niedziela, 23 października 2016

Na Boží horę (525 m n.p.m.)

Pierwszy dzień października miał być ostatnim naprawdę ciepłym dniem w tym roku. Trzeba było to koniecznie wykorzystać. Irena była jeszcze lekko osłabiona po przeziębieniu, postanowiliśmy więc wybrać się na mało forsowny szlak. Wybór padł na czeską część Przedgórza Paczkowskiego, od której dzieli nas jakaś godzina jazdy samochodem. Ta decyzja okazała się strzałem w dziesiątkę.

Jeszcze na etapie planowania dodajemy do wycieczki dodatkowy cel. Okazuje się, że najkrótsza droga do Žulovej prowadzi kilkaset metrów od najwyższego miejsca po polskiej stronie Przedgórza Paczkowskiego – wzgórza Kalwaria. Postanawiamy, że skoro będziemy już tak blisko szczytu zaliczanego do Korony Sudetów Polskich, to zatrzymamy się i zdobędziemy jego wierzchołek. Kalwaria zostaje więc naszym pierwszym celem tego dnia. Niczego ciekawego w okolicy się nie spodziewamy, dlatego podjeżdżamy tak blisko, jak tylko sięga asfalt. Samochód pozostawiamy na poboczu drogi w Terezínie, niewielkim przysiółku położonym tuż za Mikulovicami. Wybieramy miejsce znajdujące się kilka metrów za przedostatnim gospodarstwem, przy samej granicy. Nieopodal widzimy pozostałości po porzuconych już domach. Stąd ruszamy w kierunku najwyższego punktu wzniesienia.

Nasz samochodzik przy polsko-czeskiej granicy, w tle wschodzi słońce.
Przed nami taka droga na "szczyt" Kalwarii.
To jedno z niewielu miejsc w koronie, co do którego w regulaminie podana jest dokładna wskazówka – szukamy słupka granicznego 165/IV. Bez tego raczej obejść się nie da, bo najbliższa okolica jest dosyć płaska i szczytu po prostu nie widać. Samo miejsce jest neiciekawe, jednak od początku rekompensują nam to widoki wokół. Jest po siódmej rano, słońce dopiero wstało i pierwszymi promieniami oświetla przepiękną panoramę. Wokół nas widzimy miejsca, które odwiedzaliśmy – Przednią Kopę, Biskupią Kopę, Příčný vrch oraz Zlatý chlum, a także Rychlebské Hory wraz z Sokolím vrchem. Na północy budzi się do życia polska, dosyć płaska część Przedgórza Paczkowskiego.

Z naszej trasy widzimy Pricny vrch.
Zlaty chlum wraz z wieżą widokową.
Znad masywu Góry Parkowej wystaje Biskupia Kopa.
Na jej wierzchołku widać wieżę im. Franciszka Józefa.
Na przygranicznych polach wcale nie jesteśmy sami.
Tuż przy samochodzie mamy słupek graniczny 165/9. Kierujemy się w stronę Gierałcic. Idziemy przy samym pasie granicznym po polskiej stronie, aż docieramy do dużego słupka granicznego oznaczonego jako 165/II. Trawa wokół niego jest dosyć mocno zdeptana, co świadczy o tym, że zdobywcy Korony Sudetów Polskich docierają właśnie tutaj. Robimy sobie pamiątkowe zdjęcia i dla pewności idziemy jeszcze kawałek dalej po czeskiej stronie granicy. Słupka 165/IV jednak nie znajdujemy. Nie wiemy czy go nie ma i w regulaminie jest chochlik drukarski, czy też słupek jest mocno zarośnięty. Decydujemy, że skoro w najwyższym miejscu i tak byliśmy, jeżeli słupek jest, to minęliśmy go o kilkadziesiąt centymetrów i zrobiliśmy sobie zdjęcia w charakterystycznym punkcie – to Kalwaria (385 m n.p.m.) została przez nas zdobyta. Po własnych śladach wracamy do samochodu. Cały spacerek zajmuje nam 36 minut, w czasie których pokonaliśmy niecałe 3 kilometry.

Kalwaria zdobyta!
Ja też się wdrapałem :)
W centrum Žulovej jesteśmy kwadrans po ósmej. Miasteczko jest bardzo ładne i dobrze utrzymane, co zaskakuje nas bardzo pozytywnie. Z parkowaniem na ryneczku nie ma o tej porze żadnych problemów. Tuż po wyjściu z samochodu widzimy również tablicę, która kieruje nas w stronę naszego kolejnego celu - Boží hory. To najwyższe wzniesienie Przedgórza Paczkowskiego w ogóle i tym samym również jego czeskiej części. Wdrapanie się nań będzie zatem dla nas kolejnym krokiem w kierunku zdobycia Korony Sudetów Czeskich. Boží hora góruje nad Žulovską Pahorkatiną, pasmem wzgórz należącym właśnie do przedgórza, wciśniętym pomiędzy dwa odgałęzienia Rychlebskich Hor.

Z centrum Zulovej widzimy już nasz cel.
Z centrum znaki kierują nas krętymi uliczkami przez miasteczko. W ten sposób okrążamy wyraźnie górujący nad Žulovą kościół pod wezwaniem świętego Józefa, położony na sporym wzniesieniu. Najpierw przechodzimy mostkiem przez Střibrný potok. Kiedy wychylamy się przez barierkę, widzimy uciekające przed naszymi cieniami młode pstrągi. Następnie przechodzimy przez Vápensky potok i natrafiamy na niebieski szlak. Znaki tego koloru prowadzą nas przez linię kolejową. Wreszcie schodzimy z utwardzonej drogi i ruszamy pod górę.

Kościół św. Józefa od strony głównej drogi.
Widok na ryneczek Zulovej z kawałkiem naszego pojazdu.
Kościół widziany już z dołu.
Niektóre budynki są niestety mniej zadbane...
Stribrny potok w pełnej krasie.
Pierwsze podejście prowadzi pomiędzy domami mieszkalnymi i krótkim odcinkiem przez las. Po kilku minutach jesteśmy na niewielkiej polanie. Kiedy się odwracamy, możemy podziwiać już pierwsze widoki na stoki Rychlebskich Hor. Mijamy wiatę turystyczną i rozpoczynamy kolejne podejście. Tym razem towarzyszą nam kolejne stacje drogi krzyżowej. To fajny wskaźnik postępów, bo wiemy, że czternasta stacja znajduje się już pod samym szczytem. Po chwili idziemy leśną drogą, z której po kilkuset metrach szlak skręca w lewo. Czeka nas ostatnie podejście przed szczytem, skalnymi schodkami. Robi się już cieplutko, dlatego ściągamy polary i do końca dnia wędrujemy w krótkich rękawkach. Obawiamy się, że to faktycznie ostatni taki dzień w 2016 roku.

Tak wyglądają pierwsze metry podejścia.
Przechodzimy przez niewielką polankę.
Za nami już niezłe widoki na Rychleby.
I znowu wspinamy się pod górę.
Jedna ze stacji drogi krzyżowej.
I znowu jesteśmy na drodze.
To już ostatnie metry podejścia.
Po drodze mijamy jeszcze wykutą w skale grotę lurdzką i około dziewiątej jesteśmy na szczycie. Boží hora (525 m n.p.m.) jest bardzo urokliwym miejscem. Znajduje się tutaj murowany kościół pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny Bolesnej, wybudowany w 1880 roku. Zastąpił drewnianą świątynię z 1713 roku. Do środka niestety zajrzeć się nie da, choć Irena już tradycyjnie zagląda przez wszystkie otwory, których może sięgnąć. Wokół jest też wiata i ławeczki, a nawet ubikacja. Zatrzymujemy się na szczycie na pół godziny i wcinamy drugie śniadanie.

Grota lurdzka znajduje się tuż pod szczytem.
Kawałek dalej widać już kościółek.
Żeby nie było, że nie wleźliśmy!
Największe wrażenie robią widoki z tego miejsca. Mimo, że Boží hora jest stosunkowo niska, rozciąga się stąd piękna panorama. Spod kościoła widzimy Rychleby w całej rozciągłości. Przejrzystość powietrza jest niesamowita, nie mamy problemu z rozpoznaniem wieży widokowej na Borówkowej. Na prawo od niej wyłaniają się znad widnokręgu sylwetki Gór Sowich. Ze wszystkimi szczegółami widzimy znajdującą się u naszych stóp Žulovą i tu czeka nas mała niespodzianka. Dostrzec można akurat kawałek parkingu na ryneczku z dwoma samochodami… w tym z naszym! Pierwszy raz widzimy w ten sposób nasz środek transportu z samego szczytu. W kierunku północnego zachodu można zajrzeć daleko w głąb Polski, a na horyzoncie wznosi się Ślęża. Jej szczyt znajduje się 70 kilometrów stąd. Z kolei za świątynią jest kolejny punkt widokowy, z którego można podziwiać część Rychlebskich Hor z Sokolím vrchem – tę samą, na którą rano patrzyliśmy z okolic Kalwarii. I niech no ktoś jeszcze powie, że na niskie górki wspinać się nie warto!

Widok na Przedgórze Sudeckie, nad nim góruje Ślęża.
Panorama Zulovej i Rychlebskich Hor.
Na Rynku widzimy nasz samochód!
Idealne miejsce na drugie śniadanko!
Kościół p.w. NMP Bolesnej w pełnej krasie.
Góry Złote, druga od prawej Borówkowa.
A to widok na wschód,  w stronę Sokolego vrchu.
Na wierzchołku spędzamy jakieś pół godziny, po czym ruszamy w dalszą drogę. Dzień jest jeszcze młody, najpierw zamierzamy odnaleźć bardzo ciekawą formację skalną, a potem mamy jeszcze kilka miejsc w planach. O tym przeczytacie już w drugiej części naszej relacji.


Opis trasy: Terezín – Wzgórze Kalwaria – Terezín oraz Žulová – Boží hora
Odległość: 2,8 km oraz 2 km
Czas przejścia: 36 minut oraz 37 minut
Punkty GOT: 2 oraz 4

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz