wtorek, 28 marca 2017

Na Lipowiec (370 m n.p.m.)

O tym, że jesteśmy wybitnie ciepłolubni, pisaliśmy już wielokrotnie. Z wytęsknieniem wyczekiwaliśmy więc pierwszej słonecznej soboty lub niedzieli, w którą jednocześnie żadne z nas nie będzie przeziębione i nie będą nas czekały obowiązki rodzinne bądź zawodowe. No i w końcu się doczekaliśmy. Na termometrze dziewięć stopni, słoneczko, lekki wietrzyk – pogoda w sam raz na mało wymagającą, rozgrzewkową trasę na początek sezonu. Wybór padł na najwyższy szczyt Lasu Trzebińskiego – Lipowiec.

Do tego wzgórza to już nasze drugie podejście. Tak, rzeczywiście można odnotować nieudane podejście do wzniesienia, które wznosi się jakieś sto metrów nad najbliższą okolicą. Poprzednią próbę podjęliśmy przed niecałym rokiem. Wówczas do Trzebiny dojechaliśmy po wędrówce wokół doliny Złotego Potoku, na jakieś półtorej godziny przed zmrokiem. Jako że na Lipowiec żaden znakowany szlak nie prowadzi i obawialiśmy się długich poszukiwań, już po chwili zawróciliśmy do samochodu.
Tym razem na parkingu przed kościołem pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w Trzebinie znaleźliśmy się tuż po czternastej, zarezerwowaliśmy więc sobie wystarczająco wiele czasu. Na naszej mapie szczyt otoczony jest siecią mało wyraźnych ścieżek. Obawialiśmy się, że przynajmniej część z nich będzie mocno zarośnięta i zmusi nas do długiego kluczenia po lesie. Tymczasem wejście na Lipowiec okazało się ostatecznie całkiem proste.
Wyruszamy spod kościoła parafialnego
p.w. Wniebowzięcia NMP w Trzebinie.
Trzebina pozostawia po nas wrażenie typowo „sudeckiej” miejscowości. Dla nas oznacza to przynależność do zaginionego świata, dziś już trochę nierealnego. We wsi znajdują się resztki pałacu, należącego niegdyś do pruskiego marszałka Blüchera, pogromcy Napoleona spod Waterloo. Miejscowość była na progu przekształcenia się w miasteczko, rozwinął się tutaj mały ośrodek wodolecznictwa i podejmowano starania o uzyskanie statusu uzdrowiska. Bardzo ciekawy okres rozwoju, jak w wielu innych przypadkach, został brutalnie przerwany przez II Wojnę Światową.
Z Trzebiny wychodzimy w kierunku boiska. O ile we wsi jeszcze kogoś spotykamy, to po minięciu ostatnich zabudowań zostajemy kompletnie sami – i tak aż do powrotu do miejscowości za trzy godziny. Idziemy lekko pod górkę drogą polną, która niczym nie różni się od dziesiątek innych takich dróg, którymi szliśmy. Okazuje się jednak, że w średniowieczu przebiegał tędy główny trakt handlowy z Wrocławia do Ołomuńca. Nie wiemy, czy stan nawierzchni był wtedy lepszy, ale na pewno było tutaj nieco więcej ruchu. Po wejściu do lasu mijamy tzw. Grzybowe Góry, dalej widzimy wzdłuż drogi resztki okopów, na które zresztą natykamy się jeszcze gdzieniegdzie tego popołudnia.
Tak wygląda dawny szlak handlowy Wrocław-Ołomuniec.
Wzdłuż drogi widzimy resztki okopów z końca II Wojny Światowej.
Po około czterdziestu minutach pokonujemy niecałe trzy kilometry i jesteśmy na skrzyżowaniu. W prawo prowadzi wysypana tłuczniem droga, która wygląda znacznie lepiej od dawnego szlaku handlowego. Zapewniamy, że nie da się jej przeoczyć. To właśnie nią dostajemy się niemal pod sam szczyt. My natomiast marnujemy trochę czasu zwiedzając wniesienie z lewej strony, które błędnie bierzemy za Lipowiec, w związku z czym ten odcinek zajmuje nam kwadrans. Jego przejście nie powinno jednak trwać dłużej niż kilka minut.
Taka droga prowadzi nas pod sam szczyt Lipowca.
A to sympatyczne wzniesienie pomyliliśmy z celem naszej wycieczki.
Kiedy z lewej strony drogi widzimy drewnianą zagrodę, jesteśmy prawie u celu. Swoją drogą zagroda (taka nazwa nam do tej instalacji pasuje) sprawia bardzo solidne wrażenie. Wrota akurat są otwarte, w środku leżą sterty buraków. Jesteśmy ciekawi, jaką zwierzynę i w jakich okolicznościach się tutaj przetrzymuje. Może ktoś z Was potrafi nam na to pytanie odpowiedzieć?
Ciekawe, jaką zwierzynę się tu przetrzymuje?
Jeżeli z lewej mamy zagrodę, to z prawej jest już sam szczyt Lipowca. Na górę nie prowadzi żadna widoczna ścieżka, więc w kilka minut wdrapujemy się na przełaj. Na wierzchołku znajdujemy kamienny kopczyk i tabliczkę z nazwą wzniesienia. Kiedyś miejsce to było znacznie ciekawsze. Na mapach sprzed 1920 roku pojawia się sześciometrowa budowla zwana barbakanem. Przypuszcza się, że może chodzić o dworek myśliwski, wieżę lub altanę widokową. Na Lipowcu chwilę odpoczywamy. Może 370 m n.p.m. nie robi wrażenia, ale dla nas to fajna rozgrzewka na początek sezonu. Zresztą, z pięciu polskich masywów Gór Opawskich to ostatni, którego najwyższy szczyt udaje nam się zdobyć. Widoków specjalnych stąd nie ma, zbocza porastają drzewa. Spomiędzy pni udaje się jednak dojrzeć w oddali zbocza masywu Biskupiej Kopy.
Kopczyk kamieni na szczycie Lipowca.
Irena pod tabliczką z nazwą szczytu.
Dowód, że i ja się wdrapałem
I jeszcze dotknięcie najwyższego punktu.
No tak, musiała tam wleźć...
Spacerowym tempem schodzimy do wcześniej obranego szlaku, decydujemy się iść na prawo i spróbować zdobyć Gajną. Droga po kilkuset metrach skręca w lewo i podchodzi pod podnóże szczytu, z dołu nie widać jednak, w którym miejscu grzbietu znajduje się sam wierzchołek. Trochę kluczymy, raz próbujemy bez powodzenia. Wreszcie wnioskujemy z mapy, że na szczyt zaprowadzi nas ścieżka dochodząca do drogi pod dosyć ostrym kątem. Kiedy już chwilę wspinamy się nią w milczeniu, nagle z krzaków dobiega nas trzask gałęzi, a na ścieżkę wybiega nieźle wyrośnięty dzik, który głośno chrumka i szybko ucieka w przeciwnym kierunku. Do dziś nie rozgryźliśmy tajemnicy, czy podczas tego niespodziewanego spotkania bardziej przestraszony był zwierzak, czy my. Tak czy owak, Irena przez resztę trasy gada jak nakręcona, chcąc wyraźnie zaznaczyć naszą obecność i zniechęcić inne dziki do konfrontacji.
Mijamy też pozostałości dawnych kamieniołomów.
Miejsce na odpoczynek. Czyli jednak czasem ktoś tu chodzi!
I znowu okopy.
Chwilę później jesteśmy już na szczycie Gajnej (362 m n.p.m.). Znajdujemy tutaj tabliczkę z nazwą szczytu, miejsce na ognisko i resztki drewnianego szkieletu dawnej wieży triangulacyjnej. Po kilku minutach odpoczynku wracamy na dół i po swoich śladach wracamy w kierunku Trzebiny. Już po wyjściu z lasu cieszymy się najlepszymi tego dnia widokami. Z lewej wyraźnie widać Biskupią i Srebrną Kopę, Długotę, Kobylicę, Świętą Górę oraz Kozią Górę wraz z wieżą widokową. Przed nami rozciąga się panorama Trzebiny i Prudnika. Z prawej widzimy porośnięty lasem szczyt Kłobuczka, a za naszymi plecami znajdują się oświetlone popołudniowym słońcem zbocza Lasu Trzebińskiego.
Irena pokazuje gdzie jesteśmy.
Tak, tutaj też się wdrapałem.
Miejsce na ognisko na szczycie Gajnej.
Resztki szkieletu wieży triangulacyjnej.
Panorama Trzebiny i Prudnika.
Widok na masyw Biskupiej Kopy.
Po drodze decydujemy się jeszcze rzucić okiem na dawny spichlerz oraz ruiny pałacu. W drogę powrotną ruszamy po osiemnastej, po trzech godzinach spokojnego spaceru. Wycieczka do Lasu Trzebińskiego i zdobycie Lipowca nie należą ani do najdłuższych, ani do najbardziej widokowych tras. Możemy ją jednak polecić każdemu, kto ma ochotę na kilka godzin spokojnej wędrówki w ciszy i spokoju, a przy okazji chce mieć trochę frajdy samemu odnajdując szczyty, bez bycia zaprowadzonym na sam wierzchołek znakowanym szlakiem.
Resztki pałacowego muru.
Budynek dawnego spichlerza, dziś izba regionalna.
Pałacowe ruiny we wieczornym słońcu.
Opis trasy: Trzebina – Lipowiec – Gajna – Trzebina
Odległość: 11,5 km
Czas przejścia: 3 godziny
Punkty GOT: 7

5 komentarzy:

  1. Świetna fotorelacja :-) Zapraszamy do nas na Świat Gór - dziś ostatni dzień naszego urodzinowego konkursu, przygotowaliśmy kilka ciekawych nagród - http://www.swiat-gor.pl/urodziny-konkurs/

    OdpowiedzUsuń
  2. No proszę, ja nawet nie miałam pojęcia, że są takie zakątki w naszych górach. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No sporo takich fajnych zakątków jest, generalnie mamy wrażenie, że tylko drapiemy po powierzchni póki co. W Sudetach Wschodnich, nawet do godzinki jazdy samochodem z domu, na pewno są jeszcze setki miejsc wartych odwiedzenia i pewnie sporo z nich również jest poza szlakami.

      Usuń
  3. Ciekawe. Ta akurat jesczej nie wedrowalem :(
    Czas to zmienić ;)

    OdpowiedzUsuń