niedziela, 24 września 2017

Na Luž (793 m n.p.m.)

Mówiąc szczerze, Gór Łużyckich aż do niedawna nie mieliśmy w planach. Oczywiście, chcieliśmy się tam kiedyś wybrać, ale konkretnego scenariusza wyjazdu nie było – przede wszystkim to od nas bardzo daleko. No i nagle mamy wolne popołudnie i zaledwie 1,5 godziny jazdy pod ich najwyższy szczyt. I jak tu nie skorzystać z okazji?

Drugi dzień naszego „małego urlopu” rozpoczynamy od zdobycia Wysokiej Kopy w Górach Izerskich. Nie spieszymy się, zamiast szybkiego szturmu na wierzchołek robimy pętelkę po okolicy, ale i tak na parking wracamy tuż przed południem. Mamy jeszcze przed sobą spory kawałek dnia, jasne jest, że trzeba się gdzieś wspiąć. Pierwsze myśli to powrót do Świeradowa Zdroju i spacer na Stóg Izerski albo Sępią Górę.
Po chwili jednak świta nam inny pomysł. Tak nieśmiało przebąkiwaliśmy wcześniej o najwyższym szczycie Gór Łużyckich, ale na szybko nie wymyśliliśmy tam całodziennej pętelki, a na krótszą szkoda nam było długiego dojazdu. Ale skoro teraz musimy dojechać tylko 80 kilometrów, a zostało nam akurat kilka godzin? Tankujemy do pełna i ruszamy w najdalej na zachód wysunięte pasmo Sudetów. Po drodze pogoda nas trochę straszy, kilka razy przejeżdżamy przez ściany gęstego deszczu. U podnóża Lužu na szczęście jest jednak sucho.
Początkowo na szczyt zamierzamy wyruszyć z Horní Světlá. Dojeżdżamy tam kilkanaście minut przed czternastą. Przygotowując się do wycieczki nie znaleźliśmy informacji o jakimś sensownym parkingu w tej miejscowości, ale na miejscu okazuje się, że mieszkańcy urządzili płatne parkingi na swoich posesjach. Pogoda dalej jest jednak mocno niepewna, grozi że lada chwila lunie deszcz. Chcemy w razie czego mieć w miarę krótką trasę ucieczki do samochodu, postanawiamy więc podjechać nieco dalej, aż na parking pod Chatą Luž. Na wąskiej asfaltowej drodze do schroniska mijamy dziesiątki turystów, którzy jednak zdecydowali się na dłuższy wariant trasy.
Pod Chatą Luž jesteśmy tuż przed drugą. Mimo bardzo dużego ruchu jest tu naprawdę sporo miejsca na samochód, a naszą uwagę zwraca kilka fajnych oldtimerów. Sam budynek robi bardzo schludne, wręcz eleganckie wrażenie, co potwierdza Irena wysłana do niego po razitko, czyli pieczątkę turystyczną.

Schronisko robi bardzo dobre wrażenie.

Tą ścieżką ruszamy w kierunku szczytu.
W kierunku szczytu ruszamy stąd czerwonym szlakiem. Przez kilkaset metrów podążamy leśną drogą, która wznosi się bardzo delikatnie. Po drodze opuszczamy czerwony szlak, który nie prowadzi na sam szczyt – tam dotrzemy ścieżką widokową. Ta przy starej studni skręca w prawo, a następnie serpentynami wije się pod górę. Jest trochę podejścia, bo w sumie trzeba pokonać prawie 150 metrów różnicy wysokości. Nawet wolnym tempem osiągnięcie wierzchołka nie jest szczególnie czasochłonne – my uporaliśmy się z tym w niecałe 30 minut.

Początkowo trasa jest bardzo łagodna.

Podejście rozpoczyna się po około 500 metrach.
Po drodze już nieco widać.
To już ostatnie metry - po lewej fundamenty dawnego schroniska.
Szczyt Lužu zachwyca. Jest tu całkiem dużo miejsca, a po kopulastym wierzchołku kręci się sporo osób, przede wszystkim Niemcy – jesteśmy w końcu na granicy czesko-niemieckiej. Przez ponad wiek stała tu niewielka gospoda, a przez kilkadziesiąt lat wieża widokowa, które jednak w 1946 roku kompletnie spłonęły. Teraz pozostały po nich fundamenty, jest też kilka ławek, na których można usiąść, a rozległa panorama jest szczegółowo rozpisana. Na zachodzie widzimy Rudawy, a na południu mamy mnóstwo czeskich szczytów należących do Gór i Pogórza Łużyckiego. Drzewa niestety przesłaniają nam widoki w stronę innych pasm Sudetów, co w pełni rekompensuje nam panorama na północy. Przed nami rozciąga się pagórkowaty krajobraz Górnych Łużyc, z miasteczkami, wsiami i zakładami przemysłowymi.

Na szczycie znajdują się ławki i punkt widokowy.

Widoki na Górne Łużyce.
Po czeskiej stronie dominują zalesione wierzchołki.
Widok na podnóże Gór Łużyckich.
Widok w kierunku Polski.
Jeszcze nieco czeskich widoków.
Jedna z widocznych ze szczytu elektrowni. Czy to Bogatynia?
No i dowód, że się tutaj wdrapaliśmy :)
Podoba nam się tutaj, i to bardzo. Siadamy na jednej z ławek i wcinając kanapki cieszymy się widokami. To bardzo rzadki przypadek, kiedy na szczycie spędzamy więcej czasu, niż poświęciliśmy na jego zdobycie – bo jesteśmy tu równo pół godziny. Obiecujemy sobie, że na Luž wrócimy. Może nie za prędko, bo jest tutaj naprawdę daleko, ale na pewno na dłużej. Podziwiane z najwyższego punktu pasma Góry Łużyckie zdobywają miejsce w naszych sercach. Jeżeli ktoś znajdzie się w okolicy, bardzo gorąco polecamy wejście na Luž. Jego zdobycie to niewielki wysiłek, który naprawdę warto podjąć.
Do samochodu wracamy po swoich śladach w kilkanaście minut. Wciąż jest w miarę wcześnie, wskazówki wskazują dopiero kwadrans po piętnastej. Decydujemy, że zboczymy trochę z najkrótszej drogi na kwaterę i tego popołudnia zdobędziemy jeszcze jeden szczyt czeskich Sudetów, całkiem łatwo osiągalny, za to bardzo widokowy.

W drodze powrotnej jeszcze rzut okiem na dach schroniska.


Opis trasy: Chata Luž – Luž - Chata Luž
Odległość: 2,2 km
Czas przejścia: 1 godzina 14 minut
Punkty GOT: 3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz