środa, 18 kwietnia 2018

Na Wielką Czantorię (995 m n. p. m.)

Geograficznie Wielka Czantoria to jeden z najbliższych nam beskidzkich szczytów. Z różnych przyczyn dotychczas jednak nie wybraliśmy się na ten położony na polsko-czeskiej granicy wierzchołek. Najbliżej było minionej jesieni, wtedy jednak zdecydowaliśmy się na zdobycie Równicy. Wreszcie udało nam się odrobić braki w tym zakresie :)

Od czerwca 2016 roku zdobywamy Małą Koronę Beskidów. To bardzo sympatyczna odznaka turystyczna, którą można zdobyć po wejściu na 15 szczytów Beskidu Żywieckiego, Śląskiego i Małego. Niekoniecznie zawsze chodzi przy tym o najwyższe wierzchołki, ale za to o bardzo ciekawe miejsca. Po rozpoczęciu sezonu wiosennego na Hrobaczej Łące pozostały nam już tylko Wielka Czantoria i Stożek Wielki. Postanowiliśmy, że kiedy tylko prognozy pogody będą dobre, wybierzemy się w Beskid Śląski na cały weekend i zmierzymy się z obydwoma górkami. Tak się złożyło, że idealna okazja trafiła się już tydzień później.
Do Wisły dojeżdżamy w piątek wieczorem. W sobotę rano wstajemy o świcie, na wierzchołku Wielkiej Czantorii zamierzamy stanąć tuż po otwarciu wieży widokowej. Na szlak chcemy ruszyć z Ustronia-Polany, dokąd z kwatery mamy niecałe cztery kilometry, a do Wisły wrócić grzbietem pasma granicznego. Samochód zostawiamy więc przy pensjonacie. Mamy świeżo w pamięci spacer poboczem wzdłuż drogi wojewódzkiej z Międzybrodzia Bialskiego do Porąbki, decydujemy się więc na przejazd taksówką. Ten jeden raz nas nie zrujnuje, za to unikamy kilkudziesięciu minut żmudnego spaceru asfaltem i pewnie kilku stanów przedzawałowych z powodu mijających nas samochodów.
O wpół do ósmej jesteśmy na parkingu w Ustroniu-Polanie. Zapowiada się piękny dzień, ale na razie nie widać nikogo. Trochę trudzimy się z odnalezieniem wejścia na Główny Szlak Beskidzki, po chwili orientujemy się jednak, że czerwone znaki prowadzą w górę pod wyciągiem orczykowym. Podejście jest od początku strome, szlak tylko na krótko prowadzi nieco bardziej płaskimi odcinkami. Nic dziwnego, bo na dwóch kilometrach musimy zyskać prawie 500 metrów wysokości. Raz po raz wchodzimy do lasu, to znów wychodzimy na skraj stoku narciarskiego, na którym, mimo całkiem wysokiej temperatury, zalegają jeszcze spore połacie śniegu. Przy takich okazjach mamy możliwość spojrzenia w dół w kierunku Ustronia i oceny jak szybko się wspinamy. Na trasie jest spokojnie, mijają nas tylko pojedyncze osoby. W naszej ocenie podchodzimy dosyć powoli, jednak do górnej stacji wyciągu krzesełkowego docieramy równo z czasem szlakowym – po półtorej godzinie.

Irena wyznacza kierunek wyprawy.
Na parkingu o tej porze taki tłok.
Jeśli ktoś szuka czerwonego szlaku, to tędy.
Już jesteśmy kawałek nad Ustroniem.
Większość trasy wygląda w ten sposób.
Łagodne odcinki są dosyć rzadkie.
Od czasu do czasu wychodzimy na stok.
Równica w całej okazałości.
W końcu docieramy do górnej stacji wyciągu.
Tuż przed dziewiątą na polanie Stokłosica jest spokojnie. Wyciąg jeszcze nie funkcjonuje, obsługa gastronomii dopiero rozpala grille i rozstawia krzesełka. Szybko ruszamy dalej w stronę szczytu. Stąd jest już znacznie łagodniej, a cel osiagamy po pół godzinie spokojnego spaceru leśną drogą. Od razu podchodzimy do wieży widokowej, gdzie pani z obsługi dopiero otwiera okienko kasy. Do góry wchodzimy jako pierwsi i przez kilkanaście minut nikt nie przeszkadza nam się cieszyć widokami.

