Po kilku dniach na beskidzkich szlakach
znowu nabraliśmy porządnego apetytu na Sudety. Tym bardziej, że
kwietniowa pogoda mocno nam sprzyjała i zapowiadał się trzeci
słoneczny weekend z rzędu. Chcieliśmy przy tym zajrzeć w miejsce
ze sporą liczbą atrakcji, do którego jednocześnie nie będzie
zbyt daleko. Zdecydowaliśmy się na powrót na Ślężę.
W Masyw Ślęży zajrzeliśmy dotychczas
raz, w kwietniu 2012 roku, czyli na długo przed naszą blogową
historią. W pamięci pozostały nam przede wszystkim strome
podejście na Wieżycę od strony Sobótki i mocno zaniedbane
atrakcje dostępne na szczycie Ślęży, w tym kościół i wieża
widokowa. Co więcej, myszkowaliśmy tam wówczas w środku tygodnia,
przez co pocałowaliśmy klamkę wieży widokowej na Wieżycy. Irena
od razu zapowiedziała, że musimy tam wrócić, kiedy wieża była
otwarta. Okolica doczekała się naszego powrotu po sześciu latach.
Na niedzielną wycieczkę nie chcemy
zrywać się przed świtem, na szlak zamierzamy jednak wyruszyć na
tyle wcześnie, żeby być na szczycie przed masowym atakiem
turystów. Zapowiada się idealna pogoda, więc przynajmniej wchodząc
na górę chcemy się w miarę nacieszyć przyrodą. Na przełęcz
Tąpadła dojeżdżamy więc o ósmej rano, licząc na to, że to
wystarczy. Parking na przełęczy jest o tej porze niemal pusty,
widzimy raptem kilka samochodów. Tym razem na szlak ruszamy w
trójkę, towarzyszy nam Michał. W ten sposób po raz pierwszy od
dłuższego czasu mamy na trasie towarzystwo. Z innymi osobami
wdrapywaliśmy się już na Klimczok, Błatnią, Czupel, Biskupią Kopę,
Zlaty Chlum czy Certovy Kameny, ale od
dłuższego czasu na wędrówki ruszaliśmy sami. Od czasu do czasu
taka odmiana jest miła :)
|
Tradycyjna dokumentacja porannego tłoku. |
Na szczyt zamierzamy dostać się
niebieskim szlakiem. Ta droga jest znacznie dłuższa niż
najprostsze podejście żółtym szlakiem, ale bardzo ciekawi na
Skalna Perć i ogólnie skałki, od których aż roi się na mapie.
Przez pół godziny spacerujemy leśną drogą, tylko nieznacznie
zyskując na wysokości. Niebieskie znaki krótko prowadzą nas razem
z żółtymi, po chwili odbijają jednak w lewo. Tym samym tracimy z
oczu pojedynczych wędrowców, którzy towarzyszyli nam od parkingu i
na trasie jesteśmy sami. Plan się udaje, bo aż do szczytu spotkamy
już tylko pojedyncze osoby, w większości schodzące (lub
zbiegające) już z wierzchołka. Wzdłuż drogi widzimy już mnóstwo
skał, to na razie jednak dopiero przedsmak tego, co nas czeka.
|
No to wchodzimy na szlak! |
|
Niebieskie znaki skierują nas tutaj w lewo. |
|
No i są skałki. Pierwsze z wielu. |
|
Za trudno póki co nie jest. |
|
I już pochodzone, już się National Geographic włączył... |
Po dwóch kwadransach szlak skręca w
prawo i zaczynamy stromą wspinaczkę po stoku Skalnej. W dwadzieścia
minut zyskujemy na krótkim odcinku około 100 metrów wysokości.
Irena na skałkach jest w swoim żywiole – podczas gdy ja z
Michałem równo wspinamy się krok po kroku, ona wesoło hasa z
przodu. Kiedy pod szczytem zatrzymujemy się na drugie śniadanie,
szybko wchodzi na wierzchołek, bojąc się, że po posiłku
pójdziemy w innym kierunku i frajda poskakania po skałkach ją
ominie.
|
Zaczyna się robić ciekawie :) |
|
Ostatnie metry pierwszego podejścia. |
|
Szczyt Skalnej przed nami. |
|
Irena już wlazła - na wszelki wypadek, gdybyśmy zmienili plany. |
Ze Skalnej schodzimy na trakt Piotra
Własta. Ta leśna droga znowu zapewnia nam kwadrans spokojnego
spaceru. Wreszcie szlak skręca jednak ponownie w prawo, co oznacza
dalszą wspinaczkę. Przez pół godziny szlak prowadzi nas to nieco
stromiej, to nieco łagodniej. W dwóch miejscach jest szczególnie
ciekawie. Najpierw okrężną drogą wchodzimy na kilkunastometrową
skalną ścianę – tutaj Irenę euforia rozpiera już na tyle, że
nawet na dłuższą chwilę znika nam z oczu. Potem wspinamy się na
kolejną sporą skałkę, z której szczytu widzimy, że wierzchołek
Ślęży jest już na wyciągnięcie ręki. Ostrożne zejście z tej
formacji skalnej, przejście przez kawałek lasu i wdrapanie się po
kamiennych schodkach zajmuje nam kolejne pół godziny. Około
dziesiątej trzydzieści jesteśmy u podnóża betonowej wieży
widokowej.
|
Wierzchołek Skalnej za nami. |
|
Znowu kwadrans spokojnego spaceru... |
|
...i zaczyna się kolejne podejście. |
|
Jeszcze nie wiemy, że zaraz będziemy się tam wspinać. |
|
No to znowu zaczynamy podejście! |
|
To już kolejna grupa skał, Irena dalej wyznacza tempo. |
|
Trzy ślężańskie wieże są już na wyciągnięcie ręki! |
|
Irena schodzi przy wykorzystaniu wszelkich części ciała. |
|
Michał zabiera się do rzeczy bardziej stoicko. |
|
Ostatnie wypłaszczenie... |
|
...jeszcze tylko te schodki... |
|
...i jesteśmy na szczycie! |
|
Wieża widokowa w całej okazałości. |
Na wieży są oprócz nas tylko trzy
osoby. Okazuje się, że jednak zdążyliśmy na szczyt przed
większością turystów, więc przez dłuższą chwilę spokojnie
cieszymy się widokami – Irena i Michał z najwyższej (czwartej)
kondygnacji, ja z pierwszej – wyższe były mi trochę za ciasne. Z
góry dobrze widać Wrocław ze Sky Towerem, sporą część panoramy
Sudetów, a w szczególności zaśnieżony szczyt Śnieżki. Równie
dobre widoki oferuje też wieża kościoła p. w. Nawiedzenia NMP.
Stąd dodatkowo widzimy wieżę Bismarcka na Wieżycy, a tuż pod
sobą mamy schronisko na Ślęży. Zaglądamy też do podziemi
kościoła, choć wieża jest zdecydowanie ciekawsza. Zarówno wieża
widokowa i kościół są odremontowane. Sześć lat temu ich widok
straszył, teraz są prawdziwą wizytówką Ślęży, co nas bardzo
cieszy.
|
Ten niewyraźny cień z tyłu to Śnieżka. |
|
To niepozorne wzgórze to Szczytna |
|
Pozostałe z wież Ślęży. |
|
Radunia widziana z wieży. |
|
Wzgórza Oleszyńskie i Zalew w Sulistrowicach. |
|
To już widok z wieży kościoła i Wieżyca. |
|
Dowód na to, że Irena i Michał się wdrapali. |
|
Okolice Sobótki Zachodniej. |
|
I wieża widokowa widziana z wieży kościelnej. |
|
Wnętrze kościoła na Ślęży... |
|
...i rzut okiem do podziemi. |
Rozsiadamy się w pobliskiej altanie i
wcinamy obiadowe kanapki. Widzimy, jak okolica robi się coraz
bardziej zatłoczona. W końcu orientujemy się, że na szczycie
spędziliśmy już prawie godzinę i warto byłoby udać się w
dalszą drogą. Szybko decydujemy, że naszym następnym celem będzie
Wieżyca.
|
Ślężańskie schronisko. |
|
Kościół p.w. Nawiedzenia NMP w pełnej krasie. |
|
Irena przy substytucie tabliczki. |
|
Dowód, że i ja tam byłem. |
|
I jeszcze wspólna fotka przed kościołem. Tłumy cudem wykadrowane, brawo Michał! |
Na góry wolimy się wspinać,
schodzenie z nich o wiele bardziej nas męczy. Dość monotonne i
właśnie męczące schodzenie żółtym szlakiem ze Ślęży zajmuje
nam prawie godzinę. Trzeba uważać, bo pod nogami jest mnóstwo
kamieni, o które można się potknąć. Na szczęście nie tracimy
przez to widoków, bo zalesione stoki nie odsłaniają niczego
ciekawego. Jedyne interesujące miejsce na tym odcinku wyznaczają
pogańskie rzeźby kultowe: niedźwiedź i panna z rybą. Znajdują
się pod wiatą i są zabezpieczone siatką, niestety jeden z jej
paneli jest wyrwany. Wykorzystują to spacerowicze, którzy robią
sobie zdjęcie z niedźwiedziem, nawet siadając na nim okrakiem.
Trochę brak nam słów… Może byłoby lepiej, gdyby został
zabrany do jakiegoś muzeum? My w każdym razie fotografujemy
grzecznie spoza wyznaczonego obszaru. Tymczasem Irena zaskakuje mnie
i Michała, wręczając nam małe figurki niedźwiedzia, które
chyłkiem kupiła w schronisku. Mój już zajął honorowe miejsce w
witrynie :)
|
Kadr z monotonnego zejścia ze szczytu. |
|
Niedźwiedź, prawilnie sfotografowany zza krat. |
Przed samą Wieżycą czeka nas strome,
ale króciutkie podejście. Na ostatnich metrach trzymamy, kciuki,
żeby wieża widokowa była otwarta. Mamy szczęście! Kupujemy
bilety, wchodzimy na taras widokowy i cieszymy się panoramą
okolicy. Szczerze mówiąc, to widoki uzupełnione wierzchołkiem
Ślęży podobały nam się nawet bardziej, niż panoramy z o 300
metrów wyższego szczytu.
|
Podejście na Wieżycę, było całkiem stromo. |
|
Jednak wieża jest otwarta! |
|
Ślężą z Wieży Bismarcka. |
|
I jeszcze raz panorama Sobótki Zachodniej. |
Z Wieżycy czeka nas strome zejście do
domu turysty pod Wieżycą. Tutaj tylko na krótko się zatrzymujemy,
podbijamy książeczki GOT i ruszamy dalej, bo turystów są już nie
dziesiątki, ale setki. Na przełęcz Tąpadła zamierzamy wrócić
czarnym szlakiem przez rozdroże Holtei, omijając zdobyte w
pierwszej części dnia szczyty. I nagle, jak za dotknięciem
czarodziejskiej różdżki, sytuacja na trasie się zmienia. Znowu
mijamy tylko pojedyncze osoby, znowu cieszymy się spokojem i
przyrodą. Sielanka trwa niemal dwie godziny, prawie do samej
przełęczy. Niestety spokój okupiony jest monotonnością szlaku,
cały czas idziemy pośród drzew, widoków nie ma żadnych. Jedynie
pod sam koniec wędrówki z lewej strony ukazuje nam się szczyt
Raduni. W ostatnią godzinę wędrówki ogarnia nas zmęczenie –
już nawet Irena przestaje brykać i grzecznie idzie równym tempem.
|
Tutaj już wykadrować ludzi nie dało rady. |
|
I nagle znowu cisza i spokój :) |
|
Pogoda zrobiła się już zdecydowanie niepolarowa. |
|
Zza drzew wygląda szczyt Raduni. |
Samej przełęczy niemal nie poznajemy.
Teraz jest zawalona setkami samochodów, pojazdy zajmują pobocza w
kierunku Sulistrowiczek na odcinku ponad kilometra. W takich chwilach
człowiek cieszy się, że przemógł się i wstał w miarę
wcześnie. Kiedy wyjeżdżamy z parkingu, kolejne dziesiątki
turystów dopiero zaczynają wspinaczkę na szczyt. Dobrze, że
wybraliśmy się tam w miarę wcześnie, choć fajnie byłoby kiedyś
ogarnąć się na tyle, żeby na wierzchołki docierać na wschód
słońca. Kto wie, może i tego doczekamy? Póki co wracamy do domu.
Z wycieczki jesteśmy bardzo zadowoleni, stęskniliśmy się za
Sudetami. Postanawiamy, że przy kolejnej okazji znowu powędrujemy
po pograniczu polsko-czeskim, choć o konkretnym miejscu jeszcze nie
myślimy. Gdziekolwiek się wybierzemy – na pewno damy Wam znać!
|
Na parking jeszcze kawałek, taka frekwencja o 15:25. |
Opis trasy: Przełęcz
Tąpadła – Skalna – polana z Dębem – Ślęża – rozdroże
pod kamiennym krzyżem – przełęcz Dębowa - Wieżyca – Dom
Turysty pod Wieżycą – rozdroże pod Stolną – skrzyżowanie z
drogą Dzikiej Świni – rozdroże Holtei – Przełęcz Tąpadła
Odległość: 16 km
Czas przejścia: 7 godzin
27 minut
Punkty GOT: 22
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz