niedziela, 25 czerwca 2017

Na Pilsko (1557 m n.p.m.)

Pilsko miało być największym wyzwaniem naszego urlopu i rzeczywiście – łatwo nie było. Co prawda na Babiej Górze (i na tarasie widokowym wieży radiowotelewizyjnej na Pradziadzie) byliśmy już nieco wyżej, ale kilometr przewyższenia na jeden szczyt był dla nas całkowicie nową próbą. Dla tak pięknych widoków było jednak warto.

Nasz drugi dzień w Beskidzie Żywieckim rozpoczynamy nieco wcześniej, na nogach jesteśmy tuż po czwartej. Choć może na nogach to nieco dużo powiedziane, bo co najmniej pierwszy kwadrans polega na moim krzątaniu się po pokoju i pakowaniu plecaka z jednoczesnymi próbami przekonania Ireny do wyjścia spod kołdry. Ostatecznie jednak nie pomagają ani prośby, ani groźby i kończy się na siłowym usunięciu rzeczonej kołdry, co już zmusza Irenę do opuszczenia łóżka. Wreszcie wyjeżdżamy spod kwatery około 5:20 i po około godzinie walki z wąskimi drogami i promieniami wschodzącego słońca, które oślepia niemiłosiernie, jesteśmy na parkingu przy ulicy Leśnej w Korbielowie. Zmieniamy obuwie z nizinnego na górskie, zakładamy plecaki i ruszamy za znakami szlaku żółtego.
Po niedzielnym maratonie w grupie Romanki i Lipowskiego Wierchu czujemy lekki ból w kolanach i postanawiamy zabrać się za wejście na Pilsko powoli i rozważnie, co ostatecznie rzutuje też na dosyć długi czas przejścia. Mamy jednak do dyspozycji cały dzień i nie musimy się spieszyć. Podążamy za żółtymi znakami, które prowadzą nas przez chwilę asfaltem, wśród zabudowań miejscowości. Po chwili skręcamy w lewo, przechodzimy przez wąską, drewnianą kładkę na potoku Buczynka i zaczynamy się wspinać. Przez następne kilometry dosyć konkretnie nabieramy wysokości, cały czas idąc wąską ścieżką i z lewej mając stromo nachylone zbocze. Jedynym urozmaiceniem są drogi leśne, raz po raz przecinające szlak. Od pierwszego śniadania mija już parę godzin, więc już od siódmej szukamy miejsca, gdzie można się zatrzymać - niestety bez powodzenia. Ostatnie ławki widzieliśmy na brzegu Buczynki, kolejne dopiero kiedy żółte znaki łączą się z zielonymi – po dwóch godzinach marszu. Dla nas nieco za długo, w tak zwanym międzyczasie pałaszujemy kanapki siedząc na kamieniach u wylotu jednej z dojazdówek.

Na parkingu miejsca jest pod dostatkiem.

Na dobry początek słońce ogrzewa nam plecy
Nasze pierwsze spotkanie z Buczynką.
Znaki niebieskie prowadzą w prawo, my za żółtymi idziemy w lewo.
Tu jest już nieco bardziej szlakowo.
I kolejna przeprawa przez Buczynkę.
Irena w zmaganiu z kładką.
Potok rozlewa się całkiem ładnie.
W ten sposób szlak prowadzi pod górę na długich kilometrach.
Ta salamandra spacerowała z nami kilka dobrych chwil,
ale zanim wygrzebaliśmy aparat czmychnęła w krzaki.
Odcinkami podejście jest nieco łagodniejsze.
Kiedy szlaki łączą się, trasa zmienia nieco charakter. Jest znacznie szersza, za to nieco bardziej stroma, co z kolei wynagradzają pojawiające się powoli górskie łąki i kolejne strumyki. W ten sposób w pół godziny docieramy na Halę Miziową. Nazwa tego miejsca bardzo przypada Irenie do gustu, która pochodzenia nazwy upatruje się w słowie „mizianie”. Obojgu podoba nam się schronisko – solidny, czysty budynek zapowiada wysoki standard. Odpoczywamy tutaj chwilę i ruszamy w dalszą drogę, obiecując sobie pozostać tu na dłużej w drodze powrotnej.

Z prawej robi się całkiem widokowo.
Dolina Buczynki oświetlona porannym słońcem.
Pierwsze miejsce gdzie można odsapnąć.
Tutaj łączą się szlaki żółty i zielony.
Na krótkim odcinku jest całkiem płasko...
...i znowu pochodzimy pod górę.
Zapowiedź bliskości schroniska.
Ostatni potok przed Halą Miziową.
Schronisko przed nami, za nim bardzo niepozorny szczyt Pilska.
Od Hali Miziowej robi się też bardzo widokowo. Na horyzoncie nieśmiało rysuje się Babia Góra, im wyżej się wspinamy, tym więcej widzimy też szczytów Beskidu Żywieckiego, Śląskiego i Małego. Na górę udajemy się za czarnymi znakami – trasa wydaje się krótsza niż żółty szlak, za to jest naprawdę stromo. Krok za krokiem nabieramy wysokości, ale zajmuje to sporo czasu i na granicy polsko-słowackiej jesteśmy dopiero po godzinie. Tutaj, po czterech godzinach wędrówki, spotykamy na trasie pierwszych tego dnia turystów, z którymi ucinamy sobie krótką pogawędkę. Widzimy też już dokładnie miejsca znane nam z dnia poprzedniego – Romankę oraz schroniska na Hali Rysianka i Lipowskiej Hali.

Babia Góra w chmurach.

Podejście jest bardzo strome.
Widok z góry na Halę Miziową.
Szczyt Pilska znajduje się kilkaset metrów w głąb Słowacji. Docieramy tam niebieskim szlakiem, brnąc korytarzem wśród kosodrzewimy. Po sześciu minutach jesteśmy na miejscu. Piękne widoki mamy przede wszystkim za zachodzie, w kierunku Beskidu Śląskiego oraz Worka Raczańskiego. Te na wschodzie są mocno prześwietlone przez przedpołudniowe słońce, dlatego nad taflą Jeziora Orawskiego nie udaje nam się dostrzec Tatr. Na samym wierzchołku znajdujemy również kamienny ołtarz oraz drewniany krzyż.
Spędzamy tutaj pół godziny, po czym powoli zaczynamy schodzić. Po powrocie w granice Polski postanawiamy dotrzeć do schroniska żółtym szlakiem, który na mapie wydaje się nieco dłuższy, stąd mamy nadzieję, że okaże się bardziej łagodny. Początek potwierdza nasze przypuszczenia, potem jest niestety wąsko, stromo i kamieniście. Stąpamy bardzo ostrożnie, przez co powrót na Halę Miziową zajmuje nam kilka minut dłużej niż wejście na górę. Po drodze mijamy ukrytą wśród kosodrzewiny symboliczną mogiłę kaprala Basika, który zginął w tym miejscu 1 września 1939 roku. W schronisku zatrzymujemy się na obiad. Główny bufet robi na nas wrażenie sali restauracyjnej, jedzenie również jest smaczne. Nie żałujemy sobie, bo czeka nas jeszcze długie zejście.

Ostatni kawałek podejścia jest znów nieco łagodniejszy.
A z lewej cały czas Babia Góra.
Irena dotarła na sam szczyt :)
Grupa Romanki i Lipowskiego Wierchu
 - tam wędrowaliśmy dzień wcześniej.
Dowód na to, że oboje się tu wdrapaliśmy.
Chwila odpoczynku :)
I znowu zerkamy w kierunku Diablaka.
Początek żółtego szlaku jest całkiem obiecujący.
Punkt widokowy nieopodal mogiły kaprala Basika.
Po nabraniu nowych sił ruszamy dalej. Po swoich śladach schodzimy do rozejścia się szlaków żółtego i zielonego, tym razem podążając za zielonymi znakami. Tutaj również decydujemy się na dłuższy wariant, z nadzieją że będzie mniej stromo. Tym razem w dużej mierze się to udaje. Początkowo idziemy leśną drogą, przy okazji przyglądając się z bliska niespecjalnie przejętej naszym widokiem wiewiórce. To kolejny zwierzak, którego spotykamy tego dnia: rano niedaleko naszego samochodu pasła się sarenka, a na początku wędrówki nasz szlak przecięła salamandra plamista. Po dwudziestu minutach spaceru zielonym szlakiem wychodzimy z lasu i odtąd tracimy szybko wysokość, schodząc wzdłuż kolejnych wyciągów narciarskich. Znowu trzeba stąpać nieco ostrożniej, za to przed nami coraz wyraźniejszych barw nabiera potężna sylwetka Babiej Góry, w pewnym momencie na prawo od niej dostrzegamy też zarysy Tatr. Po ośmiu godzinach wędrówki nasze buty znów dotykają asfaltu. Jesteśmy w Korbielowie-Kamienicy, do samochodu mamy ponad dwa kilometry. Na ulicę Leśną docieramy jednak szybciutko, w nieco ponad 20 minut.

Zielony szlak rzeczywiście jest nieco spokojniejszy.
Ale za to widoki są fantastyczne!
Przed nami już Korbielów.
W niecałe osiem i pół godziny pokonujemy niespełna 15 kilometrów, za to wspinamy się ponad kilometr. Pilsko to chyba najbardziej wymagająca kondycyjnie góra, jaką dotychczas zdobyliśmy, jest ciężej niż na Babią Górę czy Pradziada. Trasa bardzo nam się podoba, widoki momentami są tak rozległe, że trudno zdecydować się gdzie patrzeć. I jeszcze jedna dobra wiadomość – dzięki tej wycieczce na naszym koncie wylądowało dodatkowe 28 punktów do Górskiej Odznaki Turystycznej i mamy już wypełnioną normę na małą srebrną odznakę :)

Opis trasy: Korbielów – Schronisko PTTK na Hali Miziowej – Pilsko – Schronisko PTTK na Hali Miziowej – Kamienna - Korbielów
Odległość: 14,6 km
Czas przejścia: 8 godzin 25 minut
Punkty GOT: 28

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz