poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Na Malinowską Skałę (1152 m n.p.m.)

Irena na Malinowskiej Skale, a w tle zielony szlak na Skrzyczne.
Na szczycie Baraniej Góry mieliśmy cały Beskid Śląski u stóp. Choć powietrze nie było jeszcze całkiem przejrzyste, najbliższe szlaki i szczyty było widać całkiem wyraźnie. Największe wrażenie robiła ścieżka, która pnie się przez kolejne wierzchołki gór w kierunku Skrzycznego i górującego nad nim potężnego przekaźnika telewizyjnego. To zielony szlak, ponoć najpiękniejsza widokowo trasa w Beskidzie Śląskim. Postanowiliśmy to sprawdzić i nie zawiedliśmy się.

Z Baranią Górą (1220 m n.p.m.) żegnamy się z żalem. Przy idealnej pogodzie widać stąd Tatry, a nam poranne mgły ledwie pozwalają dostrzec Wielką Czantorię i Pilsko. Jednak nic straconego – szybko postanawiamy, że tutaj wrócimy i następnym razem zdobędziemy szczyt Głównym Szlakiem Beskidzkim. Tymczasem na nasz najbliższy cel wybieramy Malinowską Skałę, na którą prowadzi piękna widokowa trasa oznaczona zielonymi znakami. Na pierwszym fragmencie towarzyszą nam również czerwone znaki najdłuższego szlaku w Beskidach.

Powoli żegnamy się z Baranią Górą.
Na początek czeka nas ponad sto metrów dosyć stromego zejścia. Ścieżka jest dosyć szeroka i wygodna, jednak po prawej stronie stok prowadzi bardzo stromo, kilkadziesiąt metrów w dół. W przypadku potknięcia można się tutaj nieźle poobijać, tym bardziej że nie ma się za bardzo na czym zatrzymać. To jednak jedyne takie miejsce, na które trafiamy w ciągu całego dnia. Przy schodzeniu z Baraniej spotykamy trójkę turystów, wspinającą się w kierunku szczytu. My minęliśmy samotnego wędrowca półtorej godziny wcześniej, ale dla nich jesteśmy pierwszymi osobami na szlaku w ten sobotni poranek.

Na Malinowską Skałę daleko, to trzeci szczyt od prawej.
Zbocza przy szlaku są dosyć strome. 
Irena schodzi kamienistą ścieżką, jeszcze w pełnym rynsztunku bojowym.
Zejście długim na niemal dwa kilometry odcinkiem zajmuje nam prawie czterdzieści minut. O dziewiątej zaczynamy się już wspinać na Magurkę Wiślańską (1140 m n.p.m.). Kilkadziesiąt metrów podejścia trwa dwadzieścia minut i w tym czasie słońce daje o sobie znać. Nieźle już przypieka, a temperatura wzrasta do jakichś 25 stopni. Na szczycie zmieniamy więc spodnie na krótkie, a polary wędrują już głęboko do plecaków. Miejsce na zmianę garderoby się znajduje, bo na szlaku jest wciąż pustawo, niemniej spotykamy coraz więcej osób. Na Magurce żegnamy Główny Szlak Beskidzki, który skręca w prawo w kierunku Magurki Radziechowskiej i Węgierskiej Górki. Na pewno kiedyś przejdziemy ten odcinek, póki co jednak idziemy dalej zielonym szlakiem. 

Tutaj trochę się już wypłaszcza.
Szlak przez chwilę prowadzi nas wśród zieleni.
Zaczyna się podejście na Magurkę Wiślańską.
Na Malinowską Skałę jeszcze daleko.
Beskid  Żywiecki wciąż zamglony.
Z lewej Zielony Kopiec, dalej Malinowska Skała, Małe Skrzyczne i Skrzyczne.
Widoki są niesamowite!
W tle bardzo niewyraźne jeszcze Jezioro Żywieckie.
Ten prowadzi nas krótkim zejściem, a następnie znowu pod górę. Podejście łudząco przypomina to sprzed chwili. Po drodze mijamy słabo zaznaczony w terenie Gawlasi Groń (1077 m n.p.m.), z którego w lewo odbija żółty szlak do Wisły-Czarne. Po kwadransie wspinaczki jesteśmy na Zielonym Kopcu (1154 m n.p.m.), jednak idąc za zielonymi znakami omijamy sam wierzchołek tej góry.

Magurka już za naszymi plecami.
Wdrapujemy się na Zielony Kopiec.
Już na Zielonym Kopcu - Malinowska Skała przed nami.
Widoki do dolin są już bardzo wyraźne.
Kolejne wzniesienie przed nami to już Malinowska Skała (1152 m n.p.m.). Okolice tego szczytu to największy w pobliżu węzeł szlaków. Przed wierzchołkiem w prawo odbija żółty szlak do Lipowej, a w lewo niebieski prowadzący w kierunku Przełęczy Malinowskiej. Za szczytem szlak czerwony prowadzi w lewo w stronę Przełęczy Salmopolskiej. Na sam szczyt docieramy około wpół do jedenastej, po pięciu godzinach wędrówki i kwadransie podejścia na sam wierzchołek.

Skrzyczne niczym magnes przyciąga nasz obiektyw.
Widok na Kościelec.
Chwilę później jesteśmy 60 metrów dalej i docieramy to potężnej skały, której swoją nazwę zawdzięcza sam szczyt. Wokół robi się już tłoczno i musimy chwilę poczekać na dobre ujęcia. Tutaj też decydujemy się na odpoczynek i nieopodal skały, na prawo od szlaku, znajdujemy ławeczkę, na której pałaszujemy kolejną kanapkę. O tej porze widoki z tego miejsca są już piękne. Z prawej widzimy wszystkie szczyty, które już tego dnia zdobyliśmy, z lewej Skrzyczne. Przed nami z mgły wyłaniają się wierzchołki Beskidu Żywieckiego, Pilsko widać już bardzo wyraźnie. Wreszcie rozpoznać można także Babią Górę, która nawet z dużej odległości imponuje. Sielankę zakłócają jedynie śmieci, które ktoś pozostawił nieopodal. To jednak wyjątek tego dnia – na szlakach w tej części Beskidu Śląskiego jest bardzo czysto.

Irena oczywiście musiała zapozować na Malinowskiej Skale.
Dochodzi jedenasta i trzeba podjąć decyzję. Powrót tą samą trasą zajmie nam jakieś cztery-pięć godzin, jednak pewna rzecz nie daje nam spokoju. Z lewej widzimy Skrzyczne, które wydaje się tuż, tuż, na wyciągnięcie ręki. Omawiamy wszystkie możliwości powrotu do samochodu, oceniamy nasze siły i podejmujemy decyzję. Ruszamy do ataku! Jesteśmy tuż przy najwyższym szczycie Beskidu Śląskiego i zostało nam jeszcze sporo dnia. Skrzyczne musi zostać zdobyte!
O tym jak powiodły się nasze plany napiszemy w kolejnej części relacji.


Opis trasy: Barania Góra – Magurka Wiślańska – Zielony Kopiec – Malinowska Skała
Odległość: 8,9 km
Czas przejścia: 2 godziny 37 minut
Punkty GOT: 9

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz