Urlopowe zmagania ze szlakami
postanowiliśmy rozpocząć od szczytu, spośród będących na
naszej liście do zdobycia chyba najsłabiej rozreklamowanego, o
którym sami usłyszeliśmy stosunkowo niedawno. Nie znaczy to, że
Romanka nie dała nam w kość, a droga na jej wierzchołek była
pozbawiona wrażeń.
W końcu doczekujemy się upragnionego
urlopu, ruszamy w Beskid Żywiecki, meldujemy się na kwaterze i…
pogoda jest nieciekawa. W sobotę rozważamy popołudniowe wejście
na Wielką Rycerzową, jednak pada i pada, wokół chmury i mgła.
Szkoda nam trochę widoków, więc stwierdzamy że to „dzień
zerowy” urlopu, teraz tylko się ogarniemy, a w góry ruszamy od
dnia pierwszego. W niedzielę zrywamy się o piątej… i dalej
chmury i lekki deszcz. Od południa ma się jednak przejaśniać,
stwierdzamy więc, że poczekamy aż temperatura wzrośnie do
przyzwoitych 10 stopni i ruszamy na Romankę, która i tak jest
zalesiona, więc specjalnie dużo nas nie ominie.
W ten sposób o ósmej rano jesteśmy na
niewielkim parkingu nieopodal przystanku PKS w Żabnicy-Skałce.
Nadal jest zimno i mokro, ale da się już wytrzymać i wędrować w
polarach, bez naszych mocno potogennych kurtek przeciwdeszczowych.
Wchodzimy na szlak i ruszamy za czarnymi znakami w kierunku stacji
turystycznej Słowianka. Szeroka leśna droga prowadzi nas pod górę,
cali szczęsliwi, że jesteśmy już na trasie dyskutujemy o tym i
owym, i po kwadransie… gubimy szlak. Czarnych znaków nie ma,
zniknęły. Zerkamy na mapę i widzimy, że poszliśmy prosto,
zamiast skręcić w prawo kilkaset metrów wcześniej. A że jest
stromo, to wnioskujemy z mapy, że droga znowu doprowadzi nas do
szlaku i nie trzeba schodzić. Ruszamy dalej, a szlaku ani widu ani
słuchu i w pewnym momencie zaczynamy schodzić w dół… Kilka
minut przed ustalonym czasem odwrotu dostrzegamy ponownie znaki,
skręcamy na ścieżkę w lewo i po krótkiej wspinaczce jesteśmy
pod Słowianką.
|
Pierwsze kroki na szlaku. |
|
A więc po drodze można spotkać futrzaki! |
|
Tutaj jeszcze jesteśmy na szlaku... |
|
...a tutaj już nie. |
|
Czarnych znaków dalej nie widać. |
|
W końcu wróciliśmy na właściwą drogę! |
|
I dotarliśmy pod Słowiankę! |
Stąd chcemy ruszyć na Romankę, ale
znowu nie wiemy jak… To znaczy szlakowskaz wskazuje kierunek, ale w
tym kierunku akurat rozgałęziają się dwie leśne drogi i nie
jesteśmy pewni, którą wybrać. Może to nie byłby problem, ale
niebieskich i czerwonych znaków na drzewach nie dostrzegamy, bo mgła
ogranicza pole widzenia do jakichś 20 metrów. Na szczęście ze
Słowianki wychodzi nieco bardziej zaprawiona w okolicznych terenach
para turystów i chętnie nam podpowiada. Państwo trzymają się
jakieś pół minuty za nami i jeszcze kilka razy rozwiewają nasze
wątpliwości. Potem szlaki się rozgałęziają, oni omijają
Romankę Głównym Szlakiem Beskidzkim, a my idziemy na lewo, za
niebieskimi znakami, prosto na szczyt. Łatwo się mówi, że prosto
na sczyt, bo od rozgałęzienia mamy jeszcze przed sobą niecałe
dwie godziny drogi i pół kilometra podejścia! Dotychczas było
mokro i błotniście, a teraz chwilami strome podejście zamienia się
w płytki strumień. Do góry wchodzimy zakosami, chwilami jest gdzie
się poturlać. Spokojnie stawiamy jednak kolejne kroki i tuż przed
południem, po niecałych czterech godzinach wędrówki, znajdujemy
się na szczycie. Wokół otacza nas gęsta mgła, ale również
drzewa, nie żałujemy więc wyboru celu.
|
Miejscami dzięki mgle jest dosyć urokliwie. |
|
I gdzie się to słońce podziewa?! |
|
Widoków póki co brak... |
|
Przed nami pół-szlak, pół strumień. |
|
Robi się trochę stromo... |
|
...a po chwili jeszcze stromiej. |
|
Z tych wszystkich liści zaraz zbierzemy wodę. |
|
Tym razem szlaku na pewno nie zgubiliśmy. |
|
Dowód, że Irena się wdrapała. |
|
Wdrapałem się i ja :) |
Na Romance wcinamy drugie śniadanie i
ruszamy za znakami żółtymi w kierunku Hali Rysianka. Na szczęście
jest mniej stromo i schodzi się całkiem wygodnie i bezpiecznie,
choć błoto chlapie wokół równie radośnie, co o poranku.
Wychodzimy z lasu na hale Łyśniowską i Pawlusią, kiedy wreszcie w
Beskid Żywiecki dociera zamówiona na urlop pogoda. Wiatr rozwiewa
mgłę, przejaśnia się, pojawiają się widoki, zaczyna grzać
słońce. Udaje nam się zajrzeć w doliny, w kierunku Węgierskiej
Górki. W schronisku PTTK na Hali Rysianka zatrzymujemy się na
dłużej. Po pierwsze chcemy skosztować legendarnych bułek
drożdżowych z borówkami z Rysianki. Po drugie – jest tu ciepło,
a my chcemy podeschnąć, bo zmokliśmy nie tylko od chlupiącej wody
i błota, ale również od tych wszystkich kropel, jakie zabieramy ze
sobą ocierając się o liście i gałęzie.
|
Rezerwat Romanka miejscami zachwyca. |
|
W drodze ku Hali Pawlusiej. |
|
Robi się coraz widniej. |
|
Pojawiają się zarysy przeciwległych stoków. |
|
Można też nieśmiało zajrzeć do dolin. |
|
Za nami widać też Romankę. |
|
Ostatnie podejście przed schroniskiem. |
|
I zasłużona nagroda! |
Po nabraniu sił idziemy dalej. Słońce
świeci coraz śmielej, robi się cieplej, niebo z szarego powoli
staje się bardziej niebieskie. Podążamy teraz za znakami
zielonymi. Z Hali Lipowskiej widać już conieco, a im dalej, tym
jest lepiej. Szlak cały czas schodzi w dół, dalej odcinkami pełni
funkcję strumyka, ale wynagradzają nam to zarysy Beskidu Śląskiego,
które widzimy przed sobą. W pewnym momencie z lewej mamy też
Romankę – dopiero teraz mamy okazję przyjrzeć się jaki to kawał
góry.
|
Schronisko na Hali Rysianka. |
|
Pogoda robi się coraz lepsza. |
|
A to schronisko na Hali Lipowskiej. |
|
Zielony szlak jest dosyć klimatyczny... |
|
...miejscami nie brakuje też przeszkód. |
|
Podoba nam się tutaj! |
|
Co jakiś czas mijamy takie sympatyczne strumyki. |
|
I robi się widokowo! W tle Beskid Śląski. |
|
Z tej Romanki to jednak kawał góry! |
|
Przed nami już Hala Boracza. |
Około wpół do czwartej docieramy na
Halę Boraczą. Tutaj urządzamy kolejny postój, jemy obiadowe
kanapki, rozglądamy się. Widać już naprawdę dużo – całkiem
wyraźne są Stożek Wielki i Kiczora, a daleko na horyzoncie majaczy
pasmo Beskidu Śląsko-Morawskiego. Stąd pozostaje nam już tylko
trzykilometrowy odcinek czarnym szlakiem do Żabnicy-Skałki. Według
mapy mamy zejść te 240 metrów w dół w ciągu trzech kwadransów,
po raz kolejny schodzimy jednak ostrożniej niż przewidują znaki –
na dole jesteśmy około siedemnastej. Połowa tej trasy prowadzi
leśną drogą, połowa już asfaltem. Nie przepadamy za twardym
podłożem, ale rekompensuje na to potok Studziański, który szumi z
naszej prawej strony.
|
Romanka z Hali Boraczej. |
|
Jeszcze kawka i ruszamy na ostatni odcinek. |
|
Początkowo jest dosyć stromo... |
|
...potem już nieco łagodniej... |
|
...a na końcu idziemy asfaltem. |
|
Aż do parkingu towarzyszy nam Potok Studziański. |
Pierwsza urlopowa pętelka zajmuje nam
dziewięć godzin. Jesteśmy całkiem zadowoleni z zaliczonej trasy,
czasem przejścia nie martwimy się wcale. Wreszcie nie musimy
pokonać długiej drogi do domu, do kwatery w Ujsołach wracamy w pół
godziny. Nie musimy się spieszyć, pozostaje nam tylko cieszenie się
górami, tym bardziej że dobra pogoda ma się utrzymać przez
kolejne dni.
Opis trasy: Żabnica-Skałka
– Słowianka – Romanka – Schronisko PTTK na Hali Rysianka –
Schronisko PTTK na Hali Lipowskiej – Schronisko PTTK na Hali
Boraczej – Żabnica-Skałka
Odległość: 19,8 km
Czas przejścia: 8 godzin
56 minut
Punkty GOT: 27
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz