środa, 14 lutego 2018

Na Trupinę (331 m n.p.m.)

Uwielbiamy wielogodzinne wędrówki po górach, najlepiej kiedy pogoda pozwala na hasanie w krótkich spodenkach. Nie zawsze jednak dostaje się to, co się lubi. Całkiem przyjemny i ciekawy może być także dwugodzinny niedzielny spacer z jednej z podsudeckich wsi na szczyt niewysokiego wzgórza.

Zima to zdecydowanie nie jest nasza ulubiona pora roku. Wystarczy popatrzeć na rozłożenie dotychczasowych blogowych wycieczek: kilkadziesiąt odbyło się latem i wiosną, zaledwie kilka – jesienią, a dokładnie zero podczas kalendarzowej zimy. Jak na razie nasze najbardziej zimowe osiągnięcia to wdrapanie się na ośnieżonywierzchołek Biskupiej Kopy na sam początek wiosny przed dwoma laty oraz natknięcie się na kilka płatów śniegu na stokach Gronia Jana Pawła II i Łamanej Skały w kwietniu minionego roku. Zasadniczo zima to dla nas pora roku, podczas której trzeba ciepło się ubrać, wskutek czego człowiek poci się jeszcze mocniej niż zwykle. To z kolei w naszym przypadku w nader niekorzystnych momentach prowadzi do przeziębienia i obligatoryjnego „a nie mówiłem, że niepotrzebnie tam łazicie” ze strony bliskich.
Mocne niezgranie naszej ciepłolubności z zimą to jednak coś, co jak najbardziej chcemy przełamywać. Nie jakoś rewolucyjnie, a powolutku, małymi, acz pewnymi kroczkami. Na początek wybraliśmy spokojny podgórski spacer w ładne niedzielne popołudnie.
Do Łąki Prudnickiej dojeżdżamy tuż przed czternastą. Jak na rozpoczęcie podgóskiego spaceru to dla nas bardzo późno (choć zdarzały nam się już późniejsze wyprawy), ale nie mamy specjalnie ambitnych planów i naszą wycieczkę zamierzamy zakończyć na długo przed zapadnięciem zmroku. Samochód zostawiamy na parkingu na samym początku miejscowości, pod świeżo wyremontowanym budynkiem. Wygląda nam na budynek użyteczności publicznej, choć żadnej czerwonej tabliczki, która wyjaśniałaby tę kwestię, nie dostrzegamy. Stąd wzdłuż drogi krajowej udajemy się w kierunku centrum wsi.

Obligatoryjne zdjęcie parkingu.
Krótko idziemy wzdłuż drogi krajowej, z prawej widzimy park zamkowy.
Od samego początku z prawej strony drogi widzimy park zamkowy, a po chwili dostrzegamy również pierwsze fragmenty murów. Zamek w Łące Prudnickiej bardzo często mijamy wyjeżdżając w Góry Opawskie, Góry Złote czy Wysokie Jesioniki, ale dotychczas nie znaleźliśmy czasu, żeby obejrzeć go dokładniej. Tym razem spokojnie przyglądamy się skrzydłu położonemu wzdłuż krajówki, a także kolejnemu, ciągnącemu się wzdłuż przedłużenia ulicy Zamkowej. Przed dalszą eksploracją powstrzymują nas tablice informujące o tym, że wkraczamy na teren prywatny.

Po chwili dostrzegamy już mury zamku.

Przy drodze znajduje się również pomnik poległych w I Wojnie Światowej...
...i nie tylko.
Widok od strony skrzyżowania z ulicą Zamkową.
Obie z części budynku zostały wzniesione w stylu renesansowym w XVI wieku na miejscu wcześniejszej gotyckiej budowli. Zamek został jeszcze dwukrotnie poważnie przebudowany – w 1727 roku w stylu barokowym, a w latach 1874-1883 w neogotyckim. Przez ponad dwa i pół stulecia należał do rodu von Mettich, ale chyba nigdy wcześniej nie był w tam smutnym stanie jak dziś. Budowla w widoczny sposób przegrywa walkę z czasem. W tym przypadku jest to szczególnie smutne, bo w przeciwieństwie do wielu innych w Sudetach, zamek nie został zniszczony pod koniec II Wojny Światowej. Po wojnie użytkowany był jako budynek mieszkalny i biurowy, a w 1958 roku został nawet wyremontowany. Od początku lat siedemdziesiątych jest niestety opuszczony i od tego czasu z roku na rok coraz bardziej popadający w ruinę.
Ulicą Zamkową przechodzimy na żółty szlak, który zaprowadzi nas do celu naszego spaceru. Po kilkuset metrach prowadzi nas do zbudowanego w latach sześćdziesiątych kościoła. Następnie za żółtymi znakami idziemy wzdłuż Złotego Potoku, przecinającego miejscowość na dwie części. Przechodzimy również obok prywatnej posesji, na terenie której znajduje się ruchoma szopka. Tą jednak obejrzeć można tylko do 2 lutego, jesteśmy więc o kilka dni spóźnieni. Zawsze to powód, żeby wrócić tutaj podczas kolejnej zimy :)

Złoty Potok rozdziela miejscowość na dwie części.
Żółty szlak odnaleziony!
Spomiędzy zabudowań udaje się zerknąć w stronę Lasu Prudnickiego
Kościół parafialny p.w. Matki Boskiej Częstochowskiej.
Raz po raz przechodzimy nad Złotym Potokiem.
Od czasu do czasu widzimy górującą nad nami Biskupia Kopę.
Z miejscowości wychodzimy po 50 minutach spaceru. Od razu po wyjściu spomiędzy zabudowań otacza nas zimowa podgórska sceneria. Na horyzoncie widzimy cienie Biskupiej i Srebrnej Kopy, a bliżej stoki Kaplicznego Wzgórza, Okopowej, Zajęczej Kępy, Kobylicy, Kraski i celu naszego spaceru – Trupiny. To wzgórze wznosi się o zaledwie kilkadziesiąt metrów nad miejscowość. Jego przedwojenne nazwy to Galgenberg i Pfarrberg. Pierwsza z nich sugeruje, że znajdowała się tu szubienica miejska Prudnika, co jednak byłoby lokalizacją dosyć odległą od miasta. Druga wskazuje na to, że wzniesienie znajdowało się naprzeciw kościoła w Moszczance.

Za ostatnimi zabudowaniami wkraczamy w piękną zimową scenerię.
Stąd Biskupia i Srebrna Kopa widoczne są już nieco wyraźniej.
Dowód na to, że nie zboczyliśmy ze szlaku.
Widok na stoki Zajęczej Kępy.
Przed nami nasz cel - Trupina.
Kiedy żółty szlak doprowadza nas do Zameckiego Potoku skręcamy w lewo i zaczynamy krótkie i łagodne podejście na szczyt. Przez niecałe dwadzieścia minut idziemy leśną drogą, która miejscami zablokowana jest przewróconymi drzewami. Mróz jednak, choć niewielki, trzyma i znacznie wygodniej idzie nam się położonym z lewej strony polem – w końcu to jakiś „plus” minusowej temperatury. W drodze na wierzchołek towarzyszy nam pies, który odłącza się od miejscowej rodziny udającej się w głąb lasu. Przez chwilę trochę martwimy się czy psiak wróci do nich, bo wydaje się, że zdezorientowany biega tam i z powrotem. W końcu jednak sprintem rusza w kierunku gdzie zniknęli , liczymy więc na happy end.

Ostatnia prosta na szczyt.
Na szczycie Trupiny jesteśmy po niespełna półtorej godzinie spaceru. Wysokość 331 metrów nad poziomem morza specjalnie nie imponuje, ale widoki i tak są całkiem przyjemne. Przed nami rozciąga się panorama Łąki Prudnickiej i Prudnika, a także stoki Zajęczej Kępy, Kobylicy, Długoty i Kraski. Pierwszy krok ku zaprzyjaźnieniu się z zimą uznajemy za całkiem udany. Przez krótką chwilę rozważamy przejście do Dębowca i powrót do Łąki Prudnickiej przez Chocim, nie mamy jednak ochoty na późniejszy wyścig z zapadającym zmrokiem. Po swoich śladach w trzy kwadranse wracamy do samochodu.

Dowód na to, że udało nam się wdrapać.
Widok na Kraskę i Długotę ze szczytu Trupiny.
Przed sobą widzimy stoki Zajęczej Kępy i Kobylicy.
Prudnik jest co prawda nieco zamglony, ale charakterystyczne
punkty w mieście daje się rozpoznać.
Z góry spoglądamy na Łąkę Prudnicką.
Powoli udajemy się w drogę powrotną.
Widok zamku z głębi ulicy Zamkowej.
Niestety widać, że budowla przegrywa walkę z czasem.
Opis trasy: Łąka Prudnicka – Trupina – Łąka Prudnicka
Odległość: 9,2 km
Czas przejścia: 2 godziny 16 minut

Punkty GOT: 7

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz