wtorek, 22 sierpnia 2017

Na Smrk (1126 m n.p.m.)

W Góry Złote specjalnie daleko nie mamy i kilka mniej lub bardziej ciekawych miejsc w tym paśmie już odwiedziliśmy. Do mniej ciekawych na pewno zaliczylibyśmy szczyt z Korony Gór Polski, zdobyty przez nas jeszcze w preblogowych czasach, latem 2015 roku – Kowadło. Zdecydowanie ciekawsze za to były Jawornik Wielki i Borówkowa, odwiedzone przez nas przed rokiem, a także zamek Jański Vrch w Javorniku. Dotychczas jednak wymykał nam się najwyższy szczyt całego pasma. Trzeba było nadrobić te zaległości.

Z tymi Górami Złotymi to taka nie do końca jasna sprawa. Nie do końca wiadomo, gdzie to pasmo się kończy; gdzie zaczynają się Góry Bialskie i czy w ogóle te Góry Bialskie jakoś wyodrębniać. W efekcie mówiąc o najwyższym szczycie tego pasma, wskazuje się kilka różnych miejsc, na przykład twórcy Korony Gór Polski przyznali ten tytuł górującemu nad Bielicami Kowadłu. Część polskich krajoznawców, podobnie jak Czesi, uznaje Góry Złote i Bialskie za jedno pasmo (dla Czechów to Góry Rychlebskie). W takim układzie tytuł najwyższego szczytu najpewniej przypada liczącemu 1126 metrów Smrkowi. Najpewniej, bo w najbliższym otoczeniu Smrku znajdziemy jeszcze Smrek Trójkrajny, Brusek, Travną Horę i Postawną, wszystkie o zbliżonej wysokości. Nikogo raczej nie zdziwi, kiedy po kolejnych superdokładnych badaniach okaże się, że wyższa o jakieś 20 centymetrów jest dajmy na to Travna Hora. Postanowiliśmy iść na pewniaka i podczas jednej wycieczki zaliczyć całą piątkę wierzchołków. W ten sposób cokolwiek się będzie działo, będziemy pewni, że na najwyższym z nich byliśmy już na pewno. Jakby co, to na rozkładzie mamy też będący podobnej wysokości Rudawiec, na który wdrapaliśmy się przed dwoma laty (również w erze preblogowej).
Za wymienione górki postanawiamy się zabrać od strony czeskiej – omijanie Gór Złotych i dojazd do Bielic czy Gierałtowa oznaczałyby dodatkową godzinę jazdy. Jako punkt wyjściowy wybraliśmy Ramzovské sedlo. Parkingów tam nie brakuje, teren został zresztą przez nas rozpoznany niedawno, podczas zdobywania Šeráka i Keprniká. Wtedy zdecydowaliśmy, że podczas kolejnej letniej wycieczki, nie będziemy wjeżdżać na duży płatny parking, a zostawimy samochód przy dolnej stacji wyciągu. Na miejsce dojeżdżamy tuż po ósmej i od razu… wjeżdżamy za szlaban. Decydujemy, że na bezpłatnym parkingu będzie dziś walka o każdy centymetr, tutaj powinno być nieco luźniej, a 60 koron to nie majątek. Nieco wybiegając w przyszłość – patrząc po powrocie na napakowany jak kaszanka plac pod wyciągiem, byliśmy z tej decyzji bardzo zadowoleni.

Spodziewamy się tłumów na Ramzovskim sedle,
decydujemy się więc na parking płatny.
Ruszamy za czerwonymi znakami z stronę Petříkova. Po drodze mijamy dworzec kolejowy w Ramzovej i akurat widzimy jak do miejscowości wjeżdża pociąg, z którego wysiada kilka osób. Wszystkie z plecakami i wszystkie kierują się w przeciwnym kierunku niż my – w stronę wyciągu krzesełkowego na Šerák. Do Petříkova prowadzi nas leśna droga, na razie nie ma wartych wspomnienia podejść. Do wioski docieramy po jakichś 25 minutach. Miejscowość bardzo nas zaciekawia. Z jednej strony, położona nad potokiem Branná, wydaje się być bardzo sympatyczna. Część zabudowy jest drewniana, mnóstwo tu pensjonatów, uwagę zwracają również stara remiza strażacka i kościółek. Z drugiej strony trochę boimy się tego, co zastaniemy na szlaku, bo panowie w niedzielny poranek szykują się do wycinki drzew. Inni z kolei już z samego rana raczą się piwem – pewnie regionalnym i dobrym, na nasz gust jest jednak na to ciutkę za wcześnie.

Z tego pociągu za chwilę wysiądzie grupa turystów.

Przed nami hotel górski Vetrolam.
Tak wygląda szlak do Petříkova.
Zabudowa miejscowości robi przyjemne wrażenie.
Miejscowa remiza strażacka.
Tak wygląda kościółek w Petříkovie.
Po nieco ponad półgodzinnym spacerze docieramy do skrzyżowania szlaków. Znaki czerwone zamieniamy na niebieskie i kierujemy się pod górę, w kierunku Przełęczy Trzech Granic. Przez godzinę z hakiem podchodzimy pod górę, pokonując prawie 350 metrów różnicy wysokości. Trasa jest bardzo łatwa i przez to nieco nudna, bo cały czas idziemy szeroką leśną drogą. Spacer nieco urozmaica szumiąca to z prawej, to z lewej strony szlaku Branná. Tuż przed przełęczą Irena zaczyna trochę marudzić, wskazuje kolejne pnie i kamienie, które byłyby idealnym miejscem na odpoczynek i drugie śniadanie. Obiecuję jednak, że na przełęczy będzie o wiele przyjemniej i rzeczywiście, to miejsce nas nie rozczarowuje.

Niebieski szlak jest dosyć monotonny.

Na szczęście wędrówkę urozmaica wijący się wzdłuż drogi potok.
Raz po raz mijamy niewielkie wodospady.
Takie łatwe podejście prowadzi aż na przełęcz.
Przełęcz Trzech Granic to węzeł szlaków żółtego, niebieskiego i zielonego, prowadzi stąd też czerwona ścieżka do Ramzovskégo sedla. Znajduje się tu solidna wiata turystyczna, w której przysiadamy i pałaszujemy kanapki, a Irena zostaje dodatkowo uszczęśliwiona obiecanym za odciągnięcie posiłku w czasie czekoladowym batonikiem (to częściowo tłumaczy jej szeroki uśmiech na zdjęciu). Tuż obok jest polsko-czeska granica, na której las jest przerzedzony, dzięki czemu otwierają się widoki w stronę Śnieżnika i Rudawca. Po chwili dociera w to miejsce trójka sympatycznych Czechów, którzy zajmują ławkę obok i również zabierają się za śniadanie.

Na Przełęczy Trzech Granic. Irenka tryumfalnie konsumuje batonika ;)
My na chwilkę żegnamy się z przełęczą, na którą zajrzymy tego dnia jeszcze dwa razy. Na początek atakujemy pierwszy wierzchołek na naszej liście – Smrk. Na najwyższy szczyt Gór Złotych (lub w zależności od nazewnictwa Bialskich tudzież Rychlebskich) prowadzi nas czerwona ścieżka. Na dystansie pół kilometra zyskujemy tylko 15 metrów wysokości, pewną trudność sprawia za to sam szlak, prowadzący prosto przez rozległe i błotniste kałuże. Część z nich udaje się ominąć, a w przypadku pozostałych z nich musimy ufać naszym butom. Po raz kolejny cieszymy się, że zainwestowaliśmy w solidne górskie obuwie, bo adidasy zostawilibyśmy chyba na szlaku. Wreszcie po dwóch i pół godzinie od opuszczenia parkingu stajemy na szczycie. Znajduje się tutaj punkt triangulacyjny i czeska tabliczka informująca o tym, że to najwyższe miejsce Rychlebskich hor. Wierzchołek jest całkowicie zalesiony, widoków nie ma więc niestety żadnych. W tym względzie zostajemy trochę wynagrodzeni, wracając na Przełęcz Trzech Granic – wtedy po raz pierwszy tego dnia przyglądamy się dokładnie Śnieżnikowi. Byliśmy już na nim, jeszcze przed założeniem bloga, niestety wtedy pogoda nie dopisała.

Podejście na Smrk również jest bardzo łagodne.

Irena na najwyższym szczycie Gór Złotych.
Wdrapałem się i ja.
Powrót w stronę przełęczy - zza horyzontu nieśmiało wychyla się Śnieżnik.
Tutaj szczyt Śnieżnika wygląda już nieco śmielej znad widnokręgu.
Kiedy ponownie docieramy do wiaty, jest już blisko godziny jedenastej. W naszej rodzinnej miejscowości jest już pewnie ponad 30 stopni, a tutaj na 1111 metrach, przyjemne 20 stopni, lekki wietrzyk i słoneczko. Zadowoleni, że zdecydowaliśmy się na wędrówkę po tej okolicy, ruszamy dalej. Na ten dzień mamy jeszcze wielkie plany.

Opis trasy: Ramzowské sedlo – Petříkov – Przełęcz Trzech Granic – Smrk - Przełęcz Trzech Granic
Odległość: 6,2 km
Czas przejścia: 2 godziny 30 minut
Punkty GOT: 10

1 komentarz:

  1. Ponad 24 km! Super wyczyn, podziwiam wytrwałość i kondycję :)
    My w Górach Złotych jeszcze nie byliśmy, ale przymierzamy się do Kowadła :)
    Pozdrawiamy :)
    M&M

    OdpowiedzUsuń