wtorek, 17 października 2017

Na Krzyżną Górę (654 m n.p.m.)

 
Niestety nic nie trwa wiecznie – wtorek był naszym czwartym i ostatnim dniem w Sudetach Zachodnich. Na zakończenie „małego urlopu” lub jak kto woli „długiego sierpniowego weekendu”, zaplanowaliśmy powrót do domu, jednocześnie po drodze zatrzymując się na niespecjalnie wyczerpujący, za to bardzo ciekawy spacer po Rudawach Janowickich.

Dopakowanie się, śniadanie i wyprowadzka idą nam dosyć sprawnie. Przed siódmą wyjeżdżamy już ze Świeradowa-Zdroju i kierujemy się w stronę Przełęczy Karpnickiej, skąd zamierzamy rozpocząć naszą wędrówkę. W zasadzie to w zanadrzu mamy całodniowy spacer po tej części Rudaw – z Janowic do Trzcińska przez najciekawsze miejsca w okolicy, decydujemy się jednak przejść tylko część trasy. Na parkingu jesteśmy kwadrans przed ósmą, nasz samochód jest tutaj trzeci. Pojazd zostawiamy z mieszanymi uczuciami – cały czas mamy w głowach krążące po internecie zdjęcie okradzionego niedaleko stąd Opla, z którego zdjęto nawet koła. Liczymy na nieco większy ruch i co za tym idzie niedogodne warunki dla potencjalnych złodziei, a tutaj nie ma prawie nikogo.
Obligatoryjny widok parkingu o poranku.
Niezbyt trudna droga do schroniska.
Nasze wątpliwości rozwiewają się po chwili. W kilka minut niebieskim szlakiem docieramy pod schronisko Szwajcarka, gdzie parking jest zapełniony. Pewność, że za chwilę samochody zaczną już zajmować miejsca niedaleko naszego pojazdu, podnosi nas na duchu. Na chwilę zaglądamy też do samego schroniska, które jest niezwykle klimatyczne. Budynek powstały w 1823 roku na polecenie Wilhelma von Hohenzollerna to jedyne całkowicie drewniane schronisko w Sudetach.
Pierwszy raz widzimy bardzo sympatyczną "Szwajcarkę".
Ujęcie schroniska z drugiej strony. Irena akurat wychodzi
po zdobyciu pieczątek.
Niebieski szlak prowadzi nas dalej na Husyckie Skały. To kilkuminutowe, ale dosyć ostre podejście. Zresztą tego dnia jest ich całkiem sporo – trochę dają w kość, ale ledwo człowiek się porządnie zagrzeje, już jest u celu. Skały to mały przedsmak wrażeń tego dnia – rozciągają się stąd przede wszystkim widoki na Sokoliki. Z Husyckich Skał skręcamy na czarny szlak wejściowy na Krzyżną Górę. Stromą ścieżką pokonujemy jakieś sto metrów przewyższenia – to najtrudniejszy odcinek tego dnia. Szczególnie ostatnie metry są wyzwaniem. Na szczyt wchodzimy wąskim skalnym korytkiem, po bardzo mocno nachylonych skałach, trzymając się jedynie metalowej poręczy. Widoki z wierzchołka w pełni wynagradzają jednak te trudy. Panorama ze szczytu Krzyżnej Góry jest przepiękna, obejmuje między innymi Karkonosze, Kotlinę Jeleniogórską i dużą część Rudaw Janowickich. Fizycznie samo podejście nie sprawia nam najmniejszych problemów, ale przyzwyczajeni do trawiastych, kopulastych szczytów, po wąskich i stromych skałach kroczymy dosyć niepewnie. No dobra, ja wdrapuję się niepewnie, bo Irena hasa po nich z wielką frajdą. Będzie mi potrzebne trochę więcej praktyki w takich warunkach by w końcu się przyzwyczaić.
Początek podejścia na Husyckie Skały.
- Taki ogromny jest! - Daj, przyłożę stopę, żeby była skala!
- Ej, nie rób tego, nie stresuj go!
Końcowa, stroma część podejścia.
To już wejście na same Husyckie Skały.
Widok na Sokolik.
I zbliżenie na baszty Sokolika.
W tle Kotlina Jeleniogórska.
- To jeszcze ja! Też chcę zdjęcie z Sokolikiem!
Kamieniste podejście na Krzyżną Górę.
Wypłaszczenie przed szczytem.
Przed szczytem czeka nas kilka metrów wspinaczki.
Spadnie? Nie spadnie?
Stąd już widać, skąd nazwa góry.
Irena na ostatnim metrze.
Karkonosze z Krzyżnej Góry.
Wzniesienia w Rudawach Janowickich.
Kotlina Jeleniogórska z Karkonoszami.
Część Rudaw Janowickich ze Skalnikiem.
Jeszcze raz Kotlina Jeleniogórska...
...jeszcze raz Karkonosze.
Po swoich śladach schodzimy do Husyckich Skał. Skręcamy w lewo i za niebieskimi znakami schodzimy na węzeł szlaków na Przełączce. I znowu zmieniamy szlak, idąc za czerwonymi znakami, które prowadzą nas na Sokolik. Podejście trwa nieco dłużej niż na Krzyżną Górę, ale za to jest znacznie łagodniejsze. Po drodze spotykamy pierwszych wspinaczy, którzy taszcząc liny kierują się w stronę okolicznych skałek. Szczyt Sokolika to bardzo duża skała, znacznie bardziej stroma niż ta na Krzyżnej. Tutaj jednak na górę prowadzą solidne, kręcone metalowe schody. Na wierzchołku znajduje się platforma widokowa, spotykamy tutaj Panów, którzy na jednej z ławeczek siedzą już od dłuższego czasu, a tuż za nami wspina się ojciec z synkiem. Miejsca jest całkiem sporo, później na pewno będzie tu dosyć tłoczno. Jest też na co popatrzeć – tylko niewielka część panoramy przysłonięta jest przez Krzyżną. Widać między innymi Karkonosze, Rudawy Janowickie i Góry Kaczawskie, a szczególne wrażenie robi dolina Bobru. Robimy trochę zdjęć, nagrywam panoramę i schodzimy, robiąc miejsce dla kolejnych turystów. Pod Sokolikiem przysiadamy na ławce i zastanawiamy się nad resztą trasy. Postanawiamy nie wracać prosto do samochodu i pospacerować jeszcze chwilę wzdłuż Bobru. Wcinamy kanapki, po czym ruszamy czerwonym szlakiem na dół, na Przełączkę.
Węzeł szlaków na Przełączce.
Nieco mniej strome podejście na Sokolik.
I sam Sokolik w całej okazałości.
Krzyżna Góra i Karkonosze z Sokolika.
Góry Kaczawskie i przełęcz Komarnicka
 - tam łaziliśmy kilka dni wcześniej.
Karkonoszy nigdy za wiele :)
Mały Sokolik i Góry Kaczawskie.
A tutaj Irena złazi z Sokolika.
Cała dotychczasowa trasa zajmuje nam z przerwami nieco ponad dwie godziny – pokonujemy więc kilka odcinków różnymi szlakami, ale rzeczywiście są one krótkie. Z Przełączki schodzimy do Trzcińska i pierwszy raz tego dnia przez dłuższą chwilę nie zmieniamy kierunku marszu. Na trasie spotykamy coraz więcej osób i cieszymy się, że te atrakcje, gdzie o tej porze jest najciaśniej, wzięliśmy na pierwszy ogień. Łagodnie opadające drogi i ścieżki w pół godziny prowadzą nas na most na Bobrze w Trzcińsku. Tutaj znowu zmieniamy szlak i podążamy za żółtymi znakami, które doprowadzą nas w stronę Szwajcarki.
Najdzikszy kawałek szlaku do Trzcińska.
Okolica jest sielska, prawie żadnych samochodów, z lewej mamy płynący dosyć wartko nurt Bobru, z prawej łąki i masyw górującego nad okolicą Sokolika. Jedyny minus jest taki, że przez jakiś kilometr idziemy asfaltem. W końcu jednak szlak skręca w prawo i znajdujemy się na ścieżce wśród górskich łąk. Z prawej dalej mamy Sokolik, a z lewej zwieńczone skałami szczyty, wśród których znajdują się ruiny zamku Bolczów. Tam zajrzymy następnym razem, kiedy będziemy w okolicy. Żółty szlak prowadzi nas niemal pod samą Szwajcarkę, ale tuż przed budynkiem skręcamy w lewo i już po kilku minutach jesteśmy na Przełęczy Karpnickiej. Spacer zajmuje nam niecałe cztery godziny, ale prawie wcale nie odczuwamy upływu czasu – okolica jest naprawdę ciekawa. Wycieczkę w Góry Sokole, bo tak nazywana jest ta część Rudaw Janowickich, możemy polecić nawet osobom, które dopiero wyrabiają sobie kondycję.
Sokolik znad Bobru.
Nad rzeką jest po prostu bajecznie.
I jeszcze jeden kadr znad Bobru.
Polana przy ostatnich zabudowaniach Trzcińska.
Gdyby tak ktoś nie wiedział, gdzie pójść.
W drodze do Szwajcarki, w tle chyba Lwia Góra.
Ostatni raz zerkamy w stronę Gór Kaczawskich.
Jeszcze kilka kroków i będzie po długim weekendzie...

Powrót na parking niestety oznacza koniec naszego wypadu w Sudety Zachodnie. To były bardzo intensywne dni, na tyle, że nie czujemy niedosytu. Jesteśmy zadowoleni z przebytych kilometrów, cieszymy się z tego, że udało nam się odwiedzić tyle ciekawych miejsc. W cztery dni odwiedziliśmy sześć pasm górskich i przynajmniej w przypadku Karkonoszy i Rudaw Janowickich, możemy się pokusić o stwierdzenie, że choć trochę poznaliśmy ich charakter. W każde z nich zamierzamy kiedyś wrócić, choć już w tym roku pewnie się to nie uda. Po pierwsze od nas jest tu dosyć daleko i jednodniowy wypad nie należy do najrozsądniejszych pomysłów. Po drugie – mamy plany na kilka wycieczek w Sudety Wschodnie i najbliższe pasma Beskidów, o których najpewniej przeczytacie już wkrótce :)

Opis trasy: Przełęcz Karpnicka – Schronisko PTTK Szwajcarka – Przełączka – Krzyżna Góra – Przełączka – Sokolik – Przełączka – Trzcińsko – Schronisko PTTK Szwajcarka – Przełęcz Karpnicka
Odległość: 8 km
Czas przejścia: 3 godziny 42 minuty
Punkty GOT: 22

2 komentarze:

  1. piekna trasa :) bylismy tam niedawno na Skalniku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście bardzo fajna okolica, w Rudawy Janowickie będziemy jeszcze wracać. Na pewno chcemy jeszcze przejść trasy przez kolorowe jeziorka na Wielką Kopę i przez zamek Bolczów na Lwią Górę. Jak się uda, to na pewno się tutaj pochwalimy :)

      Usuń