wtorek, 26 lipca 2016

Na Babią Górę (1725 m n.p.m.)

Na szczycie "Królowej Beskidów".
Królowa Beskidów miała być dla nas sprawdzianem kondycji, cierpliwości i pokory, a jej zdobycie ukoronowaniem intensywnie spędzonego pierwszego półrocza. Wyprawa kosztowała nas wiele godzin snu i oznaczała długą, męczącą podróż samochodem. Pod każdym względem było absolutnie warto!

Jest niesamowicie wcześnie i jeszcze całkiem ciemno, a my słyszymy znajomy dźwięk budzika. Na zegarku jest godzina 1:45, o tej porze czasami zdarza nam się dopiero zasypiać. Tym razem wstajemy. Po 45 minutach jesteśmy w samochodzie i jedziemy autostradą w stronę Katowic. Przy wyjeździe z części płatnej czeka nas przykra niespodzianka, w korku stoimy całe pół godziny. Takiego obrotu sprawy o czwartej rano się nie spodziewaliśmy. Potem czekają nas jeszcze dwie godziny jazdy autostradą i drogami wojewódzkimi.
Na Przełęczy Krowiarki jesteśmy kwadrans po szóstej. Irena, która zasnęła tuż za pierwszymi bramkami na autostradzie, budzi się ze snu. Ogromny parking jest prawie pusty, razem z naszym znajdują się tutaj tylko dwa samochody. Jemy śniadanie i ruszamy w kierunku Głównego Szlaku Beskidzkiego. Kiedy wreszcie podążamy za czerwonymi znakami, jest już kwadrans przed siódmą.
Przez czterdzieści pięć minut wspinamy się szeroką, dobrze utrzymaną ścieżką. Jest stromo i szybko zyskujemy wysokość. Jakiś ruch na szlaku jest – mijamy samotnego wędrowca i grupę trzech pań, a z naprzeciwka schodzi już trzyosobowa rodzina. Cały czas idziemy lasem i martwimy się o warunki. Prognozy pogody były idealne, ale Babia Góra nie bez powodu nazywana jest Królową Niepogody. Spomiędzy liści widać w górze ciemne chmury, słychać też bardzo silny wiatr. Boimy się, że za chwilę nieźle nami potarmosi.

Kwadrans po szóstej na parkingu były takie tłumy.
Na początku na szlaku czujemy się jak na autostradzie.
Z prawej pierwsze widoki w stronę szczytu Policy.
Jest nieco bardziej stromo...
...i nieco mniej wygodnie.
Za naszymi plecami wschodzi słońce.
Przed samym szczytem GSB robi się mocno gruntowy, czujemy się jak w Sudetach.
O wpół do ósmej wychodzimy z lasu i okazuje się, że dotarliśmy na Sokolicę (1367 m n.p.m.). Już teraz widoki są niesamowite. W dole widzimy Zawoję, a przed nami po raz pierwszy w całej okazałości cel naszej wędrówki – szczyt Babiej Góry. Wydaje się na wyciągnięcie ręki, tymczasem musimy się wspiąć jeszcze ponad 350 metrów w górę. Jednak wiatr ustaje, a niebo się rozpogadza. Jest przepięknie, okazuje się, że wszystkie zmartwienia były niepotrzebne. Wśród kosodrzewiny ruszamy dalej.

To już widoki z Sokolicy.
Nasz cel jeszcze daleko przed nami... robi wrażenie!
Na szczycie Sokolicy znajduje się platforma widokowa.
Dalej idziemy już wśród kosodrzewiny.
Pięć minut po ósmej jesteśmy na Kępie (1521 m n.p.m.). Zerkamy za siebie i widzimy jak niewielka i odległa wydaje się platforma widokowa na Sokolicy. Z poprzedniego szczytu wydawało się, że szlak będzie wiódł wąską i niebezpieczną granią. Tymczasem grzbiet Babiej Góry jest naprawdę szeroki, ani na chwilę nie zbliżamy się do niebezpiecznych krawędzi.
Kwadrans przed dziewiątą jesteśmy już na Gówniaku (1617 m n.p.m.) Tuż przed tym drugim pod względem wysokości szczytem Beskidu Żywieckiego kosodrzewina się kończy i zaczynają się hale. Przed utworzeniem Babiogórskiego Parku Narodowego wypasano tutaj ogromne stada owiec. Od odchodów tych zwierząt wzięła się mało apetyczna nazwa wierzchołka. Sam szczyt Gówniaka to już kilka metrów skał.

A tak szczyt Sokolicy wygląda z Kępy.
Irena w bliskim kontakcie z przyrodą.
Do celu pozostała wciąż godzina marszu,
Kosodrzewiny coraz mniej i zaczynają się hale.
Tak, stamtąd idziemy.
Skalisty szczyt Gówniaka tuż przed nami.
Trafiło nam się nawet trochę wspinaczki.
Piękne widoki na słowacką stronę.
Naprawdę sporo drogi już za nami.
Ostatnie metry przed szczytem Diablaka.
Cel naszej wędrówki wydaje się już bardzo bliski, jednak zbliżamy się do niego bardzo powoli. Na Diablak (1725 m n.p.m.), najwyższy szczyt Babiej Góry, docieramy tuż po dziewiątej. Jest po prostu niesamowicie! Takich widoków nie doświadczyliśmy jeszcze nigdy w życiu. Panorama jest cudowna, widać dziesiątki bliższych i dalszych szczytów górskich, z których tylko nieliczne potrafimy rozpoznać i zidentyfikować. Najbliżej jest Mała Babia Góra, dalej widzimy również Pilsko. Na południowym wschodzie jest potężny łańcuch górski – czy to już czasem nie Tatry? Dobrze rozpoznajemy za to Kotlinę Żywiecką z Jeziorem Żywieckim, na horyzoncie widać szczyty Baraniej Góry, Skrzycznego, Klimczoka i Czupla, a pomiędzy tymi dwoma ostatnimi południowe dzielnice Bielska-Białej. Nie możemy oderwać wzroku od widnokręgu. To prawdziwe ukoronowanie pół roku górskich wędrówek. W ten sposób osiągamy nasz nowy rekord wysokości, wiele lat wcześniej byliśmy, niestety jeszcze każde z nas osobno, na Śnieżce. To również nasz trzynasty szczyt z Korony Gór Polski. Pozostało nam do zdobycia jeszcze piętnaście, ale wyższe od Diablaka są tylko Rysy.
Dodatkowo na szczycie jesteśmy zupełnie sami. Spędzamy tutaj pół godziny, a w tym czasie nie dociera na wierzchołek absolutnie nikt. Nieopodal jest tablica poświęcona Janowi Pawłowi II, widzimy również murek dający osłonę przed wiatrem. Pod nim siadamy i jemy drugie śniadanie.

Koniec Perci Akademików... może następnym razem?
Tak wygląda szczyt Babiej Góry.
Tędy schodzi się na stronę słowacką.
W dole Zawoja.
I nieco lepszy widok za Zawoję.
W tle jezioro Orawskie.
I niestety powolutku trzeba schodzić... .
O wpół do dziesiątej ruszamy w dalszą drogę. Kolejnym celem jest Mała Babia Góra. O drodze na nią napiszemy w drugiej części naszej relacji.


Opis trasy: Przełęcz Krowiarki – Sokolica – Babia Góra
Odległość: 6 km
Czas przejścia: 2 godziny 15 minut
Punkty GOT: 14

6 komentarzy:

  1. Piękne są nasze góry i można by tak iść i iść, i iść - bez końca. Widoki nieziemskie !!! Też chciałabym, ale pewnie czeka mnie samotny urlop. Pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, widoki były niesamowite, ale co ciekawe - o wiele lepsze kawałek dalej, na Małej Babiej Górze. A iść można by rzeczywiście długo, nam się tak często wydaje, że tylko skrobiemy po powierzchni. Tak spakować plecak i przepaść na szlaku na tydzień-dwa, to byłoby coś... No cóż, wszystko przed nami ;)
      Pozdrawiam, Łukasz :)

      Usuń
  2. Babia jest zmienna i nieprzewidywalna jak każda kobieta :)
    Zdjęcia niestety bardzo spłaszczają.. kto nie był, nie zrozumie dlaczego wejście na Diablaka do łatwych nie należy. Spróbujcie kiedyś wdrapać się nocą.. na wschód słońca... nie ma drugiego takiego miejsca na świecie, gdzie byłoby to równie magiczne zjawisko jak na Babiej..
    Pozdrawiam serdecznie, Elżbieta :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na wschody słońca się póki co jeszcze nie porywaliśmy, może na początek spróbujemy na jakiejś mniejszej górce. Na pewno jednak taki wschód na Babiej na naszej liście marzeń jest. Jak się uda, na pewno się pochwalimy!

      Usuń
  3. Królowa Beskidu. Wspaniała sprawa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, zdecydowanie. Minął ponad rok, kilkadziesiąt szczytów więcej zdobyte, ale Babia to dalej nasz numer jeden :)

      Usuń