta i przebiec trzy razy dookoła kaplicy – wtedy
spełni się najskrytsze marzenie. Czy i jak to działa, to każdy
musi już sprawdzić sam.
Tuż za źródełkiem czekało nas kilka
minut stromego podejścia. Stojące przy szlaku stacje drogi
krzyżowej powoli przegrywają już tutaj walkę z czasem, są
podtrzymywane podpórkami z drewna i metalowymi kablami. Od samego
Barda podążamy za znakami niebieskimi i zielonymi. Po kilkuset
metrach szlaki rozdzielają się – niebieski wiedzie prosto na
Kalwarię, zielony skręca w lewo, prowadząc na punkt widokowy,
położony nad obrywem skalnym. Udajemy się w lewo, po raz kolejny
schodząc z naszego szlaku. Absolutnie każdemu doradzamy w tej
sytuacji identyczną decyzję. Panorama przełomu Nysy Kłodzkiej, to
coś, co po prostu trzeba zobaczyć!
Droga na platformę widokową zajmuje kilkanaście minut. Idzie się
równą ścieżką, zmiany wysokości są bardzo nieznaczne. Około
jedenastej piętnaście, po godzinie od wyruszenia z parkingu,
jesteśmy u celu. Widok po prostu zapiera dech w piersiach. Położone
niemal dwieście metrów niżej Bardo prezentuje się bardzo
malowniczo. Ponad nim rozpościerają się szczyty Zachodniego
Grzbietu Gór Bardzkich. Z lewej dostrzegamy na horyzoncie szczyt,
który nie sposób pomylić z żadnym innym – to Szczeliniec
Wielki. Całości nie da się opisać. To po prostu trzeba zobaczyć
na własne oczy!
Z lekkim żalem odwracamy wzrok i udajemy się dalej zielonym
szlakiem. Okrążamy nim ramię Kalwarii, na którym znajduje się
obryw i przy pierwszej okazji skręcamy w prawo na leśną drogę,
która po około dwustu metrach doprowadza nas z powrotem na
niebieski szlak.
Teraz czeka nas dosyć strome podejście i około piętnastu minut
wspinaczki. Po drodze mijamy ławeczkę, z której rozpościerają
się piękne widoki na Kotlinę Kłodzką. Na szczycie Kalwarii (593
m n.p.m.) jesteśmy tuż przed południem. Niestety do kaplicy NMP
Płaczącej nie można wejść, zamknięty jest również domek
dozorcy. W drzwiach jest akurat na tyle duży otwór, że pozwala
zrobić zdjęcie wnętrza.
Między gałęziami widzimy na południu
Ostrą Górę – nasz kolejny cel. Na szczycie nie udaje nam się
znaleźć tabliczki, więc pamiątkowe zdjęcia robimy sobie przed
kaplicą. Krótko odpoczywamy na jednej z wielu znajdujących się
tutaj ławek. O dwunastej ruszamy jednak dalej, tego dnia jeszcze
sporo drogi przed nami.
O drodze z Kalwarii na Kłodzką Górę napiszemy w kolejnej części
relacji.
Opis trasy: Bardo – przez ruiny zamku i obryw skalny na Kalwarię
(593 m n.p.m.)
Odległość: 4,5 km
Czas przejścia: 1 godzina, 28 minut
Punkty GOT: 4
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz