środa, 5 kwietnia 2017

Na Groń Jana Pawła II (890 m n.p.m.)

Z Beskidem Małym do czynienia mieliśmy póki co… mało. W 2012 roku, dzień po tym jak prawie umarliśmy ze zmęczenia w drodze na Skrzyczne, bezskutecznie próbowaliśmy znaleźć szlak z Międzybrodzia Bialskiego na Czupel i w końcu odpuściliśmy. W minionym roku z Agą i Karolem w niedzielne przedpołudnie szybciutko zdobyliśmy Czupel z przełęczy Przegibek. Najwyższy czas, żeby poświęcić temu urokliwemu pasmu nieco więcej uwagi, nie sądzicie?

Na minioną niedzielę zęby ostrzyliśmy sobie cały tydzień. Prognoza pogody była z dnia na dzień bardziej optymistyczna, wskazując ponad dwadzieścia stopni i bezchmurne niebo. I tak aż do piątku. W piątek na mapie pogody nad całymi Sudetami pojawiły się burzowe chmury, które do końca nie chciały z niej zejść. Jako, że niestety na wszelakie przeziębienia jesteśmy dość podatni, nie uśmiechało nam się zmoknięcie gdzieś w szczerym polu, daleko od samochodu. Zaczęliśmy więc szukać w pogodowej mapie luk i znalazła się taka nad zachodnią częścią Beskidów.
Początkowo padło na Równicę i Czantorię, jednak w sobotę wieczorem chcąc nie chcąc rzuciły nam się w oczy zdjęcia długaśnych kolejek przy wejściach do parków narodowych i rozjeżdżanych przez turystów krokusów. Od razu pomyśleliśmy, że w niedzielę nas chyba w tym Beskidzie Śląskim zadepczą. W końcu zdecydowaliśmy się pojechać nieco dalej, na szczyty mniej oblegane. W ten oto sposób w końcu wróciliśmy w Beskid Mały.
Z łóżka zrywamy się tuż po piątej. Jak na wycieczkę w góry jest już całkiem późno, ale w ostatnich miesiącach nieco odzwyczailiśmy się od zrywania w środku nocy. Jednak w końcu udaje nam się dowlec do samochodu i po dwóch godzinach bezproblemowej podróży docieramy do Rzyk. Ta beskidzka wieś kilka minut po ósmej obudziła się już do życia, a mieszkańcy tłumnie uczestniczą w niedzielnej mszy. To właśnie pod miejscowym kościołem parafialnym wyszukujemy wolny kąt na parkingu i zostawiamy samochód. Miejsce dosyć nietypowe – mimo że tego dnia Rzyki odwiedzają setki turystów, jesteśmy jedynymi, którzy parkują tak daleko od szlaków. Ma to dwie przyczyny. Po pierwsze w planach mamy ponad dwudziestokilometrową pętelkę po okolicznych szczytach. Wchodzić zamierzamy doliną Rzyczanki, schodzić doliną Wieprzówki, a obie zbiegają się właśnie tutaj. Po drugie – do dzisiaj śnią nam się po nocach zdjęcia tego samochodu, z którego złodzieje w Rudawach Janowickich pod Szwajcarką nawet felgi zdjęli. Chcemy więc nasze autko zostawić na widoku, w miejscu w miarę uczęszczanym. Jako że jest niedziela, parking kościoła wydaje się być idealny.

Wyruszamy z parkingu pod kościołem.
Czekała nas także prawdziwa premiera, bo choć w górach przewędrowaliśmy już dobre kilkaset kilometrów, ani metra nie przeszliśmy w porządnych górskich butach. Efekt często był taki, że bolały podbicia i dorabialiśmy się niezłych odcisków w naszych nienajlepszej jakości adidaskach. Mimo to nie żałujemy ani kroku ;) Tym razem po raz pierwszy mamy na nogach markowe obuwie trekkingowe. Wrażeniami podzielimy się na koniec relacji.
Z parkingu ruszamy wzdłuż głównej drogi doliną Rzyczanki, żeby w ten sposób dotrzeć do początku czarnego szlaku. Asfaltem idziemy jakieś 2,5 kilometra, bardzo delikatnie pod górę. Wkrótce zaczynają nam towarzyszyć czarne znaki, ale dalej jesteśmy na drodze, wśród domów. Dopiero po godzinie i pokonaniu czterech kilometrów docieramy do ostatnich zabudowań Rzyków-Mydlarzy. Tutaj kończy się ulica, a niewielki parking jest już wypełniony samochodami. W tym miejscu zatrzymujemy się na drugie śniadanie, a po chwili skręcamy ścieżką w lewo, rozpoczynając w ten sposób właściwe podejście.

Na początek przed nami trzy kwadranse wędrówki asfaltem.
Rzyczanka w nieco bardziej ujarzmionej formie...
...a za chwilę już w nieco dzikszej.
Takich urokliwych mostków mijamy po drodze sporo.
Po drodze na Groń Jana Pawła II nie brakuje pamiątek po papieżu-Polaku.
Zresztą mamy 2 kwietnia - dzień papieski.
Wejście na właściwy szlak.
I zaczynamy porządne podejście!
W ciągu najbliższych 45 minut czeka nas jedyne tego dnia trudne podejście. Jest stromo – pokonujemy niecałe 2 kilometry dystansu, za to prawie 350 metrów wysokości. Trzeba przyznać, że po zimowym odpoczynku daje nam to nieco w kość i w połowie trasy chwilę odpoczywamy. Przez pierwszy kilometr towarzyszą nam oznaczenia w postaci białych serduszek – wyznaczają one trasę nieco łagodniejszą, również dla bardziej doświadczonych już wędrowców. W połowie drogi na szczyt odbijają w lewo i spokojniej wspinają się w górę zbocza, a my ruszamy prosto pod górę, podążając dalej czarnym szlakiem. Po drodze otwierają nam się pierwsze widoki na górskie doliny, przez chwilę idziemy też tuż nad stromą skarpą – to jednak jedyny tego dnia nieco „groźniejszy” odcinek. Wreszcie robi się bardziej płasko, czujemy chłodny wiosenny wiatr i zaczynamy nieco wolniej, za to bardzo głęboko oddychać. Docieramy na Przełęcz Miodowicza, a przed nami rozciąga się przepiękna panorama Beskidu Żywieckiego.

Pierwsze tego dnia widoki.
Z czarnego szlaku zaglądamy w górskie doliny.
Ostatnie strome metry.
Na przełęczy jest już całkiem wygodnie.
Żeby dotrzeć do naszego pierwszego celu, idziemy w lewo. Droga do schroniska PTTK Leskowiec zajmuje nam tylko kilka minut. Podoba nam się tu – jest schludnie i czysto, a obsługa jest bardzo miła. Na nasz gust tylko trochę za dużo ruchu wokół schroniska – ale czego się spodziewać po pierwszym ciepłym niedzielnym poranku w roku? Nazwa schroniska nieco wprowadza w błąd, bo Leskowiec znajduje się kawałek dalej, a budynek wybudowano pod szczytem Jaworzyny. Dzisiaj ten szczyt nosi inną nazwę – Groń Jana Pawła II. Podobno jako jedyna góra na świecie został nazwany na cześć papieża-Polaka. Przy schronisku spędzamy kwadrans – kupujemy kilka pamiątek, trochę odpoczywamy, po czym ruszamy właśnie na Groń. Droga na szczyt prowadzi obok dyżurki GOPR i zajmuje nam trzy minuty.
Na wierzchołku stoi poświęcona Janowi Pawłowi II kaplica i jego pomnik. Nas urzekają jednak przede wszystkim piękne widoki. Na horyzoncie widzimy między innymi pasmo Policy oraz zaśnieżone stoki Babiej Góry. Tego dnia jednak czeka nas znacznie więcej atrakcji. Ruszamy w stronę Leskowca, który jest naszym kolejnym celem. O tym napiszemy jednak w drugiej części naszej relacji.

Kaplica na Groniu Jana Pawła II.
Dowód, że naprawdę się tu wdrapaliśmy.
Zaśnieżony szczyt Babiej Góry.
Pasmo Policy w Beskidzie Żywieckim,
a przed nim szczyty Beskidu Makowskiego.
Opis trasy: Rzyki – Rzyki Jagódki – Schronisko PTTK Leskowiec / Groń Jana Pawła II
Odległość: 6,8 km
Czas przejścia: 2 godziny 15 minut
Punkty GOT: 11

2 komentarze:

  1. Jeśli chodzi o Czupel, to niemiło go wspominam, to podejście mnie totalnie wymordowało. A jeśli chodzi o całość postu to właśnie te najmniej odwiedzane i mało widoczne szczyty są najbardziej urokliwymi miejscami, gdzie człowiek może wypocząć i delektować się bliskością z naturą. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Taki właśnie póki co dla nas jest Beskid Mały - góry niekoniecznie najwyższe, za to porządne podejścia. W planach na ten rok mamy jeszcze Żar oraz Hrobaczą Łąkę, i wydaje nam się, że potwierdzą one tę tendencję. A co do mniej odwiedzanych szczytów - w Beskidach w przeciwieństwie do Sudetów póki trafiamy na największe tłumy. No, prawie zawsze. Na Babiej i Baraniej w zeszłym roku cieszyliśmy się pięknymi widokami zupełnie sami :)

    OdpowiedzUsuń