Zdobycie najwyższego szczytu Sudetów
miało być punktem kulminacyjnym naszego „małego urlopu”. Na
Śnieżkę postanowiliśmy poświęcić cały dzień, a przy okazji
zrobić ciekawą pętelkę po okolicy. Jak wymyśliliśmy, tak
zrobiliśmy. Nasz pierwszy wspólny dzień w Karkonoszach okazał się
bardzo udany.
Każde
z nas jakieś własne doświadczenia już w Karkonoszach zebrało.
Irena pamięta wycieczkę na Śnieżkę w szkole podstawowej, choć
szczegóły jej już nieco umykają. Wie, że z klasą nocowała w
Kowarach, podejście na szczyt było ciężkie i zajęło cały
dzień, a w głowie zostały jej obrazy symbolicznego cmentarza ofiar
gór i karkonoskich stawów. Ja okolice Karpacza odwiedziłem jako
nastolatek i przypominam sobie nieco więcej. Przyjechaliśmy wtedy z
tatą na jednodniową wycieczkę, wyciągiem wjechaliśmy na Kopę,
przespacerowaliśmy się na Śnieżkę, w okolice Strzechy
Akademickiej i Samotni, a potem zjechaliśmy znowu na dół. Do
wspólnego wypadu w Karkonosze przymierzaliśmy się już we wrześniu
minionego roku, wtedy niestety się nie udało. Odbiliśmy to sobie w
długi sierpniowy weekend.
To,
że podczas naszego „małego urlopu” poniedziałek poświęcimy
na Śnieżkę, wiemy w zasadzie od razu. Na najwyższy szczyt
Karkonoszy planujemy cały dzień, od razu odpadają więc
dojazdowa sobota i wtorek, w który wracamy do domu. Poniedziałek to
dzień roboczy, więc spodziewamy się nieco mniejszych tłumów,
zresztą pogoda ma być dużo lepsza. Decyzja podejmuje się
praktycznie sama. Nieco trudniej jest nam wybrać odpowiednią trasę,
możliwości jest naprawdę sporo. Ostatecznie stwierdzamy, że
wszystkiego ciekawego w okolicy w jeden dzień nie zobaczymy.
Postanawiamy wyruszyć z Karpacza czerwonym szlakiem i nim dostać
się na sam szczyt, a w drogę powrotną udać się szlakiem
niebieskim.
W
okolice skoczni narciarskiej Orlinek podjeżdżamy po godzinie drogi
ze Świeradowa Zdroju. Jest wpół do siódmej i mamy trochę obaw co
do dostępności miejsc parkingowych. Niepotrzebnie – na miejscu
widzimy ledwie jeden samochód. Trochę to podejrzane, może więcej
jest blisko dolnej stacji kolei linowej? Nie zamierzamy jednak tego
sprawdzać i za czerwonymi znakami ruszamy pod górę.
|
Rano na parkingu jest jeszcze całkiem luźno. |
|
Daleko przed (i nad) sobą widzimy nasz cel. |
Wracamy
na trasę, która zaraz za schroniskiem zmienia swój charakter.
Teraz to już nie lekko kamienista leśna droga, a ułożona z
kamieni ścieżka. Jest też nieco stromiej, ale przez najbliższe
pół godziny nadal żwawo stawiamy kroki. Wszystko zmienia się,
kiedy docieramy do wodospadu na Łomniczce. Na początku zwracamy
uwagę przede wszystkim na niesamowite widoki. Nad nami góruje
potężna Śnieżka, trochę nie dowierzamy, że przed nami jeszcze
tyle drogi. Z prawej mamy szumiący wodospad, a z lewej rozciąga się
bardzo fajna panorama doliny. Od tego miejsca rozpoczyna się też
najtrudniejszy odcinek całego dnia. Szlak wije się zakosami po
mocno pochyłym stoku, a przy braku koncentracji lub dużym pechu
jest się gdzie poturlać. Jakoś strasznie ciężko nie jest, bo
dalej nie trzeba używać rąk i da się przejść ten kawałek w
pozycji raczej pionowej, chociażby wejście na Waligórę okazało się o wiele trudniejsze. Tutaj jednak
podchodzimy aż 40 minut, po części dlatego, żeby od czasu do
czasu zaczerpnąć oddechu, a po części dlatego, że co chwilę
odwracamy się, żeby wykonać kilka zdjęć. Chwilę spędzamy też
przy symbolicznym cmentarzyku ofiar gór.
|
Szlak zdecydowanie zmienia charakter. |
|
Tam musimy się wdrapać! |
|
Widoki za plecami coraz ciekawsze. |
|
Pierwsze chmury nad szczytem. |
|
Dolina Łomniczki robi bajeczne wrażenie. |
|
Pięknie tu :) |
|
Nie wiadomo czy patrzeć przed siebie, czy się odwracać. |
|
Obok szlaku coraz stromiej. |
|
Z tyłu również coraz ciekawiej. |
|
Przed nami Wodospad Łomniczki. |
|
Tutaj zaczyna się najtrudniejszy odcinek dnia. |
|
Przy tym chyba też najpiękniejszy! |
|
Teraz wychodzimy już nad dolinę. |
|
Karpacz już daleko za nami. |
|
A końcówka podejścia przed nami. |
|
Symboliczny cmentarzyk ofiar gór. |
Pod
Dom Śląski docieramy po dwóch i pół godzinie wędrówki. Widzimy
już dosyć duży tłok (choć dzień wcześniej pewnie był jeszcze
większy), bo na szlaku spotykają się turyści z kilku różnych
szlaków, a także ci, którzy na kopę podjechali wyciągiem. Razem
z ludzką rzeką atakujemy szczyt. Wybieramy w tym celu czerwony
szlak. Idziemy wzdłuż łańcuchów, które jednak nie są nam
koniecznie potrzebne. Tempo jest średnie, dyktowane przez osoby
wspinające się przed nami. Podejście zajmuje nam kolejne 40 minut.
|
Ostatnie metry przed Domem Śląskim. |
|
Rzut okiem na pokonaną trasę. |
|
Śnieżka bawi się z nami w chowanego... |
|
...tam jest! |
|
Zaczynamy ostatnie podejście. |
|
Jest odrobina nadziei na widoki. |
|
Dom Śląski nagle taki mały! |
|
To już widoki spod samego szczytu. |
Sam
szczyt budzi w nas mieszane uczucia. Naprawdę widać potencjał tego
miejsca, ale ludzkie rzesze nas mocno zniechęcają. Widoki na czeską
stronę są piękne, ale z polskiej strony jak na złość nazbierały
się chmury i ani trochę nie chcą się rozwiać. Przez ponad pół
godziny dreptamy pomiędzy obserwatorium astronomicznym, kaplicą
świętego Wawrzyńca a górną stacją wyciągu czeskiej kolejki
gondolowej. Niestety pogoda się nie zmienia. Na szczęście szlaków
na szczyt zostało nam jeszcze kilka – może następnym razem
trafimy na lepszą pogodę?
|
Kaplica św. Wawrzyńca. |
|
Charakterystyczny spodek obserwatorium. |
|
Robi się coraz bardziej mgliście. |
|
Żeby było wiadomo, że wlazła. |
|
Żeby było wiadomo, że wlazłem! |
Na
dół ruszamy niebieskim szlakiem, tak zwaną Drogą Jubileuszową.
Za niebieskimi znakami chcemy podążać aż do Karpacza. W 20 minut
jesteśmy przy Domu Śląskim i widzimy, jak chmury odsłaniają
nieco szczyt. Granią Karkonoszy idziemy bardzo wygodnie, ale też
mało widokowo. Ciekawiej robi się, kiedy przy Spalonej Strażnicy
Skręcamy w prawo. Szlak zaczyna nas prowadzić w dół, z lewej
widzimy strome stoki nad Małym Stawem, przed nami Góry Karpacz,
mamy też ładne widoki na Kotlinę Jeleniogórską. Po jakimś
kwadransie schodzenia jesteśmy już przy schronisku Strzecha
Akademicka, ze względu na tłumy nie zatrzymujemy się tu jednak.
Odpoczywamy dopiero nieco niżej, przy Samotni. Wcale nie jest tu
wiele lepiej, ludzie zajmują wszystkie ławeczki i skały, my
znajdujemy sobie wolny kawałek trawy. Na szczęście nikt nie
wdrapuje się na barierki i nikt nie próbuje kąpieli w Małym
Stawie, dlatego możemy podziwiać niezakłócone widoki. Wysoko nad
stawem widzimy kilkadziesiąt spacerujących Głównym Szlakiem
sudeckim, z tego miejsca wydają się ledwie maleńkimi punkcikami.
Tutaj podoba nam się dużo bardziej niż na Śnieżce. Może
dlatego, że się całkiem rozpogodziło? Aż do najwyższego
szczytu Karkonoszy żonglowaliśmy swetrami i polarami, momentami
było wietrznie i chłodno – niby sierpień, niby nie aż tak
wysoko, a chwilami tylko osiem stopni. Teraz możemy już spokojnie
pozostać w koszulkach z krótkim rękawem.
|
Znowu nieco słońca... |
|
Chmury zatrzymują się na granicy polsko-czeskiej. |
|
I znowu nastają ciemności. |
|
Przez chwilę widać Dom Śląski. |
|
Za nami znowu ściana chmur. |
|
Tam podziała się Śnieżka! |
|
A po chwili jej nie ma. |
|
Droga w kierunku Spalonej Strażnicy. |
|
Pierwsze widoki na Kotlinę Jeleniogórską. |
|
Widać coraz więcej. |
|
Strome podejście pod Kopę. |
|
Hotel Gołębiewski w Karpaczu. |
|
Kowary i Rudawy Janowickie. |
|
To najładniejszy widok dnia. A w tle panorama Karpacza :) |
|
Podchodzimy pod Strzechę Akademicką. |
|
Chwila odpoczynku nad Małym Stawem. |
Pałaszujemy kolejną porcję kanapek i
po pół godzinie ruszamy dalej. Szlak na krótkim odcinku przypomina
ten z początku Doliny Łomniczki – jest stosunkowo wąski,
kamienisty, ale jakby bardziej urokliwy. Przy tak zwanym Kozim Mostku
docieramy do drogi prowadzącej do Strzechy Akademickiej. Nią
schodzimy już aż do Świątyni Wang. Przez Karpacz przechodzimy
właściwie bez przystanków, zwiedzanie miejscowości zostawiamy
sobie na inną okazję. Przy rondzie Biały Jar opuszczamy niebieski
szlak i za czerwonymi znakami podchodzimy aż do parkingu, na którym
zostawiliśmy samochód. Teraz, po ośmiu godzinach z hakiem, nie ma
na nim już ani jednego wolnego miejsca.
|
Znowu bardzo ciekawy odcinek szlaku. |
|
Wysoko nad sobą zostawiamy Strzechę Akademicką. |
|
Gdzieś tam przebiega szlak ze Słonecznika. |
|
Na Starej Polanie też tłumy. |
|
Jeszcze raz spoglądamy na Śnieżkę. |
|
Po drodze mijamy również Światynię Wang. |
|
I Śnieżka po raz ostatni. |
|
A na koniec obligatoryjne porównanie zapełnienia parkingu. |
Może
w Karpaczu moglibyśmy spędzić nieco więcej czasu, ruszamy jednak
w drogę, bo chcemy tego dnia jeszcze nieco odpocząć. Powrót do
Świeradowa zajmuje nam godzinę. Zatrzymujemy się w jednej z
restauracji, którą upatrzyliśmy sobie jeszcze w sobotę. Już
trzeci dzień jesteśmy na kanapkach i jajecznicy, tym razem
pozwalamy sobie na porządną kolację. Zresztą – dwa dni później
obchodzimy trzecią rocznicę ślubu i już wiemy, że w środę
okazji na spokojną kolację nie będzie. Wykorzystujemy więc
poniedziałkowy wieczór. Pstrąg po izersku bardzo przypada nam do
gustu :) Przed dwudziestą jesteśmy już na kwaterze, pakujemy się
i idziemy spać. We wtorek czeka nas męcząca droga do domu, a
planujemy wyruszyć jak najwcześniej, żeby po drodze zaliczyć
jeszcze jedną sympatyczną górską pętelkę. Nasz „mały urlop”
zamierzamy wykorzystać jak najlepiej.
Opis
trasy: Karpacz – Schronisko PTTK Nad Łomniczką –
Schronisko Dom Śląski – Śnieżka – Schronisko Dom Śląski –
Spalona Strażnica – Schronisko PTTK Strzecha Akademicka –
Schronisko PTTK Samotnia – Stara Polana – Świątynia Wang -
Karpacz
Odległość: 19,1 km
Czas
przejścia: 8 godzin 3 minuty
Punkty GOT:
30
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz