wtorek, 10 maja 2016

Na Kalwarię (593 m n.p.m.)

Szczerze mówiąc, Góry Bardzkie nigdy jakoś szczególnie atrakcyjnie nam się nie kojarzyły. Ot, niewysokie pasmo, do którego w pewnym momencie trzeba po prostu zajrzeć, żeby wejść na Kłodzką Górę i być o krok bliżej do zdobycia Korony Gór Polski. Dzięki temu zostaliśmy w minioną sobotę (7 maja 2016 r.) zaskoczeni równie mocno, co przyjemnie.

Pierwotny plan zakładał potraktowanie Gór Bardzkich nieco po macoszemu. Podobnie jak duża część zdobywców Korony Gór Polski, zamierzaliśmy zaatakować Kłodzką Górę z Przełęczy Kłodzkiej i całą sprawę załatwić w dwie godziny. Z różnych względów podczas zeszłorocznego urlopu ten plan się nie powiódł. Dlatego w tym roku postanowiliśmy posmakować tego pasma w nieco pełniejszym zakresie i zdobyć jego najwyższy szczyt z Barda. Na spokojne wędrówki przeznaczyliśmy cały dzień. I to okazało się najlepszą decyzją podjętą dotychczas w trakcie naszych górskich przygód! Nie żałujemy ani trochę. Co więcej, na pewno w tym roku jeszcze tu wrócimy.
Do Barda dojechaliśmy trochę później niż zakładaliśmy. Opóźnił się nieco wyjazd z domu, nieprzyjemnie zaskoczyła nas też Nysa. Remont głównej przelotówki sprawił, że na pół godziny utknęliśmy w korku przed jednym z rond, kilkaset metrów przed mostem na Nysie Kłodzkiej. Na szczęście zarówno przed, jak i za miastem, widać już prace związane z budową obwodnicy. Miejmy nadzieję, że wszystko pójdzie tu zgodnie z planem. Niemniej kilka minut po dziesiątej dotarliśmy na miejsce. Auto zostawiliśmy na parkingu znajdującym się przy ulicy Skalnej, tuż nad Nysą Kłodzką, nieopodal mostu kolejowego i dwóch drogowych. Po solidnym drugim śniadaniu ruszyliśmy niebieskim szlakiem pod górę.
Celem pierwszego etapu całodziennej wędrówki była Kalwaria, zwana również Bardzką Górą. Do stojącej na jej szczycie kaplicy prowadzą trzy drogi krzyżowe, którymi przed laty pątnicy w formie pokuty wnosili na szczyt kamienie. Najbardziej popularna, niemiecka, prowadzi dokładnie tą samą trasą co współczesny długodystansowy szlak pieszy E3. Polska Droga Krzyżowa prowadzi łagodną ścieżką z Janowca. Czeska prowadziła bardzo trudną i stromą trasą wzdłuż obrywu skalnego, powstałego na stoku Kalwarii po osunięciu się zbocza w 1598 roku. Ze względów bezpieczeństwa zamknięto ją jednak już w XIX wieku.
My ruszyliśmy Drogą Niemiecką, prowadzącą początkowo dosyć łagodnie pod górę. Stacje drogi krzyżowej początkowo znajdują się wzdłuż niej bardzo blisko siebie, później w coraz większych odstępach. Po kilkunastu minutach po raz pierwszy zeszliśmy ze szlaku, podążając za drogowskazem kierującym nas w stronę ruin średniowiecznego zamku. Droga do nich prowadzi niemal poziomą, mocno wydeptaną ścieżką. Samo miejsce jest bardzo klimatyczne. Dobrze widać zarysy murów rycerskiego zamku, poszczególnych budynków i wieży. Pięknie tutaj, widać wiosnę, dominuje soczysta zieleń. Po chwili wracamy na niebieski szlak.




Kiedy dochodzimy do Źródła Marii, mija już 45 minut naszej wędrówki. Zimna, orzeźwiająca woda tryska z kraniku w kamiennej kaplicy. Ma pomagać na choroby oczu, a legenda mówi, że należy napełnić nią usta i przebiec trzy razy dookoła kaplicy – wtedy spełni się najskrytsze marzenie. Czy i jak to działa, to każdy musi już sprawdzić sam.

Tuż za źródełkiem czekało nas kilka minut stromego podejścia. Stojące przy szlaku stacje drogi krzyżowej powoli przegrywają już tutaj walkę z czasem, są podtrzymywane podpórkami z drewna i metalowymi kablami. Od samego Barda podążamy za znakami niebieskimi i zielonymi. Po kilkuset metrach szlaki rozdzielają się – niebieski wiedzie prosto na Kalwarię, zielony skręca w lewo, prowadząc na punkt widokowy, położony nad obrywem skalnym. Udajemy się w lewo, po raz kolejny schodząc z naszego szlaku. Absolutnie każdemu doradzamy w tej sytuacji identyczną decyzję. Panorama przełomu Nysy Kłodzkiej, to coś, co po prostu trzeba zobaczyć!
Droga na platformę widokową zajmuje kilkanaście minut. Idzie się równą ścieżką, zmiany wysokości są bardzo nieznaczne. Około jedenastej piętnaście, po godzinie od wyruszenia z parkingu, jesteśmy u celu. Widok po prostu zapiera dech w piersiach. Położone niemal dwieście metrów niżej Bardo prezentuje się bardzo malowniczo. Ponad nim rozpościerają się szczyty Zachodniego Grzbietu Gór Bardzkich. Z lewej dostrzegamy na horyzoncie szczyt, który nie sposób pomylić z żadnym innym – to Szczeliniec Wielki. Całości nie da się opisać. To po prostu trzeba zobaczyć na własne oczy!




Z lekkim żalem odwracamy wzrok i udajemy się dalej zielonym szlakiem. Okrążamy nim ramię Kalwarii, na którym znajduje się obryw i przy pierwszej okazji skręcamy w prawo na leśną drogę, która po około dwustu metrach doprowadza nas z powrotem na niebieski szlak.
Teraz czeka nas dosyć strome podejście i około piętnastu minut wspinaczki. Po drodze mijamy ławeczkę, z której rozpościerają się piękne widoki na Kotlinę Kłodzką. Na szczycie Kalwarii (593 m n.p.m.) jesteśmy tuż przed południem. Niestety do kaplicy NMP Płaczącej nie można wejść, zamknięty jest również domek dozorcy. W drzwiach jest akurat na tyle duży otwór, że pozwala zrobić zdjęcie wnętrza.


Między gałęziami widzimy na południu Ostrą Górę – nasz kolejny cel. Na szczycie nie udaje nam się znaleźć tabliczki, więc pamiątkowe zdjęcia robimy sobie przed kaplicą. Krótko odpoczywamy na jednej z wielu znajdujących się tutaj ławek. O dwunastej ruszamy jednak dalej, tego dnia jeszcze sporo drogi przed nami.
O drodze z Kalwarii na Kłodzką Górę napiszemy w kolejnej części relacji.


Opis trasy: Bardo – przez ruiny zamku i obryw skalny na Kalwarię (593 m n.p.m.)
Odległość: 4,5 km
Czas przejścia: 1 godzina, 28 minut
Punkty GOT: 4

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz