niedziela, 8 kwietnia 2018

Na Hrobaczą Łąkę (828 m n. p. m.)

Wiosenne wizyty w Beskidzie Małym powoli stają się już dla nas tradycją. Dwa lata temu na początku czerwca wdrapaliśmy się na Magurkę Wilkowicką i Czupel, a przed rokiem w kwietniu na dobre rozpoczęliśmy sezon górski zdobyciem Gronia Jana Pawła II, Leskowca i Łamanej Skały. Również tym razem postanowiliśmy przywitać wiosnę w tym urokliwym paśmie.

Prognoza pogody na weekend nastrajała nas bardzo optymistycznie. Wyglądało na to, że w niższe partie gór, te do wysokości 1000 metrów, wiosna powinna zawitać już w pełni. Na liście miejsc, które chcieliśmy odwiedzić w pierwszej kolejności, znajdowały się: Czantoria Wielka i Stożek Wielki w Beskidzie Śląskim oraz Hrobacza Łąka w Beskidzie Małym. Ostatni ze szczytów jest o ponad 150 metrów niższy od pozostałych, dlatego stwierdziliśmy, że to tam będzie najcieplej i najprzyjemniej.
W podróż wybieramy się tym razem dosyć późno. Nie zrywamy się o świcie, spokojnie jemy śniadanie i pakujemy plecaki, a w samochodzie jesteśmy dopiero chwilę przed ósmą. Czekają nas dwie godziny jazdy i na miejsce docieramy dopiero o dziesiątej. To świadoma decyzja; rano jest bardzo zimno, a na szlak chcemy ruszyć, kiedy będzie już nieco cieplej. Samochód parkujemy przed Gminnym Domem Kultury w Porąbce, pałaszujemy drugie śniadanie i ruszamy za zielonymi znakami.

Tradycyjne udokumentowanie parkingu ;)
Szlak prowadzi nas wzdłuż Soły w kierunku zapory w Porąbce. Ten odcinek zajmuje nam 25 minut i oferuje bardzo ładne widoki, ale niepokoi nas sposób poprowadzenia szlaku. Wzdłuż wąskiej drogi jest niebezpiecznie, próżno tu szukać chodnika. Poza tym jest jeszcze dosyć zimno – Irena w ciepłej czapce i rękawiczkach sprawia wrażenie, jakby wybierała się w znacznie wyższe góry. Na samej zaporze jednak jest już bardzo przyjemnie. Słońce zaczyna grzać, a widoki na Jezioro Międzybrodzkie i przełom Soły wprawiają nas w bardzo dobry nastrój.

Na poboczach zostaje nam niewiele miejsca.
Słońce nieśmiało przebija się na szlak.
Zapora już z daleka robi wrażenie.
Bunkier strażniczy przy zaporze, na prawym brzegu Soły.
Poniżej nas płynie Soła.
Zapora w całej okazałości.
Widok na Jezioro Międzybrodzkie z bliska.
I zapora nieco bardziej ozdobiona :)
Przechodzimy na drugi brzeg rzeki, dalej idąc już za czerwonym oznakowaniem Małego Szlaku Beskidzkiego. Po krótkim kawałku wzdłuż drogi wojewódzkiej skręcamy w lewo, wreszcie w las. Zaczyna się strome podeście, którego po długie zimowej przerwie nieco się obawiamy. Żeby znaleźć się na szczycie musimy pokonać pół kilometra różnicy wysokości. Szczególnie początek daje nam popalić, po chwili otuchy dodaje jednak wędrowiec schodzący w dół. Potwierdza, że to ciężki odcinek, za chwilę będzie lepiej, mówi też o swoich planach – sam zamierza zrobić porządną pętlę, z górą Żar i Magurką Wilkowicką włącznie. I rzeczywiście, szlak prowadzi konsekwentnie w górę, ale coraz mniej stromo, a widoczny w oddali krzyż milenijny na szczycie jest coraz bliższy. Kiedy w południe zatrzymujemy się pod wierzchołkiem Bujakowskiego Gronia na kubek kawy, stwierdzamy że z naszą kondycją wcale nie jest tak źle jak się obawialiśmy, a wędrówka jest coraz przyjemniejsza.

To już widok z lewego brzegu.
Początek stromego podejścia.
Irena nadaje nieco perspektywy.
Podchodzenia ciąg dalszy.
Już nieco wyżej widzimy pierwsze panoramy.
To już całkiem przyjemny odcinek.
Na szczyt Hrobaczej Łąki (828 m n. p. m.) docieramy po dwóch i pół godzinie na szlaku, dokładnie według planu. Potężny krzyż milenijny robi wrażenie, chętnie zobaczylibyśmy go podświetlonego nocą. Sam wierzchołek oferuje ograniczone widoki na Wyżynę Śląską, a chwilkę wcześniej znajduje się punkt widokowy, z którego dobrze widać Bielsko-Białą. Schodzimy stąd w stronę schroniska. Budynek po pożarze sprzed dwóch lat jest już niemal całkiem odbudowany. Brakuje nieco wykończenia, ale przede wszystkim cieszy, że schronisko wznowiło działalność. W okolicy robi się dosyć tłoczno. Na szlaku z Porąbki spotkaliśmy zaledwie kilkoro pojedynczych wędrowców, jedną dużą wycieczkę i uczestników biegu górskiego. Tutaj turystów są dziesiątki.

Pierwsze widoki w kierunku podbeskidzkich wsi.
Szczyt jest już tuż za rogiem.
Panorama Bielska-Białej spod szczytu.
Spod samego krzyża widoki są nieco przesłonięte.
Podstawa krzyża milenijnego...
...i perspektywa na 35 metrów jego wysokości.
Obligatoryjny dowód wdrapania się :)
Nieopodal schroniska znajduje się polana, na której decydujemy się odpocząć. To miejsce upodobało sobie wiele osób, ale nieznaczny tłok wynagradzają nam widoki, choć nieco prześwietlone. Przed nami wznoszą się góra Żar, Czupel i Magurka Wilkowicka, z prawej widzimy ośnieżony szczyt Skrzycznego, a w tle Romankę, Pilsko i Babią Górę. Jemy obiadowe kanapki i pijemy kawę podziwiając panoramę i grzejąc się w słońcu. Nawet się nie orientujemy, kiedy mija godzina.

To już widoki z łąki - tutaj Jezioro Międzybrodzkie.
Żar, a w tle nieśmiały zarys Babiej Góry.
W tle szczyty z grupy Romanki w Beskidzie Żywieckim.
Zza Magurki Wilkowickiej nieśmiało wygląda Skrzyczne.
Odbudowany budynek schroniska na Hrobaczej Łące.
Pełni sił ruszamy dalej. Czerwone znaki prowadzą w dół, na przełęcz u Panienki. Ruch jest spory, mija nas przede wszystkim mnóstwo biegaczy. Dalej czeka nas strome podejście na Groniczki. Piękna pogoda i bliskość przyrody dodają sił przede wszystkim Irenie, która błyskawicznie wspina się na górę. Spacer Małym Szlakiem Beskidzkim na tym odcinku jest mało widokowy, ale cieszymy się każdym krokiem na świeżym powietrzu. Kiedy tuż przed Gaikami skręcamy w lewo na zielony szlak, niepostrzeżenie mija kolejna godzina.

Zaśnieżony szczyt Skrzycznego widoczny ze szlaku.
Przełęcz u Panienki, kaplica ledwo uniknęła wiatrołomu (w tle).
Zejście z Groniczek, w tle uczestnik biegu górskiego.
Ostatnie metry podejścia na Groniczki.
Zielone znaki początkowo prowadzą nas stromo w dół. Tracimy około 200 metrów, po czym znowu jest bardziej płasko. Raz po raz mijamy niewielkie polany, które oferują widoki na Hrobaczą Łąkę z jednej strony oraz na Czupel i Magurkę Wilkowicką z Pilskiem z drugiej. W ten sposób docieramy do pierwszych zabudowań Międzybrodzia Bialskiego. Wiemy, że ostatnie kilometry będą męczącym spacerem po asfalcie, na jednej z ostatnich polan wcinamy więc ostatnie kanapki. Przed nami jest jeszcze kawałek lasu, gdzie musimy ominąć całkiem sporo wiatrołomów, zagradzających szlak. Kiedy wychodzimy spomiędzy drzew na łąki, otwierają się przed nami piękne widoki na Jezioro Międzybrodzkie, Żar i zaporę w Porąbce. Próbujemy nasycić nasze oczy, zanim wejdziemy między domy i stracimy tę możliwość.

Przyszlakowe mrowisko.
Całkiem przyjemny odcinek zielonego szlaku...
...i kolejny fajny kawałek.
Wiosna momentami ustępuje miejsca scenerii jesiennej.
Polanka z widokiem na Czupel.
A stąd widzimy Hrobaczą Łąkę.
Drzewo, które wyjątkowo spodobało się Irenie :)
Pierwsza z serii pięknych panoram Jeziora Międzybrodzkiego.
Wiatrołomowy odcinek zielonego szlaku.
Irena robi sesję zdjęciową Jeziora Międzybrodzkiego.
Do zapory mamy jeszcze kawałek.
Po chwili jesteśmy już na ostatnim, asfaltowym odcinku naszej wycieczki. Przez Międzybrodzie Bialskie prowadzi nas chodnik, który jednak urywa się tuż za mostem nad Żarnówką Dużą. Kawałek do zapory w Porąbce musimy przejść poboczem drogi wojewódzkiej. W nogach mamy już kilkaset kilometrów szlaków, ale jednoznacznie możemy powiedzieć, że ten odcinek jest zdecydowanie najgorszym, jaki mieliśmy okazję poznać. Na wąskiej drodze panuje spory ruch i nie czujemy się bezpiecznie. Skoro nie ma tutaj miejsca na bezpieczny szlak, może lepiej było by z niego zrezygnować i nie prowadzić tędy turystów? Nie każdy fragment trasy sprawdzamy przed wyjazdem na mapach satelitarnych, a skoro ktoś tutaj poprowadził tu zielone znaki, przyjęliśmy, że jednak będzie nieco miejsca obok drogi. Trzeba przyznać, że Irena narzuca tu ekspresowe tempo.

I znów jesteśmy nad jeziorem.
Ten widok oznacza koniec wędrówki poboczem.
Kiedy o siedemnastej docieramy do zapory, oddychamy z ulgą. Dalej do Porąbki również idziemy asfaltem, pobocze jest jednak szerokie, a ruch dużo mniejszy. Przy samochodzie jesteśmy po siedmiu i pół godzinie wędrówki. Beskid Mały opuszczamy trochę z żalem i niedosytem. Wyposzczeni po długiej przerwie, chętnie spacerowalibyśmy o wiele dłużej, chociaż oprócz Hrobaczej Łąki i zapory atrakcji było tak naprawdę niewiele. Cieszyła nas sama wędrówka, radość sprawiło świeże powietrze i bliskość przyrody. Takie uczucie chyba zawsze nam towarzyszy w Beskidach; ono też najpewniej doprowadzi do tego, że za niedługo zawitamy tutaj ponownie.

Endomondo ewidentnie szaleje przy różnicach wysokości ;)
Opis trasy: Porąbka – Bujakowski Groń – Hrobacza Łąka – przełęcz pomiędzy Gaikami i Groniczkami - Porąbka
Odległość: 21 km
Czas przejścia: 7 godzin 32 minuty
Punkty GOT: 21

2 komentarze:

  1. Fajna wycieczka :) Ta Hrobacza Łąka od jakiegoś czasu mnie interesuje. Szkoda, że jest tak daleko, ale jak tylko będziemy w pobliżu, to na pewno się na nią wybierzemy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się że po zimowej przerwie znowu jesteście na szlaku,lubię z Wami ''wędrować''..

    OdpowiedzUsuń