W minioną niedzielę do dyspozycji
mieliśmy całe popołudnie, postanowiliśmy więc wybrać się na
pierwszy wiosenny spacer w Lesie Prudnickim. Padło na dobrze znane
nam Kobylicę i Klasztorne Wzgórze, a po drodze zajrzeliśmy na
odwiedzone przez nas po raz pierwszy Zbylut i Sępik.
Chyba
ostatnio wykrakaliśmy – znowu nie udało się przetrwać zimy bez
kilku niegroźnych, ale uporczywych choróbsk przeziębieniopodobnych,
które na przemian męczyły nas przez kilka tygodni. Z wytęsknieniem
czekaliśmy więc zarówno na podleczenie się, jak i na nieco
przyjemniejszą pogodę. W ostatni weekend marca wreszcie spełnione
zostały obydwa warunki. Nie chcieliśmy jeszcze nadwyrężać sił,
zdecydowaliśmy się więc na spacer w niższych partiach Gór
Opawskich.
Tuż
po czternastej dojeżdżamy do Dębowca. Dla nas to bardzo późno,
ale nie mamy w planach długich wędrówek, a poza tym czekamy, aż
wiosenne słońce nieco nagrzeje powietrze, bo nocą jeszcze całkiem
nieźle przymroziło. Samochód zostawiamy na parkingu przy drodze z
Prudnika. Mimo słonecznej pogody miejsca jest sporo, zastajemy tutaj
tylko jeden pojazd. Widocznie wędrowców odstrasza w to niedzielne
popołudnie całkiem silny wiatr, przed którym jednak zamierzamy się
już za chwilę ukryć między drzewami. Przed wyruszeniem w trasę
rozmawiamy jeszcze chwilę z sympatycznym Czechem, który pyta jak
daleko jeszcze do Prudnika.
|
Dal miłośników rzeczy obligatoryjnych - kawałek parkingu w Dębowcu, a konkretnie wjazd. W tle Łąka Prudnicka. |
Wędrówkę
rozpoczynamy podążając za niebieskim znakami. Ze skraju lasu
roztaczają się ładne widoki na zachodnią część Lasu
Prudnickiego i masyw Biskupiej Kopy, a przy optymalnych warunkach
można stąd nawet dostrzec zarys Karkonoszy. Po kilku minutach
jesteśmy już na szczycie Kobylicy. Pomnik Eichendorffa z 1911 roku
i Żabie Oczko czynią to miejsce bardzo urokliwym. Szczególnie
Irena zafascynowana jest powierzchnią stawu, która zazwyczaj
zielona, tym razem mimo prawie dziesięciu stopni na plusie, jest
pokryta białą skorupą lodu. Nie zawsze jest tutaj całkiem
bezpiecznie, w dni robocze w położonym nieopodal kamieniołomie
„Dębowiec” odstrzeliwana jest skała, w niedzielę jednak nie
trzeba się o to martwić. Na Kobylicy jesteśmy już trzeci raz –
poprzednio gościliśmy tutaj przed dwoma laty: w marcu i w lipcu.
|
Widok spod szczytu Kobylicy na Łąkę Prudnicką. |
|
Zachodnia część Lasu Prudnickiego - Kraska i Trupina. |
|
Końcówka podejścia na szczyt Kobylicy. |
|
Zejście na Żabie Oczko. |
|
Powierzchnia stawu tym razem nie zielona, a biała. |
|
Pomnik Eichendorffa, stoi tu od 1911 roku. |
|
I obligatoryjny dowód na wdrapanie się ;) |
|
Żabie Oczko ze szczytu Kobylicy. |
Przez
chwilę czerwony szlak prowadzi nas w dół ku zabudowaniom Dębowca,
wkrótce jednak znów kierujemy się za niebieskimi znakami, które
poprowadzą nas przez dłuższy czas. Do właściwych zabudowań wsi
nie docieramy, bo kierujemy się w las. Ciekawych miejsc tutaj nie
brakuje. Najpierw docieramy do średniowiecznego grodziska
„Schlossplatz”. Następnie szlak wije się wśród niewielkich
strumyków, przez które przechodzimy drewnianymi mostkami, a dalej
mijamy potężną daglezję szarą, pomnik przyrody o obwodzie około
3,5 metra. To wszystko widzimy na przestrzeni zaledwie kilku minut,
po czym wychodzimy na szeroką leśną drogę.
|
Tak wygląda średniowieczne grodzisko Schlossplatz. |
|
To chyba górny bieg Trzebinki, zobaczymy ją jeszcze później. |
|
Daglezja w całej okazałości. |
Tym traktem, łączącym Dębowiec z
Trzebiną, idziemy przez następne trzy kilometry. Odcinek może się
wydawać trochę nudny i przydługi - w środku lata na pewno mocno
by nas znużył. Tym razem jednak cieszymy się spokojnym spacerem, w
końcu po kilku tygodniach udało nam się wreszcie wrócić w góry,
nawet jeśli są bardzo niskie. Słońce przygrzewa, a drzewa
zatrzymują najostrzejsze podmuchy wiatru. A trasę urozmaicamy sobie
sami, chcąc zdobyć dwa wzgórza, których szczyty znajdują się
niedaleko tej drogi. Pierwszy w kolejności jest Zbylut, którego
wierzchołka spodziewamy się kilkadziesiąt metrów od szlaku, nad
nieczynnym kamieniołomem. Udaje nam się go znaleźć przy drugiej
próbie. Poszukującym szczytu od strony Dębowca podpowiadamy, że
należy minąć pierwszy niewielki kamieniołom, a wspiąć się
dopiero nad kolejny, nieco okazalszy. O zdobyciu wierzchołka
informuje charakterystyczna dla Gór Opawskich drewniana tabliczka :)
|
Może i nudna droga, ale na początek sezonu w sam raz! |
|
Po drodze mijamy rozlewiska... |
|
...i kolejne strumyki. |
|
Pierwszy kamieniołom. To nie tutaj należy się wdrapać. |
|
Szczyt Zbyluta znajdziemy właśnie tutaj. |
Po
zejściu ze Zbyluta idziemy w drugą stronę, w kierunku granicy
czeskiej. Pod górę prowadzi nas znacznie już słabiej utrzymana
leśna droga. Trochę nas to niepokoi, bo przypomina nam się bliskiespotkanie z dzikiem sprzed roku. Bez przeszkód mijamy
jednak młodniak i docieramy w rejon szczytu. Rozglądamy się i
widzimy trzy miejsca, które mogłyby być wierzchołkiem. Sprawdzamy
je po kolei, a tabliczkę i punkt triangulacyjny znajdujemy dopiero
na trzecim wzniesieniu. Trochę to trwa, szczególnie że na drugim z
nich Irenę zatrzymuje na chwilę spotkanie z sarną (nie za bliskie,
ale zajmujące). Zadowoleni wypełnieniem kolejnych białych plam na
mapie naszego ukochanego pasma, wracamy na niebieski szlak.
|
Podeście na Sępik z niepokojącym młodniakiem z lewej. |
|
Zbylut widziany spod szczytu Sępika. |
|
Szczęśliwa zdobywczyni Sępika :) Tabliczka rozwiewa wszelkie wątpliwości :) |
Po
krótkiej chwili wychodzimy na skraj lasu, przed sobą widzimy
zabudowania Trzebiny. Wędrujemy już od dwóch godzin, decydujemy
się więc na krótką przerwę i rozgrzewamy się ciepłą herbatą.
Dalej idziemy dosyć żwawo, odsłonięty odcinek chcemy pokonać jak
najszybciej. O dziwo wśród pól nie jest tak zimno, jak się
spodziewaliśmy, wiać zaczyna dopiero na samym rozdrożu pod
Trzebiną.
|
Widok ze skraju lasu w kierunku Trzebiny. |
|
Krzyż na rozdrożu pod Trzebiną. |
Tutaj
skręcamy w lewo i przez najbliższe 20 minut spacerujemy wzdłuż
krawędzi lasu. Szlak jest w fatalnym stanie, błoto jest na tyle
głębokie, że wolimy iść polem, a nie rozjeżdżoną drogą. Tego
dnia nie ma na naszej trasie znaczących podejść, odcinek błotny
jest więc najbardziej męczącą częścią spaceru. Trudy
rekompensują nam drewniany mostek na Trzebince nieopodal ujęcia
wody pitnej i widoki na Trzebinę oraz masyw Lipowca. Kiedy wreszcie
znaki niebieskie łączą się z czerwonymi, jesteśmy już przy
klasztorze Franciszkanów w Prudniku Lesie. To miejsce także
odwiedziliśmy już dwukrotnie – podczas naszej pierwszej blogowej
wycieczki w listopadzie 2015 roku i później, kiedy szliśmy GłównymSzlakiem Sudeckim z Głuchołaz do Prudnika. Zawsze
docieramy tutaj ubłoceni lub spoceni i przesuwamy wizytę w celi
kardynała Wyszyńskiego na następny raz. I tym razem tej świeckiej
tradycji stało się zadość. Będziemy tutaj musieli kiedyś wrócić
ubrani nieco bardziej wyjściowo i zorientować się specjalnie na
wizytę w klasztorze.
|
Drewniany most na Trzebince. |
|
I sam strumień, już nieco bardziej okazały. |
|
Widok na Vysoką, szczyt tuż za czeską granicą. |
|
Trzebina na tle masywu Lipowca. |
|
Spomiędzy drzew wyłania się klasztor Franciszkanów. |
|
Klasztor wraz z kościołem św. Józefa. |
Dalej
szybko podchodzimy na Klasztorne Wzgórze (lub jak kto woli - Kozią
Górę). Trawiastą ścieżkę na szczyt zastąpił utwardzony
chodnik, a wokół widać kolejne chodniki, nowe miejsca parkingowe,
jakieś roboty ziemne. Najwidoczniej szczyt doczekał się
rewitalizacji, za kilka miesięcy trzeba będzie wrócić i zobaczyć
efekty prac. Spodobały nam się lampy zasilane bateriami słonecznymi
i wiatraczkami, Irena ceni sobie takie ekologiczne rozwiązania. Z
drewnianej wieży widokowej przez chwilę podziwiamy panoramę
Prudnika i Trzebiny, po czym udajemy się w dalszą drogę.
|
Panorama Prudnika z Klasztornego Wzgórza. |
|
Widok w kierunku klasztoru, Trzebiny i Lipowca. |
|
A tutaj widać skutki prac na Klasztornym Wzgórzu. |
Na
chwilę schodzimy ze szlaku i leśną drogą idziemy w kierunku
Dębowca. Czerwone znaki dołączają do nas po około 20 minutach.
Ten odcinek Głównego Szlaku Sudeckiego dobrze znamy, dlatego
omijamy Bożą Górę i korzystamy ze skrótu. Decyzja okazuje się
trafna, bo obok drogi odnajdujemy kawałek ruin, których nie udaje
nam się odnaleźć na mapie. Pewnie to żaden istotny budynek, ale
zawsze takie znalezisko dodaje wycieczce atrakcji. Znowu idziemy
szeroką leśną drogą, idealną na spokojne cieszenie się
początkiem wiosny. Kiedy poprzednio tędy szliśmy, ścigały nas
chmary owadów, teraz możemy spokojnie poznawać okolicę.
|
Ruiny przy leśnej drodze do Dębowca. Ktoś wie co to było? |
|
Tym razem idziemy spokojnie, nie odganiając się od owadów. |
|
Mijamy Bożą Górę - tam byliśmy już dwukrotnie. |
Przed
samym Dębowcem szlak schodzi z drogi i prowadzi nas w prawo. Po
kilkuminutowym, niezbyt stromym podejściu, jesteśmy znowu na
szczycie Kobylicy. Ten wierzchołek o wysokości 395 metrów to
najwyższy punkt tego dnia, spina początek i koniec naszej
wycieczki. Po swoich śladach wracamy na pobliski parking.
|
Ostatni kawałek podejścia na Kobylicę. |
|
I na zakończenie pomnik Eichendorffa w wieczornym słońcu. |
W
samochodzie przyznajemy, że ledwie trzyipółgodzinna wędrówka po
długiej przerwie nieźle nas zmęczyła. Cieszymy się jednak, że
już w pierwszy weekend wiosny udało się na dobre rozpocząć
sezon. Mamy ochotę na więcej!
Opis
trasy: Kobylica – Dębowiec – Zbylut – Sępik – Zbylut –
Klasztorne Wzgórze – Kobylica
Odległość:
13,6 km
Czas
przejścia: 3 godziny 35 minut
Punkty
GOT: 12
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz