Uwielbiamy
wielogodzinne wędrówki po górach, najlepiej kiedy pogoda pozwala
na hasanie w krótkich spodenkach. Nie zawsze jednak dostaje się to,
co się lubi. Całkiem przyjemny i ciekawy może być także
dwugodzinny niedzielny spacer z jednej z podsudeckich wsi na szczyt
niewysokiego wzgórza.
Zima
to zdecydowanie nie jest nasza ulubiona pora roku. Wystarczy
popatrzeć na rozłożenie dotychczasowych blogowych wycieczek:
kilkadziesiąt odbyło się latem i wiosną, zaledwie kilka –
jesienią, a dokładnie zero podczas kalendarzowej zimy. Jak na razie
nasze najbardziej zimowe osiągnięcia to wdrapanie się na ośnieżonywierzchołek Biskupiej Kopy na sam początek wiosny przed dwoma laty oraz natknięcie się na kilka płatów śniegu na
stokach Gronia Jana Pawła II i Łamanej Skały w kwietniu minionego
roku. Zasadniczo zima to dla nas pora roku, podczas
której trzeba ciepło się ubrać, wskutek czego człowiek poci się
jeszcze mocniej niż zwykle. To z kolei w naszym przypadku w nader
niekorzystnych momentach prowadzi do przeziębienia i obligatoryjnego
„a nie mówiłem, że niepotrzebnie tam łazicie” ze strony
bliskich.
Mocne
niezgranie naszej ciepłolubności z zimą to jednak coś, co jak
najbardziej chcemy przełamywać. Nie jakoś rewolucyjnie, a
powolutku, małymi, acz pewnymi kroczkami. Na początek wybraliśmy
spokojny podgórski spacer w ładne niedzielne popołudnie.
Do
Łąki Prudnickiej dojeżdżamy tuż przed czternastą. Jak na
rozpoczęcie podgóskiego spaceru to dla nas bardzo późno (choć
zdarzały nam się już późniejsze wyprawy), ale nie mamy
specjalnie ambitnych planów i naszą wycieczkę zamierzamy zakończyć
na długo przed zapadnięciem zmroku. Samochód zostawiamy na
parkingu na samym początku miejscowości, pod świeżo
wyremontowanym budynkiem. Wygląda nam na budynek użyteczności
publicznej, choć żadnej czerwonej tabliczki, która wyjaśniałaby
tę kwestię, nie dostrzegamy. Stąd wzdłuż drogi krajowej udajemy
się w kierunku centrum wsi.
|
Obligatoryjne zdjęcie parkingu. |
|
Krótko idziemy wzdłuż drogi krajowej, z prawej widzimy park zamkowy. |
Od
samego początku z prawej strony drogi widzimy park zamkowy, a po
chwili dostrzegamy również pierwsze fragmenty murów. Zamek w Łące
Prudnickiej bardzo często mijamy wyjeżdżając w Góry Opawskie,
Góry Złote czy Wysokie Jesioniki, ale dotychczas nie znaleźliśmy
czasu, żeby obejrzeć go dokładniej. Tym razem spokojnie
przyglądamy się skrzydłu położonemu wzdłuż krajówki, a także
kolejnemu, ciągnącemu się wzdłuż przedłużenia ulicy Zamkowej.
Przed dalszą eksploracją powstrzymują nas tablice informujące o
tym, że wkraczamy na teren prywatny.
|
Po chwili dostrzegamy już mury zamku. |
|
Przy drodze znajduje się również pomnik poległych w I Wojnie Światowej... |
|
...i nie tylko. |
|
Widok od strony skrzyżowania z ulicą Zamkową. |
Obie
z części budynku zostały wzniesione w stylu renesansowym w XVI
wieku na miejscu wcześniejszej gotyckiej budowli. Zamek został
jeszcze dwukrotnie poważnie przebudowany – w 1727 roku w stylu
barokowym, a w latach 1874-1883 w neogotyckim. Przez ponad dwa i pół
stulecia należał do rodu von Mettich, ale chyba nigdy wcześniej
nie był w tam smutnym stanie jak dziś. Budowla w widoczny sposób
przegrywa walkę z czasem. W tym przypadku jest to szczególnie
smutne, bo w przeciwieństwie do wielu innych w Sudetach, zamek nie
został zniszczony pod koniec II Wojny Światowej. Po wojnie
użytkowany był jako budynek mieszkalny i biurowy, a w 1958 roku
został nawet wyremontowany. Od początku lat siedemdziesiątych jest
niestety opuszczony i od tego czasu z roku na rok coraz bardziej
popadający w ruinę.
Ulicą
Zamkową przechodzimy na żółty szlak, który zaprowadzi nas do
celu naszego spaceru. Po kilkuset metrach prowadzi nas do zbudowanego
w latach sześćdziesiątych kościoła. Następnie za żółtymi
znakami idziemy wzdłuż Złotego Potoku, przecinającego miejscowość
na dwie części. Przechodzimy również obok prywatnej posesji, na
terenie której znajduje się ruchoma szopka. Tą jednak obejrzeć
można tylko do 2 lutego, jesteśmy więc o kilka dni spóźnieni.
Zawsze to powód, żeby wrócić tutaj podczas kolejnej zimy :)
|
Złoty Potok rozdziela miejscowość na dwie części. |
|
Żółty szlak odnaleziony! |
|
Spomiędzy zabudowań udaje się zerknąć w stronę Lasu Prudnickiego |
|
Kościół parafialny p.w. Matki Boskiej Częstochowskiej. |
|
Raz po raz przechodzimy nad Złotym Potokiem. |
|
Od czasu do czasu widzimy górującą nad nami Biskupia Kopę. |
Z
miejscowości wychodzimy po 50 minutach spaceru. Od razu po wyjściu
spomiędzy zabudowań otacza nas zimowa podgórska sceneria. Na
horyzoncie widzimy cienie Biskupiej i Srebrnej Kopy, a bliżej stoki
Kaplicznego Wzgórza, Okopowej, Zajęczej Kępy, Kobylicy, Kraski i
celu naszego spaceru – Trupiny. To wzgórze wznosi się o zaledwie
kilkadziesiąt metrów nad miejscowość. Jego przedwojenne nazwy to
Galgenberg i Pfarrberg. Pierwsza z nich sugeruje, że znajdowała się
tu szubienica miejska Prudnika, co jednak byłoby lokalizacją dosyć
odległą od miasta. Druga wskazuje na to, że wzniesienie znajdowało
się naprzeciw kościoła w Moszczance.
|
Za ostatnimi zabudowaniami wkraczamy w piękną zimową scenerię. |
|
Stąd Biskupia i Srebrna Kopa widoczne są już nieco wyraźniej. |
|
Dowód na to, że nie zboczyliśmy ze szlaku. |
|
Widok na stoki Zajęczej Kępy. |
|
Przed nami nasz cel - Trupina. |
Kiedy
żółty szlak doprowadza nas do Zameckiego Potoku skręcamy w lewo i
zaczynamy krótkie i łagodne podejście na szczyt. Przez niecałe
dwadzieścia minut idziemy leśną drogą, która miejscami
zablokowana jest przewróconymi drzewami. Mróz jednak, choć
niewielki, trzyma i znacznie wygodniej idzie nam się położonym z
lewej strony polem – w końcu to jakiś „plus” minusowej
temperatury. W drodze na wierzchołek towarzyszy nam pies, który
odłącza się od miejscowej rodziny udającej się w głąb lasu.
Przez chwilę trochę martwimy się czy psiak wróci do nich, bo
wydaje się, że zdezorientowany biega tam i z powrotem. W końcu
jednak sprintem rusza w kierunku gdzie zniknęli , liczymy więc na
happy end.
|
Ostatnia prosta na szczyt. |
Na
szczycie Trupiny jesteśmy po niespełna półtorej godzinie spaceru.
Wysokość 331 metrów nad poziomem morza specjalnie nie imponuje,
ale widoki i tak są całkiem przyjemne. Przed nami rozciąga się
panorama Łąki Prudnickiej i Prudnika, a także stoki Zajęczej
Kępy, Kobylicy, Długoty i Kraski. Pierwszy krok ku zaprzyjaźnieniu
się z zimą uznajemy za całkiem udany. Przez krótką chwilę
rozważamy przejście do Dębowca i powrót do Łąki Prudnickiej
przez Chocim, nie mamy jednak ochoty na późniejszy wyścig z
zapadającym zmrokiem. Po swoich śladach w trzy kwadranse wracamy do
samochodu.
|
Dowód na to, że udało nam się wdrapać. |
|
Widok na Kraskę i Długotę ze szczytu Trupiny. |
|
Przed sobą widzimy stoki Zajęczej Kępy i Kobylicy. |
|
Prudnik jest co prawda nieco zamglony, ale charakterystyczne punkty w mieście daje się rozpoznać. |
|
Z góry spoglądamy na Łąkę Prudnicką. |
|
Powoli udajemy się w drogę powrotną. |
|
Widok zamku z głębi ulicy Zamkowej. |
|
Niestety widać, że budowla przegrywa walkę z czasem. |
Opis
trasy: Łąka Prudnicka – Trupina – Łąka Prudnicka
Odległość:
9,2 km
Czas
przejścia: 2 godziny 16 minut
Punkty
GOT: 7
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz