Planując weekend w Beskidzie Śląskim,
wykazaliśmy się pokorą, na zdobycie Wielkiej Czantorii i Stożka Wielkiego przeznaczając osobne dni. Po pierwszych
godzinach wędrówki poczuliśmy się jednak na tyle pewnie, że
postanowiliśmy sprawdzić, czy uda nam się przejść całe pasmo
graniczne.
Na Przełęczy Beskidek jesteśmy tuż
po jedenastej. Planując wędrówkę, zwróciliśmy uwagę na fakt,
że z Głównego Szlaku Beskidzkiego można stosunkwo szybko zejść
do Wisły w kilku mejscach. Wyznaczyliśmy więc sobie dwa punkty, w
których zastanowimy się, czy idziemy dalej, czy wracamy na kwaterę.
Beskidek to pierwszy z nich. Jesteśmy jeszcze pełni sił i tylko
krótko się zastanawiamy, zanim ruszamy dalej za czerwonymi znakami.
Z przełęczy rozpoczynamy spokojne
podejście na Soszów Wielki. Przez niecałą godzinę spacerujemy po
lesie, w którym wiosna zaczyna dominować nad pozostałościami
jesieni – zielone pąki coraz bardziej tłumią dywany brązowych
liści. Po drodze mijają nas kolejni uczestnicy biegu górskiego, to
jednak ostatni odcinek, na którym schodzimy im z drogi. Kiedy
docieramy do prywatnego schroniska na Soszowie, biegaczy już nie
widać, za to w okolicy są dziesiątki turystów. Z tabliczki na
drzwiach schroniska dowiadujemy się, że zamieszkuje je bardzo
rozpieszczony berneńczyk, nie jest nam jednak dane spotkać się z
psiakiem. Za to przy stacji wyciągu krzesełkowego znadujemy ogromną
kupę śniegu, która przy dwudziestu stopniach stanowi dosyć
osobliwy widok.
|
Łagodne podejście na Soszów Mały. |
|
Przy tej temperaturze śnieg to niecodzienny widok. |
|
Zbliżamy się do schroniska. |
Spod schroniska w kilka minut wchodzimy
na szczyt. Pod tabliczką mijamy panie, z którymi na szlaku
spotkaliśmy się już trzykrotnie tego dnia, od samego Ustronia.
Pytają nas jak daleko jeszcze idziemy i mówią, że same schodzą
już do Wisły. Sami zastanawiamy się co dalej, Soszów to drugie z
miejsc, z których możemy szybko wrócić na kwaterę. Postanawiamy
trochę poczekać z decyzją. Rozsiadamy się na szczytowej łące i
popijając kawę cieszymy oczy szczegółowymi widokami na pasma
Skrzycznego i Baraniej Góry oraz Równicy, a także na Czantorię,
która z tego miejsca robi dosyć imponujące wrażenie. Kiedy pytam
Irenę, czy chce jeszcze trocę kawy, odpowiada, że resztę wypijemy
na Stożku. Decyzja więc zapada :)
|
Ostatnie metry przed szczytem. |
|
Widok na Wielką Czantorię i Równicę. |
|
Dokładniej przyglądamy się pasmu Równicy. |
|
Cały czas widać Tatry. |
Z Soszowa Wielkiego schodzimy na płytką
przełęcz, a następnie wchodzimy krótkim podejściem na Cieślar.
Szczerze mówiąc niewiele spodziewamy się po tym mało
rozreklamowanym szczycie, dlatego jesteśmy mile zaskoczni. Piękna
panorama pozwala nam widzieć niemal wszystkie szczyty Beskidu
Śląskiego, spory kawałek Beskidu Żywieckiego i Tatry. Obok nas
widokami cieszy się miejscowe małżeństwo. Mężczyzna tłumaczy
nam, że mamy duże szczęście, bo sam jest tutaj kilka razy w roku,
a Tatry widzi stąd bardzo rzadko. Kiedy wskazuje swojej żonie i
nazywa kolejne widoczne szczyty, Irena z dumą stwierdza, że wiele z
nich już wspólnie zdobyliśmy.
|
Tatry na zbliżeniu... |
|
...i z nieco szerszej perspektywy. |
|
A to już panorama Tatr z samego szczytu. |
|
Widoki na Pasmo Skrzycznego i Baraniej Góry. |
|
W tle szczyty Beskidu Żywieckiego. |
|
Udajemy się w drogę na Stożek. |
Z Cieślara schodzimy do niewielkiego
osiedla domków letniskowych i po ledwo odczuwalnym podejściu
podchodzimy na Stożek Mały. Przez cały czas patrzymy na końcowy
cel naszej wędrówki. Stożek Wielki dominuje nad okolicą, widzimy,
że czeka nas jakieś 200 metrów wspinaczki jego stromymi stokami.
Rzeczywiście, podejście sprawia nam sporo trudu, ale zostało
jeszcze sporo dnia i nie musimy się spieszyć. Kiedy docieramy do
schroniska, podbijamy tylko książeczki i ruszamy dalej. Do
dłuższego odpoczynku zniechęcają nas dziesiątki turystów.
|
Tak ładnie prezentuje się Cieślar z Małego Stożka. |
|
Początek stromego podejścia na Stożek Wielki. |
|
Schronisko jest już niedaleko. |
|
Widok z przyschroniskowej polany. |
|
I znowu Tatry, tym razem spod Stożka. |
|
Ciężko wykadrować tłumy spod schroniska/ |
Na odległy o około 250 metrów szczyt
pozostało nam kilkanaście metrów podejścia. Zajmuje na to
króciótką, chwilę. Idziemy równo, ciesząc się każdym krokiem.
O czternastej wspólnie stajemy na wierzchołku. W ten sposób
zdobywamy ostatni, piętnasty szczyt Małej Korony Beskidów. Na
szczęście ruch jest tu znacznie mniejszy, nie każdy kto dotarł do
schroniska tu zagląda. Spotykamy za to miłą właścicielkę
pieska, który wspólnie ze swoją panią przeszedł już kilkaset
kilometrów szlaków w Beskidach i Tatrach. Przez chwilę
odpoczywamy, wcinamy kolejną porcję kanapek i dopijamy resztę
kawy. Przed nami już tylko droga do kwatery, czyli… kilkanaście
kilometrów.
|
Chwila po zdobyciu Małej Korony Beskidów :) |
Po swoich śladach wracamy na Stożek
Mały. Już po drodze zastanawiamy się, czy przez Ceślar i Soszów
bezpośrednio zejść do Jawornika, czy jednym ze szlaków zejść do
Wisły-Dziechcinki, a potem przejść przez miasto. Ostatecznie
wybieramy długie rozwiązanie. Co prawda trochę szkoda nam widoków
ze szlaku granicznego, ale chcemy wykorzystaćokazję i poznać też
nowe odcinki. Po raz pierwszy tego dnia opuszczamy więc Główny
Szlak Beskidzki i za zółtymi znakami rozpoczynamy zejście.
Początkowo idziemy utwardzoną, potem
asfaltową drogą, przy czym się trochę krzywimy. Nie uśmiechają
nam się dwie godziny wędrówki po takiej nawierzchni. Wkrótce
jednak szlak nam to wynagradza pięknymi widokami na Tatry i Stożek,
ponownie też spotykamy grupkę dziewczyn z psem-turystą. Po chwili
żółte znak kierują nas w lewo, na leśne ścieżki i na
kilkadziesiąt minut zostawiamy asfalt za sobą. Szybko tracąc na
wysokości, mijamy kolejne górskie potoki. Za osiedlem Jurzyków
znowu trafiamy na asfaltową szosę, która wdłuż potoku
Dziechcinka prowadzi nas do samego miasta. Wisła wita nas z dobrej
strony, bo wchodzimy do bardo przyjemnej dzielnicy willowej. Przy
samym końcu zółtego szlaku przechodzimy pod wiaduktem kolejowym w
Dziechcince. Ten nie jest może tak imponujący jak sławniejszy
wiadukt w niedalekich Głębcach, ale nam się i tak podoba – może
tylko potrzebowałby małego odświeżenia.
|
I znowu Tatry. |
|
Stożek Wielki, z niego przed chwilą zeszliśmy. |
|
Wisła wita nas dzielnicą willową. |
|
Wiadukt kolejowy w Wiśle-Dziechcince. |
Przed nami pozostaje już tylko spacer
przez miasto Wisłę, wzdłuż rzeki Wisły. Na szczęście na całej
długości możemy poruszać się chodnikami, jesteśmy więc dosyć
spokojni. Zmęczenie jednak mimo wszystko daje nam się we znaki,
toteż nie marudzimy. Poza tym w centrum są o tej porze (zbliża się
szesnasta) prawdziwe tłumy (a za tłumami nie przepadamy), dlatego
do kwatery docieramy w ekspresowym tempie. Trzy i pół kilometra
pokonujemy w nieco ponad pół godziny. Jest kwadrans po szesnastej,
a my zmęczeni kończymy nasz pierwszy porządny górski spacer w tym
roku. Nasz plan na sobotę udało się wypełnić z nawiązką,
zdobyliśmy oba szczyty, na których nam zależało. Dodatkowo
zostaliśmy nagrodzeni pięknymi widokami, o których nawet nie
marzyliśmy. Dzięki temu na niedzielę możemy zaplanować już
nieco spokojniejszą trasę.
|
Trochę incepcyjnie - Wisła w Wiśle :) |
|
Ewangelicki kościół św. Piotra i Pawła w Wiśle. |
|
Urząd Miasta również wygląda sympatycznie. |
|
Dawny pałacyk myśliwski Habsburgów, dziś siedziba miejscowego PTTK. |
|
Jawornik - już jesteśmy tuż przy kwaterze. |
Opis trasy: Przełęcz Beskidek –
Soszów Wielki – Stożek Wielki – Wisła-Jurzyków –
Wisła-Dziechcinka
Odległość: 16,7 km
Czas przejścia: 5 godzin 40 minut
Punkty GOT: 18
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz