środa, 13 lipca 2016

Na Grzebień (768 m n.p.m.) / GSS przez Góry Opawskie (część II)

Droga z Jarnołtówka na Grzebień okazała się bardzo uciążliwa.
Na pierwszy dzień naszej wyprawy zaplanowaliśmy dotarcie do schroniska pod Biskupią Kopą. Z zadaniem tym uporaliśmy się w miarę szybko i sprawnie, nie obyło się jednak bez przygód.

Z Podlesia wyruszyliśmy w kierunku Jarnołtówka kwadrans po dziewiątej. Pierwszy odcinek trasy prowadził szosą spod podleskiego kościoła parafialnego w kierunku dawnego przejścia granicznego w Konradowie. To było chyba najdłuższe trzy i pół kilometra jakie przeszliśmy tego dnia. Po drodze znajduje się jedno ciekawe miejsce – tak zwany kamień morderczy z 1586 roku. Według miejscowych legend pod nim miał zostać pochowany okrutny hrabia z Ondrejovic, który zginął śmiercią samobójczą. W rzeczywistości to kamień graniczny biskupstwa wrocławskiego, pochodzący z czasów biskupa Andreasa von Jerina. Kawałek drogi za kamieniem wychodzimy z cienia lasów porastających stoki Tylnej Kopy i idziemy w pełnym słońcu. Nawet rano temperatury sięgają już niemal trzydziestu stopni. Wysiłek po części wynagradzają nam widoki na masywy Góry Parkowej i Biskupiej Kopy.

Daleka droga z Podlesia do Konradowa.
Widok na Średnią Kopę.
Masyw Biskupiej Kopy w całej okazałości.
Po dotarciu do drogi łączącej Głuchołazy ze Zlatymi Horami skręcamy na nią w prawo, a tuż przed granicą czeską w lewo, na drogę polną. Mijamy ostatnie domy Starowic, przysiółka Konradowa i wchodzimy w niewielki przygraniczny lasek. Tutaj spotykamy pierwszego wędrowca, który dzieli z nami tego dnia szlak. Co prawda spotkana pani ewidentnie nie zdobywa szczytów, a jedynie spaceruje z sympatycznym pieskiem, ale zawsze to jakieś towarzystwo. Ze szlaku, po wyjściu z lasku widać w oddali zaporę na Złotym Potoku, wybudowaną tutaj po katastrofalnej powodzi z 1903 roku.

Widać już tamę na Złotym Potoku i dawną wieżę obserwacyjną Wojsk Ochrony Pogranicza na Wiatracznej.
Droga ze Starowic do Skowronkowa.
Po chwili docieramy do Skowronkowa. Ten kolejny przysiółek Konradowa ma bardzo ciekawą historię. Przez ponad dwieście lat był po austriackiej, a następnie czeskiej stronie granicy, z trzech stron otoczony terenami pruskimi, niemieckimi, a następnie polskimi. W związku z tym miało tutaj kwitnąć przemytnictwo. W 1959 roku dokonano korekty granicznej i niewielka osada znalazła się po stronie polskiej. Po przejściu przez Skowronków ponownie zbaczamy z Głównego Szlaku Sudeckiego w celu zdobycia Czapki. Zajmuje nam to trzy kwadranse. Najpierw próbujemy przedrzeć się przez krzaki, ale chwilę później Irena odkrywa miedzę wzdłuż położonego nieopodal pola i obywa się bez większych zadrapań. Po krótkiej przerwie na posiłek w cieniu stacji wodociągowej, podążamy dalej za czerwonymi znakami.
Polna droga około jedenastej doprowadza nas do Jarnołtówka. Wieś jest nam znana bardzo dobrze z poprzednich wypraw, dlatego nie zatrzymujemy się tu na dłużej. Mijamy kościół parafialny pw. św. Bartłomieja Apostoła i skręcamy w lewo, na główną drogę prowadzącą przez wieś. Przed remizą Ochotniczej Straży Pożarnej skręcamy w prawo. Droga przez jakieś pięćset metrów prowadzi prosto pod górę, równolegle do niewielkiego potoku. Szlak po tej odległości skręca w prawo na drogę leśną, a następnie po około stu pięćdziesięciu metrach znowu w lewo. My jednak po raz ostatni tego dnia zostawiamy czerwone znaki i idziemy prosto, żeby zdobyć Wiatraczną. Na Główny Szlak Sudecki wracamy za niespełna pół godziny.

