Po
pokonaniu pierwszej części naszej niedzielnej wycieczki humory nam
dopisywały. A miało być jeszcze lepiej – męczące podejście
było za nami, spodziewaliśmy się więc przyjemnego spaceru górskim
grzbietem i mnóstwa pięknych widoków. I nie zawiedliśmy się ani
trochę!
Z
Gronia Jana Pawła II ruszamy w kierunku Leskowca (918 m n.p.m.).
Drugi ze zdobywanych przez nas tego dnia szczytów dzieli od Gronia
tylko płytka Przełęcz Miodowicza, dlatego cel osiągamy bez
trudności w kwadrans. Na Leskowcu docieramy na najładniejszy tego
dnia punkt widokowy. Wierzchołek zajmuje niewielka polana, na której
w niedzielne przedpołudnie jest już dosyć tłoczno. Z niej
roztaczają się widoki na Beskid Makowski, Gorce oraz Beskid
Żywiecki od Policy aż po Romankę. Duże wrażenie robią
szczególnie ośnieżone szczyty Babiej Góry i Pilska. Przy schronie
turystycznym znajdujemy tablicę z nazwami widocznych szczytów, z
której dowiadujemy się, że pomiędzy masywami Policy i Babiej
można zobaczyć Tatry. Niestety na to widoczność jest za słaba i
nawet przez lornetkę nie dostrzegamy zarysów najwyższych gór
Polski. Ładne widoki rozciągają się jednak nie tylko z polany –
z drugiej strony szczytu podziwiamy górskie doliny i miejscowości
położone u północnego podnóża Beskidu Małego.
|
Ostatni rzut okiem na schronisko PTTK Leskowiec. |
|
Droga na Leskowiec jest lekka, łatwa i przyjemna. |
|
Widok na miejscowości po północnej stronie Beskidu Małego. |
|
Babia Góra jest jeszcze zaśnieżona... |
|
...tak samo jak Pilsko. |
Z
Leskowca kierujemy się Małym Szlakiem Beskidzkim w kierunku Łamanej
Skały. Trasa prowadzi przyzwoicie utrzymaną leśną drogą, którą
wspinamy się krótkimi podejściami na kolejne szczyty. W ten sposób
w ciągu półtorej godziny zdobywamy kolejno Potrójną (847 m
n.p.m.), Na Beskidzie (863 m n.p.m.), Smrekowicę (880 m n.p.m.) oraz
Mladą Horę (909 m n.p.m.). Na tym odcinku jest nieco spokojniej,
choć i tak co kilka minut mijamy grupki turystów idących z
przeciwnego kierunku, a także kilku rowerzystów. Widoki otwierają
się przede wszystkim z prawej, w kierunku górskich dolin, raz po
raz widzimy także ciekawe skały. Zdecydowanie największe wrażenie
robi na nas jednak tabliczka opisująca historię Anuli. Kiedy
zaczynamy czytać, spodziewamy się typowego górskiego bajdurzenia,
może historii o zaczarowanej w krowę dziewczynie. Okazuje się
tymczasem, że w tym miejscu uciekła gospodarzowi najzwyklejsza w
świecie, choć ponoć całkiem bystra, krowa. Dla kogoś historia
może być nudna, ale nas urzeka prostotą. Łaciatą Anulę na pewno
dzięki temu zapamiętamy na dłużej niż kolejną, domniemaną
ofiarę czarnoksięstwa.
|
W oddali widać szczyty Beskidu Śląskiego. |
|
A przed nami jeszcze zaśnieżone stoki. |
|
Z oddali widzimy kościół w Rzykach - tam w dole czeka na nas nasz samochód. |
|
Naprzeciwko nas rozciągają się stoki Potrójnej. |
|
Szlak dalej należy do całkiem przyjemnych. |
|
Przyroda powoli budzi się do życia. |
|
Z lewej widzimy całkiem ciekawe formacje skalne... |
|
...a z prawej ostatnie ślady zimy. |
Na
Łamaną Skałę (929 m n.p.m.) docieramy po 14 kilometrach i prawie
pięciu godzinach wędrówki. Wokół szczytu pełno skał, jednak
jesteśmy trochę rozczarowani, bo spodziewaliśmy się jakiejś
większej, konkretniejszej skały, od której szczyt wziął nazwę.
Na górze odpoczywamy i w tym czasie dołącza do nas trójka
turystów z okolic Wadowic. Chwilę rozmawiamy, dziwią się, że
przyjechaliśmy tutaj aż z Opolszczyzny, są też trochę dumni, że
ich Beskid Mały przyciągnął nas z tak daleka. Łamana Skała to
najwyższy osiągnięty przez nas tego dnia punkt, ponadto jest
szczytem, który w niedalekiej przyszłości pozwoli nam zdobyć Małą
Koronę Beskidów, a w nieco odleglejszej – Diadem Gór Polski.
Takie sobie marzenia nieśmiało snujemy…
|
Jesteśmy już prawie pod szczytem Łamanej Skały. |
|
A tutaj dowód, że faktycznie się wdrapaliśmy. |
|
W okolicach szczytu znajdujemy sporo różnej wielkości skałek. |
Tego
dnia czeka nas jednak jeszcze długa droga do domu, poza tym dopiero
budujemy kondycję na ten rok. Udajemy się więc w stronę parkingu.
Wracamy kawałek po swoich śladach czerwonym szlakiem, a następnie
skręcamy w lewo za żółtymi znakami. Od razu zaczyna się ostre
zejście, które idzie nam dosyć opornie. W pół godziny pokonujemy
ledwie kilometr, za to tracimy ponad 200 metrów wysokości. Wreszcie
docieramy do doliny Wieprzówki i dalej idziemy już drogą, która
dalej bardzo stromo opada, za to jest o niebo wygodniejsza.
|
Droga powrotna z początku jest całkiem przyjemna. |
|
Potem czeka nas całkiem strome zejście. |
|
Irena forsuje Wieprzówkę. |
|
I droga znowu jest całkiem wygodna. |
|
Wieprzówka nieśmiało nam towarzyszy... |
|
...a po chwili ukazuje całe swe piękno. |
Po
minięciu stoku narciarskiego trasa się zdecydowanie wypłaszcza, a
za dużym parkingiem kończy się żółty szlak i pojawia asfalt.
Większość wędrowców startuje właśnie stąd, my jednak musimy
wrócić aż pod kościół. Spacer jest całkiem przyjemny, a
okolica bardzo ładna – w dolinie dominują wille, domki
letniskowe, mijamy także karczmę i ośrodek zabaw dla dzieci
„Tajemnicze Miasto”. Szczerze mówiąc spacer po asfalcie jednak
nieco nas męczy, dlatego cieszymy się, kiedy widzimy już wieżę
kościoła. Mamy wciąż trochę sił w zapasie i chętnie jeszcze
trochę byśmy pochodzili, ale czeka nas 180-kilometrowa podróż do
domu, a następnego dnia musimy zerwać się równie wcześnie rano,
lecz tym razem do pracy.
|
Na stoku narciarskim jest jeszcze nieco śniegu. |
|
Ostatnie kilometry pokonujemy już taką trasą. |
|
Widok wieży kościoła to znak, że zbliżamy się do celu. |
Całkiem miła niespodzianka czeka nas
przy samochodzie. Zagaduje nas mieszkanka miejscowości, pyta jak nam
się udał spacer. Mówi, że widziała jak wychodziliśmy rano i
podliczyła, że musieliśmy zrobić całkiem długą trasę. I
rzeczywiście, w nogach mamy ponad 22 kilometry, a po drodze w siedem
godzin zdobyliśmy siedem szczytów. Całkiem zadowoleni z takiego
wyniku ściągamy buty i pakujemy się do samochodu. Właśnie –
na koniec jeszcze kilka słów o obuwiu. Jesteśmy bardzo zadowoleni
– obawialiśmy się trochę ciężaru porządnych buciorów, obtarć
i przegrzania stóp. Tymczasem nic z tych rzeczy – czujemy się
dużo lepiej niż po zeszłotygodniowym spacerku po Lesie
Trzebińskim, a przecież mamy za sobą o wiele trudniejszą trasę.
Inwestycję możemy chyba uznać za udaną.
A
Beskid Mały bardzo nam się podoba. Urokliwie tutaj i całkiem
widokowo. Postanawiamy w te strony wrócić, wstępnie nawet
planujemy naszą kolejną wizytę w tym paśmie na drugą połowę
czerwca. Trzymajcie kciuki!
Opis
trasy: Schronisko PTTK Leskowiec / Groń Jana Pawła II – Leskowiec
– Łamana Skała – Rzyki
Odległość:
17 kilometrów
Czas
przejścia: 5 godzin
Punkty
GOT: 15
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz