Są
takie wyprawy, które zachwycają od początku do końca, bywają
również trasy najzwyczajniej w świecie nudne. Tym razem szlak
pokazał nam dwa zupełnie odmienne oblicza. Z jednej strony trochę
frustracji i stresu, z drugiej – cudowna nagroda na samym szczycie.
Jesteście ciekawi jak spodobała nam się Wielka Rycerzowa?
Trzeci
dzień urlopu rozpoczyna się lekkim kryzysem. Oboje strasznie mało
zdecydowanie zwlekamy się z łóżka, wobec czego poranna krzątanina
rozpoczyna się o skandalicznie późnej porze, czyli o 5:20.
Wszystko trwa też znacznie dłużej niż zwykle, bo w samochodzie
jesteśmy dopiero kwadrans przed siódmą. Nie żeby stanowiło to
jakiś wielki problem, bo plany mamy stosunkowo skromne –
zamierzamy wdrapać się na Wielką Rycerzową z Soblówki –
wszystkiego nieco ponad 5 kilometrów i do tego 600 metrów podejść.
Nic wielkiego w porównaniu do wyczynów z ostatnich dni, ale mimo
wszystko spóźnienie z rana nieco frustruje. Po pierwsze, chcemy
zabrać się za wejście powoli i z odpowiednimi odpoczynkami,
zafundować sobie nieco spokojniejszy dzień. Po drugie – na
popołudnie zapowiadane są burze i naszą pętelkę zamierzamy
ukończyć na ile to możliwe wcześnie.
Sama
Soblówka również specjalnie optymistycznie nas nie nastraja.
Zostawiamy samochód na parkingu przed kościołem, licząc na to, że
we wtorek rano będzie tam całkiem spokojnie. Nic z tego – już o
siódmej podjeżdżają tutaj kolejne samochody ciężarowe, mające
zwozić drewno. Nasz środek lokomocji parkujemy na samym skraju
szutrowego placyku, licząc na to, że nic o niego nie zahaczy.
|
Tym razem wspólne zdjęcie robimy na samym starcie. |
|
Zaczynamy spod kościoła w Soblówce. |
Droga
od samego początku jest mało sympatyczna. Słońce grzeje nam w
plecy i jest dosyć stromo, ale na to się nastawialiśmy. Bardziej
przeszkadza nam to, że już po kwadransie trafiamy na intensywne
prace leśne. Mamy nadzieję, że zostawimy je ze sobą wraz z leśną
drogą, ale kiedy żółte znaki prowadzą nas na leśną ścieżkę,
piły dalej ryczą i ryczą. Bardzo nie lubimy takiej atmosfery,
szczególnie że nie wiemy, czy praca wre tylko poniżej nas, czy
mamy się spodziewać dalszych niespodzianek. Tracimy też nadzieję
na to, że tego dnia spotkamy z bliska jakieś zwierzaki. No i
rzeczywiście – w pewnym momencie natykamy się na panów, którzy
tuż przy szlaku ścinają drzewa. Wypisz wymaluj sytuacja jak na
Biskupiej Kopie pod koniec czerwca minionego roku. Zasadnicza różnica
jest taka, że tym razem nikt nawet ostrzeżenia nie wywiesił… Nie zrozumcie nas źle – zdajemy
sobie sprawę, że las również pełni funkcję gospodarczą i
czasem trzeba coś wyciąć. Tym bardziej, że prace na stokach
Rycerzowej na jakąś hekatombę drzew nie wyglądają. Niemniej,
jakaś informacja czy odpowiednie ogłoszenie nadleśnictwa przy
węźle szlaków pod kościołem znacznie ułatwiłyby sprawę.
Przecież wariantów podejścia na szczyt jest kilka i zawsze można
te niesympatyczne miejsca ominąć. A tak wpakowaliśmy się żółtym
szlakiem w sam środek robót.
|
Słońce przypiekało od samego startu. |
|
Po drodze nie brakuje urokliwych miejsc. |
|
Początkowo idziemy szeroką drogą... |
|
...którą już po kwadransie zamieniamy na taką ścieżkę. |
|
Momentami można zachwycić się przyrodą... |
|
...częściej trasa wygląda jednak tak. |
Trochę
źli chcemy w końcu zdobyć ten szczyt i jak najszybciej stąd
odjechać. I nagle, na jakichś 1100 metrach, wszystko się zmienia.
Szlak żółty łączy się z zielonym, nie idziemy już rozjeżdżoną
przez ciężki sprzęt drogą, zapada cisza. Po chwili zaczynają się
pojawiać górskie łąki i jest już całkiem ładnie. A kiedy po
niecałych dwóch i pół godzinie spaceru (wliczamy w to zakładanie
butów i plecaków oraz przerwy na kilka łyków wody z butelek
zawsze magicznie zalegających na dnie plecaków, pod wszystkimi
innymi tobołami) docieramy do bacówki i jesteśmy już w Rycerzowej
zakochani po uszy. Sam drewniany budynek jest niezwykle klimatyczny,
aż kusi żeby spędzić tutaj wieczór. Urzeka jednak przede
wszystkim sama hala. Morze traw robi na nas wielkie wrażenie,
większe niż hale w paśmie Romanki i Lipowskiego Wierchu, większe
niż szczyt Pilska. Nie ma co prawda tego uczucia bycia strasznie
wysoko, bo wokół widać bardziej wyniosłe szczyty, ale kołyszące
się na wietrze trawy wręcz hipnotyzują. I przyroda jednak nas wita
– przez kilka chwil szlakiem spaceruje z nami jaszczurka, a bardzo
ładny motyl siada Irenie na dłoni i chętnie pozuje do zdjęć. Po
prawdzie, to nie chce się od nas odczepić i nawet w drodze
powrotnej znów nas zaczepia.
|
Na horyzoncie dostrzegamy zarysy Tatr! |
|
Po przekroczeniu 1000 m n.p.m. robi się już całkiem znośnie. |
|
Jest coraz ładniej! |
|
Hala pod Małą Rycerzową. |
|
Ostatni odcinek przed bacówką. |
|
Pierwszy rzut okiem na bacówkę, Wielka Rycerzowa w tle. |
|
Bacówka z nieco bliższej perspektywy. |
|
Czeka nas jeszcze kawałek podejścia. |
Najpiękniejsze są jednak widoki.
Najpierw zwracamy uwagę na szczyty na zachodzie, wśród nich Wielką
Raczę i dalej Beskid Śląsko-Morawski. To co widzimy na wschodzie
przyćmiewa jednak dotychczasowe urlopowe widoki. Wyraźne są
sylwetki Romanki, Rysianki, Pilska i Babiej Góry, ale widzimy również
niewyraźne zarysy Tatr. Na sam szczyt docieramy tuż przed
dziesiąta, ale położony wśród drzew wierzchołek specjalnie nas
nie zajmuje. W drodze powrotnej do bacówki znowu zatrzymujemy się
na hali i ciesząc oczy pałaszujemy kanapki.
|
Irena się wdrapała :) |
|
Wyraźnie widać Pilsko i Babią Górę. |
|
Hala Rycerzowa w pełnej krasie. |
|
Dowód na to, że i ja się wdrapałem. |
|
Sam szczyt jest nieco mniej ciekawy. |
|
Hala Rycerzowa spod samego szczytu. |
|
I jeszcze jeden rzut okiem na bacówkę. |
Do
Soblówki postanawiamy zejść czarnym szlakiem, licząc na to, że
ta nieco dłuższa trasa okaże się również mniej stroma. Pod tym
względem nie rozczarowujemy się – jest łagodniej niż na żółtym
szlaku, cały czas podążamy też leśną drogą. Tą względną
nudę rekompensują nam całkiem ładne widoki na dolinę Cichej –
żółte znaki prowadziły nas rano trasą zupełnie bezwidokową. W
pewnym momencie spotykamy uczestników wycieczki szkolnej, których
nieco rozczarowujemy, mówiąc że na szczyt jeszcze daleko, bo co
najmniej 45 minut.
|
Zejście czarnym szlakiem jest znacznie mniej strome. |
|
Teraz przygrzewa nam już południowe słońce. |
|
Ten szlak jest o wiele bardziej widokowy. |
Kiedy
docieramy do pierwszych zabudowań Soblówki, czeka nas kolejna
niespodzianka. Przez drogę przepędzane jest dosyć duże stado
owiec, które paradują tuż przed naszymi nosami. Dla mieszkańców
okolicy to pewnie chleb powszedni, ale my owieczki w takiej ilości
widzimy drugi raz w życiu (o naszym „pierwszym razie”
przeczytacie TUTAJ). Uśmiechnięci
mijamy pole biwakowe i wkraczamy na asfalt. Po chwili nasze uśmiechy
nieco bledną, na koniec pozostaje trochę niemiłe wrażenie. Szlak
poprowadzony jest dosyć wąską drogą, którą co chwilę mijają
nas rozpędzone samochody służb leśnych oraz wyładowane drewnem
ciężarówki. Chodnika nie ma, pobocze jest wąziutkie,
przyspieszamy więc kroku, żeby jak najszybciej ukończyć ten
ostatni odcinek.
|
Nieoczekiwane towarzystwo na szlaku! :) |
|
Ostatnie kilkaset metrów tylko z pozoru jest przyjemne. |
Przy
samochodzie jesteśmy tuż przed południem, po niecałych pięciu
godzinach wędrówki. Krótka wyprawa na Rycerzową pozostawia w nas
mieszane uczucia. Z jednej strony na podszczytowych halach bardzo nam
się podobało, z drugiej - szlaki na wysokości poniżej 1000 metrów
mocno dają w kość, nie czujemy się na nich specjalnie
bezpiecznie. Wielką Rycerzową koniecznie trzeba znów zobaczyć,
ale następnym razem wybierzemy się tutaj w dzień wolny od pracy
albo spróbujemy tu dotrzeć z innego kierunku. Spacer z Soblówki w
środku tygodnia chyba już sobie odpuścimy.
Opis
trasy: Soblówka – Bacówka PTTK na Rycerzowej – Wielka
Rycerzowa – Bacówka PTTK na Rycerzowej – Soblówka
Odległość:
11,4 km
Czas
przejścia: 4 godziny 49 minut
Punkty
GOT: 18
Ładna wycieczka i chyba też zakwateruję się U Ewy :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Miejscówkę polecamy z całego serca! Już dwa razy byliśmy u Ewy i na pewno na tym nie poprzestaniemy :)
Usuń