niedziela, 2 lipca 2017

Na Wielką Rycerzową (1226 m n.p.m.)

Są takie wyprawy, które zachwycają od początku do końca, bywają również trasy najzwyczajniej w świecie nudne. Tym razem szlak pokazał nam dwa zupełnie odmienne oblicza. Z jednej strony trochę frustracji i stresu, z drugiej – cudowna nagroda na samym szczycie. Jesteście ciekawi jak spodobała nam się Wielka Rycerzowa?

Trzeci dzień urlopu rozpoczyna się lekkim kryzysem. Oboje strasznie mało zdecydowanie zwlekamy się z łóżka, wobec czego poranna krzątanina rozpoczyna się o skandalicznie późnej porze, czyli o 5:20. Wszystko trwa też znacznie dłużej niż zwykle, bo w samochodzie jesteśmy dopiero kwadrans przed siódmą. Nie żeby stanowiło to jakiś wielki problem, bo plany mamy stosunkowo skromne – zamierzamy wdrapać się na Wielką Rycerzową z Soblówki – wszystkiego nieco ponad 5 kilometrów i do tego 600 metrów podejść. Nic wielkiego w porównaniu do wyczynów z ostatnich dni, ale mimo wszystko spóźnienie z rana nieco frustruje. Po pierwsze, chcemy zabrać się za wejście powoli i z odpowiednimi odpoczynkami, zafundować sobie nieco spokojniejszy dzień. Po drugie – na popołudnie zapowiadane są burze i naszą pętelkę zamierzamy ukończyć na ile to możliwe wcześnie.
Sama Soblówka również specjalnie optymistycznie nas nie nastraja. Zostawiamy samochód na parkingu przed kościołem, licząc na to, że we wtorek rano będzie tam całkiem spokojnie. Nic z tego – już o siódmej podjeżdżają tutaj kolejne samochody ciężarowe, mające zwozić drewno. Nasz środek lokomocji parkujemy na samym skraju szutrowego placyku, licząc na to, że nic o niego nie zahaczy.

Tym razem wspólne zdjęcie robimy na samym starcie.

Zaczynamy spod kościoła w Soblówce.
Droga od samego początku jest mało sympatyczna. Słońce grzeje nam w plecy i jest dosyć stromo, ale na to się nastawialiśmy. Bardziej przeszkadza nam to, że już po kwadransie trafiamy na intensywne prace leśne. Mamy nadzieję, że zostawimy je ze sobą wraz z leśną drogą, ale kiedy żółte znaki prowadzą nas na leśną ścieżkę, piły dalej ryczą i ryczą. Bardzo nie lubimy takiej atmosfery, szczególnie że nie wiemy, czy praca wre tylko poniżej nas, czy mamy się spodziewać dalszych niespodzianek. Tracimy też nadzieję na to, że tego dnia spotkamy z bliska jakieś zwierzaki. No i rzeczywiście – w pewnym momencie natykamy się na panów, którzy tuż przy szlaku ścinają drzewa. Wypisz wymaluj sytuacja jak na Biskupiej Kopie pod koniec czerwca minionego roku. Zasadnicza różnica jest taka, że tym razem nikt nawet ostrzeżenia nie wywiesił… Nie zrozumcie nas źle – zdajemy sobie sprawę, że las również pełni funkcję gospodarczą i czasem trzeba coś wyciąć. Tym bardziej, że prace na stokach Rycerzowej na jakąś hekatombę drzew nie wyglądają. Niemniej, jakaś informacja czy odpowiednie ogłoszenie nadleśnictwa przy węźle szlaków pod kościołem znacznie ułatwiłyby sprawę. Przecież wariantów podejścia na szczyt jest kilka i zawsze można te niesympatyczne miejsca ominąć. A tak wpakowaliśmy się żółtym szlakiem w sam środek robót.

Słońce przypiekało od samego startu.
Po drodze nie brakuje urokliwych miejsc.


Początkowo idziemy szeroką drogą...
...którą już po kwadransie zamieniamy na taką ścieżkę.
Momentami można zachwycić się przyrodą...
...częściej trasa wygląda jednak tak.
Trochę źli chcemy w końcu zdobyć ten szczyt i jak najszybciej stąd odjechać. I nagle, na jakichś 1100 metrach, wszystko się zmienia. Szlak żółty łączy się z zielonym, nie idziemy już rozjeżdżoną przez ciężki sprzęt drogą, zapada cisza. Po chwili zaczynają się pojawiać górskie łąki i jest już całkiem ładnie. A kiedy po niecałych dwóch i pół godzinie spaceru (wliczamy w to zakładanie butów i plecaków oraz przerwy na kilka łyków wody z butelek zawsze magicznie zalegających na dnie plecaków, pod wszystkimi innymi tobołami) docieramy do bacówki i jesteśmy już w Rycerzowej zakochani po uszy. Sam drewniany budynek jest niezwykle klimatyczny, aż kusi żeby spędzić tutaj wieczór. Urzeka jednak przede wszystkim sama hala. Morze traw robi na nas wielkie wrażenie, większe niż hale w paśmie Romanki i Lipowskiego Wierchu, większe niż szczyt Pilska. Nie ma co prawda tego uczucia bycia strasznie wysoko, bo wokół widać bardziej wyniosłe szczyty, ale kołyszące się na wietrze trawy wręcz hipnotyzują. I przyroda jednak nas wita – przez kilka chwil szlakiem spaceruje z nami jaszczurka, a bardzo ładny motyl siada Irenie na dłoni i chętnie pozuje do zdjęć. Po prawdzie, to nie chce się od nas odczepić i nawet w drodze powrotnej znów nas zaczepia. 

Na horyzoncie dostrzegamy zarysy Tatr!
Po przekroczeniu 1000 m n.p.m. robi się już całkiem znośnie.
Jest coraz ładniej!
Hala pod Małą Rycerzową.
Ostatni odcinek przed bacówką.
Pierwszy rzut okiem na bacówkę, Wielka Rycerzowa w tle.
Bacówka z nieco bliższej perspektywy.
Czeka nas jeszcze kawałek podejścia.
Najpiękniejsze są jednak widoki. Najpierw zwracamy uwagę na szczyty na zachodzie, wśród nich Wielką Raczę i dalej Beskid Śląsko-Morawski. To co widzimy na wschodzie przyćmiewa jednak dotychczasowe urlopowe widoki. Wyraźne są sylwetki Romanki, Rysianki, Pilska i Babiej Góry, ale widzimy również niewyraźne zarysy Tatr. Na sam szczyt docieramy tuż przed dziesiąta, ale położony wśród drzew wierzchołek specjalnie nas nie zajmuje. W drodze powrotnej do bacówki znowu zatrzymujemy się na hali i ciesząc oczy pałaszujemy kanapki.

Irena się wdrapała :)
Wyraźnie widać Pilsko i Babią Górę.
Hala Rycerzowa w pełnej krasie.
Dowód na to, że i ja się wdrapałem.


Sam szczyt jest nieco mniej ciekawy.
Hala Rycerzowa spod samego szczytu.
I jeszcze jeden rzut okiem na bacówkę.
Do Soblówki postanawiamy zejść czarnym szlakiem, licząc na to, że ta nieco dłuższa trasa okaże się również mniej stroma. Pod tym względem nie rozczarowujemy się – jest łagodniej niż na żółtym szlaku, cały czas podążamy też leśną drogą. Tą względną nudę rekompensują nam całkiem ładne widoki na dolinę Cichej – żółte znaki prowadziły nas rano trasą zupełnie bezwidokową. W pewnym momencie spotykamy uczestników wycieczki szkolnej, których nieco rozczarowujemy, mówiąc że na szczyt jeszcze daleko, bo co najmniej 45 minut.

Zejście czarnym szlakiem jest znacznie mniej strome.

Teraz przygrzewa nam już południowe słońce.
Ten szlak jest o wiele bardziej widokowy.
Kiedy docieramy do pierwszych zabudowań Soblówki, czeka nas kolejna niespodzianka. Przez drogę przepędzane jest dosyć duże stado owiec, które paradują tuż przed naszymi nosami. Dla mieszkańców okolicy to pewnie chleb powszedni, ale my owieczki w takiej ilości widzimy drugi raz w życiu (o naszym „pierwszym razie” przeczytacie TUTAJ). Uśmiechnięci mijamy pole biwakowe i wkraczamy na asfalt. Po chwili nasze uśmiechy nieco bledną, na koniec pozostaje trochę niemiłe wrażenie. Szlak poprowadzony jest dosyć wąską drogą, którą co chwilę mijają nas rozpędzone samochody służb leśnych oraz wyładowane drewnem ciężarówki. Chodnika nie ma, pobocze jest wąziutkie, przyspieszamy więc kroku, żeby jak najszybciej ukończyć ten ostatni odcinek.

Nieoczekiwane towarzystwo na szlaku! :)
Ostatnie kilkaset metrów tylko z pozoru jest przyjemne.
Przy samochodzie jesteśmy tuż przed południem, po niecałych pięciu godzinach wędrówki. Krótka wyprawa na Rycerzową pozostawia w nas mieszane uczucia. Z jednej strony na podszczytowych halach bardzo nam się podobało, z drugiej - szlaki na wysokości poniżej 1000 metrów mocno dają w kość, nie czujemy się na nich specjalnie bezpiecznie. Wielką Rycerzową koniecznie trzeba znów zobaczyć, ale następnym razem wybierzemy się tutaj w dzień wolny od pracy albo spróbujemy tu dotrzeć z innego kierunku. Spacer z Soblówki w środku tygodnia chyba już sobie odpuścimy.

Opis trasy: Soblówka – Bacówka PTTK na Rycerzowej – Wielka Rycerzowa – Bacówka PTTK na Rycerzowej – Soblówka
Odległość: 11,4 km
Czas przejścia: 4 godziny 49 minut
Punkty GOT: 18

2 komentarze:

  1. Ładna wycieczka i chyba też zakwateruję się U Ewy :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miejscówkę polecamy z całego serca! Już dwa razy byliśmy u Ewy i na pewno na tym nie poprzestaniemy :)

      Usuń