Kościół parafialny pw. św. Bartłomieja Apostoła, a w tle ośrodek wypoczynkowy Ziemowit.
I Ziemowit z bliska.
Przed nami jeszcze godzina wędrówki. Spodziewaliśmy się najtrudniejszego podejścia tego dnia, przecież musimy jeszcze pokonać prawie 375 metrów różnicy wysokości. Niestety nie przewidzieliśmy skali dodatkowych trudności, jakie na nas czekały. Na początku wszystko wygląda jeszcze całkiem dobrze. Idziemy dosyć szeroką leśną drogą. Po niecałym kilometrze dochodzimy do rozwidlenia, na którym skręcamy w prawo. Tutaj widzimy pozostawiony ciężki sprzęt – pierwsze oznaki tego, co na co prędzej czy później możemy się natknąć. Przez kolejne kilkaset metrów jest jednak jeszcze spokojnie. Kwadrans po południu przekraczamy szeroką, dobrze utrzymaną drogę. To tak zwana Kijowa Droga, która przecina czerwony szlak. Za nią jeszcze kwadrans bardzo stromego podejścia, w dodatku tutaj Główny Szlak Sudecki znalazł się na pierwszej linii frontu walki z kornikiem. Duże połacie lasu są wycięte, trasę co chwilę przegradzają pnie drzew. Czerwone znaki widać bardzo rzadko. Na szczęście przeszedłem trasę miesiąc wcześniej w odwrotnym kierunku, dzięki czemu udaje się nam pozostać na właściwej drodze.

Na początku szlak jest jeszcze całkiem znośny.
Potem jest już trudniej.
Po drodze widzimy nawet trzymetrowe sterty gałęzi.
Pod koniec podejścia szlak wreszcie wygląda normalnie.
Kiedy wreszcie docieramy na Grzebień (768 m n.p.m.) mamy mieszane uczucia. Z jednej strony cieszymy się, że najgorsze mamy za sobą, z drugiej jesteśmy mocno zdenerwowani. Naprawdę dobrze by było, gdyby informacje o takim a nie innym stanie szlaku umieszczane były na samym początku podejścia, żeby w razie czego można było zaplanować trasę alternatywną. Trudy nieco wynagradzają nam piękne widoki na masyw Góry Parkowej i Głuchołazy.

Widok na Głuchołazy, w tle Jezioro Nyskie.
300 metrów poniżej nas widzimy szczyt Czapki, a w tle Konradów.
Droga z Grzebienia do schroniska to już kilka minut spacerku. Na miejscu jesteśmy chwilkę po trzynastej. Na popołudnie mamy oczywiście dalsze plany, ale postanawiamy chwilę odsapnąć. W schronisku będziemy nocować, ale już teraz udajemy się do naszego pokoju, żeby godzinkę odpocząć.

Droga z Grzebienia do schroniska jest już prosta, łatwa i przyjemna.
Podczas popołudniowej wędrówki również nie obyło się bez przygód, o czym napiszemy w kolejnej części naszej relacji.


Opis trasy: Podlesie – Jarnołtówek – Schronisko PTTK pod Biskupią Kopą
Odległość: 12 km
Czas przejścia: 2 godziny 50 minut
Punkty GOT: 13

2 komentarze:

  1. Tak do końca to ja w tego kornika nie wierzę :) W sąsiednich Czechach się tym aż tak nie przejmują i lasy jakoś się trzymają?
    Fajna relacja - pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Też się często nad tym zastanawiamy. Czasem wydaje nam się, że Czesi jednak tych lasów mają w tym rejonie o wiele, wiele więcej stąd może jakaś mniejsza koncentracja tych wycinek? W każdym razie faktycznie, mniej to cięcie u nich widać. Dzięki za miłą opinię! :)

    OdpowiedzUsuń