niedziela, 11 września 2016

Szlakiem Złotych Górników

Po tej stornie Wiszących Skał nie byliśmy od długich miesięcy.
Lato chyli się ku końcowi, chcemy więc wykorzystać każdą chwilkę wolnego czasu, jaką uda się nam wygospodarować. Mamy w pogotowiu kilka planów na wypadek, gdy na wyruszenie w drogę przed świtem nie ma szans, a pozostaje tylko kilka godzin dnia. Jednym z nich było przejście Szlaku Złotych Górników. W końcu udaje nam się wrócić z pracy tuż po piętnastej, wskakujemy więc w samochód i ruszamy w stronę Głuchołaz.

Samochód parkujemy naprzeciwko ośrodka „Sudety”, przy samym końcu Alei Jana Pawła II. Kiedy ruszamy za żółtymi znakami, nasze zegarki wskazują już 16:40. Tak późne rozpoczęcie wędrówki jeszcze nam się nie przytrafiło, ale na to popołudnie zbyt ambitnych celów nie mamy. Z bardzo solidną rezerwą czasową powinniśmy być w trasie do trzech godzin, wrócimy więc na parking przed samym zachodem słońca.
Pierwsze trzy kilometry szlaku są bardzo spokojne, a przy okazji ciekawe. Początkowo idziemy asfaltem i już po chwili jesteśmy nad brzegiem Białej Głuchołaskiej. Rzeka ma tutaj jeszcze typowo górski charakter i towarzyszy nam z prawej strony przez następne trzy kwadranse. Natomiast po lewej raz po raz mijamy interesujące miejsca. Pierwsze z nich to Grota Bialska, kilkumetrowy tunel wydrążony w dawnej sztolni po wydobyciu złota. Kawałek dalej znajduje się źródełko Żegnalce, wypływające w miejscu, gdzie według podań mieszkańcy Głuchołaz niegdyś żegnali krewnych wyjeżdżających za granicę w poszukiwaniu pracy. Z kolei po kilku minutach widzimy kolejną nieczynną już sztolnię, w której wydobywano złoto.

Irena z prowiantem i gotowa do boju.
Most kolejowy i kładka na Białej Głuchołaskiej.
Pierwszy odcinek szlaku jest łatwy, ale bardzo urokliwy. 
Widok z Groty Bialskiej
Mijamy nieczynną już sztolnię
Po dwudziestu minutach spaceru opuszczamy utwardzony grunt i skręcamy w lewo, do rezerwatu przyrody Nad Białką. Na tym dziewięciohektarowym obszarze do dziś zachowały się ślady po wydobyciu złota w postaci kilkumetrowej średnicy płytkich szybów. Cały teren od strony Białej chroni trzystumetrowy wał przeciwpowodziowy, pamiętający czasy średniowiecza. Tutaj dalej spaceruje nam się bardzo wygodnie. Podejścia są ledwo zauważalne, a szlak cały czas prowadzi nieopodal brzegu rzeki, kilka metrów nad lustrem wody.

Szlak jest łatwy i przyjemny.
Po drodze są dwa takie mikropodejścia.
Po prawej wciąż mamy Białą Głuchołaską.
Ta sielanka trwa kolejne dwadzieścia minut. Wtedy zaczynamy jedyne tego dnia nieco poważniejsze podejście. Żeby zdobyć szczyt Przedniej Kopy musimy wejść ponad 170 metrów w górę i pokonać jakieś 1,5 kilometra. To zajmuje nam spokojnym tempem pół godziny. Po kamienistych beskidzkich wędrówkach miło jest czuć znów pod stopami nasze miękkie, sudeckie podłoża. Niebo jest mocno zachmurzone i przez chwilę wydaje się, że zaraz zacznie padać. Deszcz straszy nas jednak tylko przez kilka minut. Niestety na zboczach widzimy obrazy typowe dla Gór Opawskich – ślady intensywnego karczowania lasu.

No i przez chwilę będzie nieco trudniej.
Irena dzielnie się wspina.
Droga jest rozjeżdżona przez ciężki sprzęt...
...i tutaj nie uciekniemy od śladów karczowania lasu.
Ostatnie metry podejścia przed nami.
Króciutki przystanek przed Wiszącymi Skałami...
...i przed ruinami dawnego schroniska.
Ze szczytu widzimy masyw Biskupiej Kopy.
Na wierzchołku na dłużej się nie zatrzymujemy. Tutejsze atrakcje, w postaci kaplicy świętej Anny na wiszących skałach oraz ruin schroniska doskonale znamy i pisaliśmy o nich chociażby w relacji z naszej pierwszej wycieczki czy pokonywania Głównego Szlaku Sudeckiego. Żółty szlak prowadzi stromo w dół – w ciągu dziesięciu minut tracimy sto metrów wysokości. Po dotarciu do szlaku niebieskiego skręcamy w prawo i przez kolejne dziesięć minut idziemy wygodnym leśnym duktem. Wtedy skręcamy w lewo i znów jesteśmy na terenach, na których dawniej kwitło górnictwo złota.
O wpół do siódmej jesteśmy na średniowiecznej tamie na Sarnim Potoku. To jeden z najstarszych śladów inżynierii hydrotechnicznej na Śląsku. Obecnie tama nie imponuje, ma zaledwie trzy metry wysokości, ale przed wiekami miała być znacznie wyższa. Tutaj urządzamy naszą jedyną tego dnia przerwę. Wcinamy podwieczorek, po czym ruszamy dalej i po chwili mijamy jeszcze jeden dawny szyb górniczy.

Zejście z Przedniej Kopy jest dosyć strome.
Tama na Sarnim Potoku w całej okazałości.
Irena mówi, że sudeckie szlaki są jak dywany.
Resztki dawnego szybu górniczego.
Tuż przed siódmą wychodzimy z lasu i jesteśmy tuż przy Harcówce (378 m n.p.m.). Niewielkie wzniesienie to najniższy z szczytów Góry Parkowej, jedyny którego dotychczas jeszcze nie zdobyliśmy. Na samym wierzchołku znajduje się gospodarstwo, więc podchodzimy tylko do ogrodzenia. Co prawda brakuje nam kilku metrów, szanujemy jednak teren prywatny i uznajemy Harcówkę za zdobytą.

Spod Harcówki znowu mamy widoki na Biskupią Kopę.
Harcówka zdobyta - za moimi plecami gospodarstwo.
Dalej nasz spacer się nieco komplikuje. Co prawda przebieg szlaku łatwo odtwarzamy za pomocą mapy, ale brakuje już jakichkolwiek znaków w terenie. Tabliczka informuje nas o zmianie przebiegu trasy i kieruje w lewo, ale na tym wskazówki się kończą. Posłusznie schodzimy do doliny Zdrojnika i idziemy w kierunku polany przy dawnym pensjonacie „Waldesruh” (po II Wojnie Światowej – „Zacisze”). Zgodnie z mapą powinniśmy przejść obok budynków i dotrzeć na ulicę Parkową, drogę zagradza jednak ogrodzenie. Nie bardzo wiadomo co robić, idziemy więc wzdłuż płotu, a następnie wzdłuż Zdrojnika. Przez potok przechodzimy nowiutką drewnianą kładką. Dobrze, że na zamknięcie tego odcinka szlaku ktoś zareagował chociaż w ten sposób, ale braku oznaczeń i tak żal. Zaraz za kładką kamienne schody prowadzą nas na ulicę Parkową, którą kierujemy się w stronę Alei Jana Pawła II. Pozostaje nam kilka minut spaceru asfaltem, po czym jesteśmy znowu przy samochodzie.

Schodzimy do doliny Zdrojnika.
Drogę zagradza nam ogrodzenie.
Dawny pensjonat "Waldesruh".
Przez Zdrojnik prowadzi nas ta kładka.
A to już park zdrojowy - za chwilę wrócimy do samochodu.
Tym sposobem udaje się nam przejść cały Szlak Złotych Górników. Wędrówka zajmuje niecałe trzy godzinki, ale przy żwawszym tempie i braku przystanków można ją znacznie skrócić. Trasa nie sprawia żadnych problemów kondycyjnych. Jedyną niedogodność stanowi bardzo słabe oznaczenie szlaku na ostatnim odcinku. Z widoków czeka na szlaku tylko panorama masywu Biskupiej Kopy, widoczna ze szczytu Przedniej Kopy i spod Harcówki. Trasa jest wybitnie relaksacyjna i godna polecenia jako spacerek na wolne popołudnie. Zwłaszcza jeżeli ktoś jeszcze nie był na szczycie Przedniej Kopy, gdyż położone tam kaplica i ruiny schroniska są szczególnie interesujące. Ponadto szlak prowadzi bardzo blisko cywilizacji – zawrócenie i powrót do najbliższych zabudowań na większości jego przebiegu trwa do pół godziny, a bardzo często tylko kilka minut. Dla nas to może nie najlepszy wybór na dzień spędzony w górach, ale ponieważ mieliśmy do dyspozycji tylko kilka godzin – było jak najbardziej warto.


Opis trasy: Głuchołazy-Zdrój – przez Białą Głuchołaską na Przednią Kopę – przez Sarni Potok i Harcówkę do Głuchołaz-Zdroju
Odległość: 11 km
Czas przejścia: 2 godziny 53 minuty
Punkty GOT:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz