|
Droga z Jarnołtówka na Grzebień okazała się bardzo uciążliwa. |
Na pierwszy dzień naszej
wyprawy zaplanowaliśmy dotarcie do schroniska pod Biskupią Kopą. Z
zadaniem tym uporaliśmy się w miarę szybko i sprawnie, nie obyło
się jednak bez przygód.
Z Podlesia wyruszyliśmy w
kierunku Jarnołtówka kwadrans po dziewiątej. Pierwszy odcinek
trasy prowadził szosą spod podleskiego kościoła parafialnego w
kierunku dawnego przejścia granicznego w Konradowie. To było chyba
najdłuższe trzy i pół kilometra jakie przeszliśmy tego dnia. Po
drodze znajduje się jedno ciekawe miejsce – tak zwany kamień
morderczy z 1586 roku. Według miejscowych legend pod nim miał
zostać pochowany okrutny hrabia z Ondrejovic, który zginął
śmiercią samobójczą. W rzeczywistości to kamień graniczny
biskupstwa wrocławskiego, pochodzący z czasów biskupa Andreasa von
Jerina. Kawałek drogi za kamieniem wychodzimy z cienia lasów
porastających stoki Tylnej Kopy i idziemy w pełnym słońcu. Nawet
rano temperatury sięgają już niemal trzydziestu stopni. Wysiłek
po części wynagradzają nam widoki na masywy Góry Parkowej i
Biskupiej Kopy.
|
Daleka droga z Podlesia do Konradowa. |
|
Widok na Średnią Kopę. |
|
Masyw Biskupiej Kopy w całej okazałości. |
Po dotarciu do drogi łączącej
Głuchołazy ze Zlatymi Horami skręcamy na nią w prawo, a tuż
przed granicą czeską w lewo, na drogę polną. Mijamy ostatnie domy
Starowic, przysiółka Konradowa i wchodzimy w niewielki
przygraniczny lasek. Tutaj spotykamy pierwszego wędrowca, który
dzieli z nami tego dnia szlak. Co prawda spotkana pani ewidentnie nie
zdobywa szczytów, a jedynie spaceruje z sympatycznym pieskiem, ale
zawsze to jakieś towarzystwo. Ze szlaku, po wyjściu z lasku widać
w oddali zaporę na Złotym Potoku, wybudowaną tutaj po
katastrofalnej powodzi z 1903 roku.
|
Widać już tamę na Złotym Potoku i dawną wieżę obserwacyjną Wojsk Ochrony Pogranicza na Wiatracznej. |
|
Droga ze Starowic do Skowronkowa. |
Po chwili docieramy do
Skowronkowa. Ten kolejny przysiółek Konradowa ma bardzo ciekawą
historię. Przez ponad dwieście lat był po austriackiej, a
następnie czeskiej stronie granicy, z trzech stron otoczony terenami
pruskimi, niemieckimi, a następnie polskimi. W związku z tym miało
tutaj kwitnąć przemytnictwo. W 1959 roku dokonano korekty
granicznej i niewielka osada znalazła się po stronie polskiej. Po
przejściu przez Skowronków ponownie zbaczamy z Głównego Szlaku
Sudeckiego w celu zdobycia Czapki. Zajmuje nam to trzy kwadranse.
Najpierw próbujemy przedrzeć się przez krzaki, ale chwilę później
Irena odkrywa miedzę wzdłuż położonego nieopodal pola i obywa
się bez większych zadrapań. Po krótkiej przerwie na posiłek w cieniu stacji wodociągowej, podążamy dalej za
czerwonymi znakami.
Polna droga około jedenastej
doprowadza nas do Jarnołtówka. Wieś jest nam znana bardzo dobrze z
poprzednich wypraw, dlatego nie zatrzymujemy się tu na dłużej.
Mijamy kościół parafialny pw. św. Bartłomieja Apostoła i
skręcamy w lewo, na główną drogę prowadzącą przez wieś. Przed
remizą Ochotniczej Straży Pożarnej skręcamy w prawo. Droga przez
jakieś pięćset metrów prowadzi prosto pod górę, równolegle do
niewielkiego potoku. Szlak po tej odległości skręca w prawo na
drogę leśną, a następnie po około stu pięćdziesięciu metrach
znowu w lewo. My jednak po raz ostatni tego dnia zostawiamy czerwone
znaki i idziemy prosto, żeby zdobyć Wiatraczną. Na Główny Szlak
Sudecki wracamy za niespełna pół godziny.
|
Kościół parafialny pw. św. Bartłomieja Apostoła, a w tle ośrodek wypoczynkowy Ziemowit. |
|
I Ziemowit z bliska. |
Przed nami jeszcze godzina
wędrówki. Spodziewaliśmy się najtrudniejszego podejścia tego
dnia, przecież musimy jeszcze pokonać prawie 375 metrów różnicy
wysokości. Niestety nie przewidzieliśmy skali dodatkowych
trudności, jakie na nas czekały. Na początku wszystko wygląda
jeszcze całkiem dobrze. Idziemy dosyć szeroką leśną drogą. Po
niecałym kilometrze dochodzimy do rozwidlenia, na którym skręcamy
w prawo. Tutaj widzimy pozostawiony ciężki sprzęt – pierwsze
oznaki tego, co na co prędzej czy później możemy się natknąć.
Przez kolejne kilkaset metrów jest jednak jeszcze spokojnie.
Kwadrans po południu przekraczamy szeroką, dobrze utrzymaną drogę.
To tak zwana Kijowa Droga, która przecina czerwony szlak. Za nią
jeszcze kwadrans bardzo stromego podejścia, w dodatku tutaj Główny
Szlak Sudecki znalazł się na pierwszej linii frontu walki z
kornikiem. Duże połacie lasu są wycięte, trasę co chwilę
przegradzają pnie drzew. Czerwone znaki widać bardzo rzadko. Na
szczęście przeszedłem trasę miesiąc wcześniej w odwrotnym
kierunku, dzięki czemu udaje się nam pozostać na właściwej
drodze.
|
Na początku szlak jest jeszcze całkiem znośny. |
|
Potem jest już trudniej. |
|
Po drodze widzimy nawet trzymetrowe sterty gałęzi. |
|
Pod koniec podejścia szlak wreszcie wygląda normalnie. |
Kiedy wreszcie docieramy na
Grzebień (768 m n.p.m.) mamy mieszane uczucia. Z jednej strony
cieszymy się, że najgorsze mamy za sobą, z drugiej jesteśmy mocno
zdenerwowani. Naprawdę dobrze by było, gdyby informacje o takim a
nie innym stanie szlaku umieszczane były na samym początku
podejścia, żeby w razie czego można było zaplanować trasę
alternatywną. Trudy nieco wynagradzają nam piękne widoki na masyw
Góry Parkowej i Głuchołazy.
|
Widok na Głuchołazy, w tle Jezioro Nyskie. |
|
300 metrów poniżej nas widzimy szczyt Czapki, a w tle Konradów. |
Droga z Grzebienia do
schroniska to już kilka minut spacerku. Na miejscu jesteśmy chwilkę
po trzynastej. Na popołudnie mamy oczywiście dalsze plany, ale
postanawiamy chwilę odsapnąć. W schronisku będziemy nocować, ale
już teraz udajemy się do naszego pokoju, żeby godzinkę odpocząć.
|
Droga z Grzebienia do schroniska jest już prosta, łatwa i przyjemna. |
Podczas popołudniowej
wędrówki również nie obyło się bez przygód, o czym napiszemy w
kolejnej części naszej relacji.
Opis trasy: Podlesie –
Jarnołtówek – Schronisko PTTK pod Biskupią Kopą
Odległość: 12 km
Czas przejścia: 2 godziny 50
minut
Punkty GOT: 13
Tak do końca to ja w tego kornika nie wierzę :) W sąsiednich Czechach się tym aż tak nie przejmują i lasy jakoś się trzymają?
OdpowiedzUsuńFajna relacja - pozdrawiam :)
Też się często nad tym zastanawiamy. Czasem wydaje nam się, że Czesi jednak tych lasów mają w tym rejonie o wiele, wiele więcej stąd może jakaś mniejsza koncentracja tych wycinek? W każdym razie faktycznie, mniej to cięcie u nich widać. Dzięki za miłą opinię! :)
OdpowiedzUsuń