A tak wysoko nad Ustroniem jesteśmy teraz.
W drodze na szczyt mijamy taki ciekawy budynek.
Ostatnie chwile podejścia...
...i jesteśmy już u celu.
A jest co oglądać! Bez wątpliwości to ta spośród naszych kilkudziesięciu górskich wycieczek, podczas której trafiamy na najlepszą przejrzystość powietrza. Nie do końca wiemy na czym zatrzymać wzrok, czy na zabudowaniach Ustronia i Wisły, czy na bliskich i widocznych ze wszystkimi szczegółami szczytach Beskidu Śląskiego jak Równica, Klimczok, Skrzyczne, Barania Góra, Stożek Wielki i dziesiątki innych. A przecież widać jeszcze kolejne pasma: Beskid Śląsko-Morawski z Lysą Horą, Beskid Mały, Beskid Żywiecki z ośnieżonymi jeszcze Pilskiem i Babią Górą, Wysokie Jesioniki i Małą Fatrę. Po raz pierwszy bardzo dokładnie widzimy też Tatry, które poprzednio ukazały nam się tylko jako niewyraźnie cienie ze szczytów Małej Babiej Góry i Wielkiej Rycerzowej.

Widok z wieży w kierunku Ustronia.
Pasmo Klimczoka i Skrzyczne.
Nieśmiało znad horyzontu wygląda Beskid Mały.
Piękna panorama Wisły z wieży widokowej.
Tutaj zza beskidzkich stoków wygląda Babia Góra.
Po raz pierwszy tak dokładnie widzimy Tatry.
Skrzyczne z charakterystycznym nadajnikiem RTV.
Bardzo wyraźnie widzimy też Beskid Śląsko-Morawski.
Widok na Stożek Wielki, Kiczory i Małą Fatrę.
Gdzieś tam nad horyzontem chowają się Jesioniki.
Kiedy schodzimy z wieży, przy kasie biletowej tworzy się już kolejka, a na szczycie jest coraz tłoczniej. Szybko robimy pamiątkowe zdjęcia, podbijamy książeczki GOT i dalej ruszamy Głównym Szlakiem Beskidzkim. Kilka minut pod szczytem jest już nieco spokojniej, znajdujemy więc wygodny pniak i wcinamy drugie śniadanie. Na szlaku zaczyna się ruch, mnóstwo osób zbiega z Czantorii. To kolejny bieg górski, na który natykamy się podczas sobotnich wycieczek. Kiedy dalej schodzimy stromym zejściem, uczestnicy nadbiegają z tyłu, musimy więc uważać.

Ostatni raz z bliska rzucamy okiem na wieżę.
Początek stromego zejścia na Przełęcz Beskidek.
Widok na Tatry cały czas nam towarzyszy.
Spaceru polsk-czeską granicą ciąg dalszy.
Od czasu do czasu natrafiamy na widokowe polany.
Takich biegaczy mijała nas ponad setka.
Chwilę po jedenastej docieramy na Przełęcz Beskidek. Cieszymy się, bo udało nam się osiągnąć nasz cel minimum. Założyliśmy sobie, że jeśli będziemy zmęczeni, to stąd czarnym szlakiem zejdziemy do naszej kwatery w Wiśle-Jaworniku. Jest jednak jeszcze bardzo wcześnie i czujemy się całkiem dobrze. Długo się nie zastanawiając, ruszamy dalej.

Opis trasy: Ustroń Polana – Wielka Czantoria – Przełęcz Beskidek
Odległość: 6 km
Czas przejścia: 3 godziny 40 minut
Punkty GOT: 12

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz